W
mitach i legendach z całego świata przewija się wiele stworzeń, które na
przestrzeni wieków stały się symbolami. Jednymi z takich istot są Jednorożce i
to właśnie im chciałbym poświęcić dzisiejszy temat. Odcinek ten dedykuję Kini,
najmłodszej Słuchaczce tego kanału. A teraz usiądźcie wygodnie i posłuchajcie
opowieści o Jednorożcach.
Jednorożce
to magiczne konie z legend i mitów. Mają lśniącą sierść, czasem białą jak
chmury, czasem srebrną jak księżyc. Na ich głowach powiewają lśniące grzywy. Są
niesamowicie szybkie, niczym wiatr. Ale to, co najbardziej odróżnia je od
zwykłych rumaków, to jeden, długi róg, który wyrasta na środku ich czoła. Mówi
się, że ich rogi mają magiczne moce. Wszystko, czego dotkną, staje się czyste i
zdrowe. Tak samo łzy Jednorożca, potrafiły uleczać i wypędzać choroby. Odganiają
także smutki.
Jednorożec ChatGPT
Jednorożce
to nieśmiałe i płochliwe zwierzęta. Stronią od ludzi. Są symbolem dobroci,
miłości i religii. Ich legowiskami są tajemnicze i zaczarowane lasy, zwłaszcza
polany pokryte miękką, zieloną trawą. Żyją w małych stadach, a wszystkie
zwierzęta w nim dbają o siebie nawzajem.
Najstarsze
wzmianki o Jednorożcach pochodzą ze starożytnej Grecji, z V wieku przed naszą
erą. Na przestrzeni stuleci próbowano doszukiwać się różnych źródeł pochodzenia
legend o Jednorożcach, typując zwierzęta takie jak antylopy, bawoły czy
nosorożce. Czy wyobrażacie sobie teraz magicznego nosorożca, którego otacza
tęcza? Być może źródło legendy znajdowało się także w opowieściach o kłach
narwali, które zamieszkują Arktykę, a które nazywane są Jednorożcami Północy.
Kirin ChatGPT
Podobnymi
istotami do Jednorożców były chińskie Kiriny. Tak samo jak europejskiej
Jednorożce, Kiriny ukazały się tylko dobrym ludziom, tam gdzie panowała
uczciwość i pokój.
Jednorożce
stały się popularnym motywem na wielu herbach. Królestwo Szkocji posiada w
swoim herbie aż dwa, białe jednorożce. Jednorożec i lew znajdują się w herbie
Wielkiej Brytanii. W Polsce te magiczne istoty możemy spotkać chociażby na
herbie Lidzbarku a także w gminie, która nazywa się dosłownie Jednorożec.
Jednorożec ChatGPT
Współcześnie
Jednorożce również się popularne, można je spotkać w wielu filmach, bajkach czy
grach komputerowych. A czy Wy macie swoje ulubione Jednorożce? Możecie o nich
opowiedzieć w komentarzach!
Podsumowując,
Jednorożce są symbolami czystości, dobroci, miłości. To z natury dobre istoty,
które w wielu legendach pomagały ludziom. Niektórym może być trudno uwierzyć w
istnienie
Jednorożców, ale kto wie, może pewnego dnia pewien mały odkrywca lub pewna
mała odkrywczyni trafi na ich ślady?
Na
dziś to tyle. Zostawcie subskrypcję na Youtube, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, by nie
ominęły Was następne materiały, a także polubienia, jeśli odcinek Wam się
podobał. Chciałbym również zaprosić do odsłuchania innym nagrań, które już
miały premierę na kanale, byście mogli poznać ciekawe istoty z różnych
wierzeń. Zachęcam także do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie
publikuję informacje o nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co
pojawi się na Youtube. A jeśli możesz, drogi Czytelniku lub droga
Czytelniczko, wesprzeć moją twórczość finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony
na Patronite, by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Chciałbym
również serdecznie podziękować Piotrowi za całe wsparcie, porady i nakierowanie
na nowe rozwiązania w rozwijaniu kanału. A tymczasem, bywajcie!
Dziś
pierwszy raz wyruszymy na tereny Mezopotamii, by poznać pewną magiczną istotę.
Na wstępie warto zaznaczyć, iż sama Mezopotamia była krainą leżącą w dorzeczu
rzek Eufratu i Tygrysu, w której rozwinęło się wiele starożytnych kultur. Na
pewno warto wymienić wśród nich Sumerów, Akadyjczyków, Asyryjczyków czy Babilończyków.
Schedę z ich wierzeń i wiele motywów z mezopotamskich legend znalazło swój ślad
w hebrajskich wierzeniach, jak motyw stworzenia człowieka z gliny, mit o
potopie czy o wieży Babel. Ale dziś nie o tym, to była bardziej dygresja, by
zarysować Wam kontekst historyczny i kulturowy. Dziś za to opowiemy sobie o
istocie zwanej Anzû.
Anzû,
zwany też po prostu Zû lub Imdugud był ptakiem olbrzymich rozmiarów. Co jednak
odróżniało go od innych skrzydlatych istot, to posiadanie głowy lwa. W
niektórych opisach taka głowa miała typowo koci pysk a w innych była zakończona
dziobem ostrym jak piła do drewna. Stwór był tak wielki, że ruchem swoich
skrzydeł potrafił tworzyć trąby powietrzne, czy powodować burze piaskowe. Mógł
też ziać ogniem lub strumieniem wody z pyska, czy wedle innej wersji, z dziobu.
Anzû Gemini
Najbardziej
znany mit o Anzû opowiada, jak ten wykrada Enkiemu lub Enlilowitak zwaną Tabliczkę Przeznaczeń, gdy któryś z
nich brał kąpiel. Był to artefakt, zapewniający posiadaczowi najwyższe miejsce
wśród Bogów, a także pozwalał zapisywać losy świata. Ot, taki o wiele starszy i
dający więcej możliwości odpowiednik Notatnika Śmierci. Swoją drogą, o
Shinigami też sobie kiedyś opowiemy. Zaznaczyłem, iż przedmiot został
skradziony Enkiemu, albo Enlilowi. Czemu tak? Musimy w tym miejscu odwołać się do
początku dzisiejszego materiału. Wierzenia mezopotamskie nie są koherentne i
różnią się w zależności od źródła i wieku, w którym zostały spisane. W
starszej, sumeryjskiej wersji mitu wymieniony jest Enki, natomiast w młodszej,
akadyjskiej, jest to właśnie Enil. Obaj byli Bogami w mezopotamskim panteonie,
jednak na przestrzeni wieków jeden zastąpił w tej historii miejsce drugiego. Wróćmy
jednak do bohatera dzisiejszego tematu, czyli do Anzû. Syn Enlila, Ninurta, Bóg
burzy, wojny i rolnictwa, podejmuje się misji odzyskania tabliczek. Pierw
zbiera armię, a następnie stacza długą i wyczerpującą walkę o Tabliczkę z
ptakiem. Anzû wykorzystuje Tabliczkę, by zmieniać losy walki i zyskiwać
przewagę, jednak Ninurta jest nieustępliwy i nie poddaje się. W końcu
doprowadza ptaka na skraj fizycznego wyczerpania, odcina mu skrzydła, a
następnie zabija i oddaje odzyskany artefakt swojemu ojcu.
Na
bazie tej historii i wiedząc już co nie co o Anzû, możemy go uznać za symbol
chaosu. Bogowie i ich prawa to ład, a Tabliczki pozwalają kierować losami
świata. Anzû natomiast jest wykrada, a więc burzy ten porządek. Poza tym,
potrafił wpływać na pogodę, wywołując takie niebezpieczne zjawiska znane w
pustynnym klimacie jak trąby powietrzne czy burze piaskowe, które na pewno były
zmorą ludności Mezopotamii. Jest więc nierozerwanie związany z
nieprzewidywalnymi klęskami żywiołowymi i siłami, wobec których człek był niejednokrotnie
bezradny. Jest to motyw, który przewija się przez wiele wierzeń. Zeus walczył z
Tyfonem, Peruna z Welesem albo Thora z Jormungandrem. Zawsze jest to siła,
którą można utożsamiać z niebiosami a która mierzy się z inną siłą, związaną z
chaosem, często z żywiołem.
Anzû i Ninurta nad wodami Abzu ChatGPT
Jak
chaotyczną istotą był Anzû, niech świadczy fakt, że inny przedstawiciel tego
gatunku prowadzi Ninurtę do świętych wód Abzu oraz objawia mu jego
przeznaczenie. W podzięce za to Bóg obiecuje postawić posąg ptakowi i ustanowić
jego kult. Tak więc ptak ten niekoniecznie był z natury zły. Był chaotyczny,
jak siły przyrody. Być może także jego charakter zmieniał się na przestrzeni
wieków, ponieważ jak zaznaczyłem, przewijał się przez kulturę sumeryjską,
akadyjską czy babilońską. Swoją drogą, wody Abzu miały być miejscem narodzin
pierwszego z rasy Anzû.
Inna
historia opowiada jak Lugalbanda, sumeryjski król panujący w mieście Uruk,
który żył jakieś 4000 lat temu, natrafia w górach Zagros na gniazdo Anzû, w
którym znajduje pisklę tego stwora. Ot, taki mały skrzydlaty kotek. Dorosłe Anzû
w tym czasie polowały na bydło, co pokazuje jak duże musiały być. Lugalbanda
składa rożne podarki i karmi pisklę, a kiedy jego rodzice wracają do gniazda,
są pod takim wrażeniem, że postanawiają obdarzyć króla nadprzyrodzonymi mocami,
takimi jak super szybkie bieganie i nie odczuwanie zmęczenia.
Podoba
historia, zapewne jej kopia, znajduje się w historii o Gilgameszu. W tym
miejscu odsyłam na mój blog, do tematu o Potopie, który to motyw jest również
obecny w historii o Gilgameszu.
Pamięć
o Anzûjest ciągle żywa. W 2014 roku na jego cześć nazwano odkryty
gatunek dinozaura, Anzu Wyliei, który żył na obecnych terenach stanów
Montana, a także Południowa oraz Północna Dakota. Dinozaur posiadał pióra na
całym ciele i jego fizjonomia skojarzyła się odkrywcom właśnie z bohaterem
naszego dzisiejszego tematu.
Anzu Wyliei ChatGPT
Postać
inspirowana Anzû pojawia się także w grze World of Warcraft.
Na
dziś to tyle. Kończąc, chciałbym zaprosić do odsłuchania innym materiałów,
które już miały premierę na tym kanale, byście mogli poznać istoty z różnych
wierzeń. Zachęcam także do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie
publikuję informacje o nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co
pojawi się tu, na Youtube. A jeśli możesz, drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko,
wesprzeć moją twórczość finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na
Patronite, by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w
następnym materiale. A tymczasem, bywajcie!
Źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Eyrarland_statue, data odczytu: 18.11.2025
Thor, Bóg Piorunów,
jest jednym z najważniejszych bóstw nordyckiego panteonu. Jego atrybut, młot Mjølnir,
był bodaj najpowszechniejszym symbolem noszonym w przedchrześcijańskiej
Skandynawii. Raz już wzmianka o nim pojawiła się na moim blogu, gdy opisywałem
znalezisko ze szwedzkiej miejscowości Ysby. Dziś chciałbym również opisać
pewien przedmiot z nim związany, tym razem odkryty na Islandii.
Jest rok 1815 lub
1816. W pobliżu miejscowości Akureyri na północnym wybrzeżu Islandii, na farmie
Eyrarland odkopano niewielką, liczącą 6,7 cm figurkę. W 1817 roku statuetkę
nabył duński kupiec J. Gudmand i zawiózł ją do Kopenhagi. Tam przekazał
przedmiot do Muzeum Narodowego, gdzie w 1820 roku został on szczegółowo opisany i
skatalogowany. Wtedy też ukazał się o nim artykuł w czasopiśmie Iduna,
poświęconym nordyckiej literaturze oraz historii. Na Islandię wrócił w 1930
roku i stanowi jeden z zabytków tamtejszego Muzeum Narodowego.
Statuetka wykonana
jest z brązu i w literaturze islandzkiej nazywana jest Þórslíkneskið (is.
Wizerunek Thora). Przedstawia nagiego, siedzącego na krześle (lub tronie) mężczyznę,
jeno w spiczastej czapce na głowie. Człek ów ma bujną brodę i wąsy. W dłoniach
trzyma przedmiot, który oparty jest o jego kolana. Istnieją różne
interpretacje, czym owa rzecz może być, jednak najpopularniejsza i najbardziej
zgodna z tezą, iż to reprezentacja Thora, zakłada, ze swoim magicznym,
misternie wykutym młotem. Być może wyobrażenie inspirowane było sceną, kiedy Thor
odzyskał swój skradziony młot i ściska go w dłoniach, ciesząc się ze
szczęśliwego zakończenia przygody. Istnieją też głosy, iż jest to islandzkie
przedstawienie Jezusa, a w rękach trzyma krzyż, gdyż figurkę datuje się na rok
1000, czyli czasy, gdy chrystianizacja wyspy już trwała. Być może też jest
przejawem synkretyzmu religijnego, łączącego obydwie wiary, podobnie jak krzyż
z Gosforth oraz kamień runiczny z Kumbrii, a artysta, który go tworzył,
utożsamiał Thora z Chrystusem. Fakt iż przedstawiona postać siedzi, a cała
figurka jest dość stabilna, skłoniło niektórych badaczy do postawienia tezy, iż
był częścią większej kolekcji i mógł stanowić pionek z gry, np. z Hnefatafl,
czy też szachów.
Źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Eyrarland_statue, data odczytu: 18.11.2025
Współcześnie jest to
jedno z najpopularniejszych wyobrażeń Boga Piorunów. Sam widziałem reprodukcje
tej statuetki na wikińskich festiwalach, zarówno w Norwegii, jak i Polsce.
Zainteresowane osoby znajdą je, mniej lub bardziej dokładnie wykonane, również w
sklepach internetowych.
Na dziś to tyle.
Zachęcam do przeczytania moich innych artykułów, a także od odsłuchania
materiałów na kanale na Youtube. Zachęcam także do odwiedzenia mojego profilu
na Facebooku,
gdzie publikuję informacje o nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego,
co pojawi się na Youtube.
A jeśli możesz, drogi Czytelniku lub droga Czytelniczko, wesprzeć moją twórczość
finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite,
by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym
materiale. A tymczasem, bywajcie!
Wyżynne
i górskie tereny Szkocji są siedliskiej wielu legendarnych stworzeń. Warto wymienić
wśród nich potwora z Loch Ness czy Kelpie, które gościło już na moim blogu.
Mało zaludniony kraj, gdzie gęstość zaludnienia nawet współcześnie jest sześć
razy niższa niż średnia dla całej Anglii, stał się ojczyzną również innych,
mniej znanych stworów. Wśród mgieł, które często zawisają nad mokradłami i
wrzosowiskami swoje siedlisko znalazł stwór zwany Boobrie, o którym sobie dziś
opowiemy.
Boobrie
zamieszkiwał zachodnie wybrzeża Szkocji, zwłaszcza hrabstwo Argyll. Przypomina
dużego kormorana albo nurzyka polarnego. O ile kormorany są znane i w Polsce,
tak warto powiedzieć sobie, iż nurzyk jest gatunek alki. Jednak co go odróżnia
od tych ptaków, to rozmiary. Boobrie bowiem miał mieć rozpiętość skrzydeł równą
siedemnastokrotności wymiarów skrzydeł orła, co daje imponującą rozpiętość 40
metrów! Potrafił także przybierać formę wodnego byka lub olbrzymiego,
krwiożerczego owada, który wysysał krew z koni. Taka forma przerażającego
moskita była o tyle straszna, że posiadała dodatkowe macki, niczym jakiś stwór
z prozy Lovecrafta. Nawet w postaci wielkiego ptaka o czarnym upierzeniu jego
głos nie przypominał innych skrzydlatych zwierząt, a świadkowie twierdzili, że
brzmiał jak ryczenie byka właśnie. Odciski jego stóp, błoniastych, ale o
ostrych pazurach, miały dorównywać szerokości jeleniego poroża. Obrazu
dopełniały czerwone lub świecące oczy, dodające mu złowrogiego wyglądu.
Boobrie ChatGPT
Oprócz
upodobania do krwi koni, zwłaszcza w okresie letnim, w swojej pierzastej formie
Boobrie polował na krowy i owce. Zwłaszcza na te przewożone przez jeziora czy
rzeki na promach, gdyż żerował w pobliżu zbiorników wodnych. Potrafił nawet
przewrócić łódź, by łatwiej pochwycić tonącą ofiarę w wodzie. Źródła podają, iż
widywany był zwłaszcza w pobliżu jezior Loch Awe, Loch Fyne czy też Loch
Leathan. W takich przypadkach jego głos był bardziej delikatny, jak młodego jagnięcia
czy cielęcia, by zwabić nim do siebie ofiary. Gdy mu się to udawało, chwytał zwierzynę
swoimi ostrymi jak brzytwa szponami i wciągał pod wodę, by pierw je utopić
przed zjedzeniem. A pływak był z niego równie dobry jak lotnik – ponoć potrafił
przebywać pod wodą nawet pięć godzin, bez konieczności wynurzania się, by
zaczerpnąć powietrze. Jeśli nie ma w pobliżu owiec i krów, Boobrie zadowoli się
wydrami. W formie byka, który potrafił galopować po tafli jeziora za swoją
ofiarą, nazywany był Tarbh-boidhre, co można luźno przetłumaczyć
jako Zmieniający się w Byka. Zwyczajowa nazwa może pochodzić od
staroszkockiego słowa Boibhre, co mogłoby znaczyć Dawca Krów. Być może
było to ironiczne określenie, zwłaszcza, że Boobrie raczej zabierał, niż
obdarowywał krowami. No chyba, że wyobrazimy sobie, co robił z nimi następnie i
być może wrzucał porwane krowy do gniazda, dla swoich równie olbrzymich
piskląt. Na pewno kojarzycie te wielkie, kudłate szkockie krowy, albo owce
szetlandzkie. One właśnie były ulubionym posiłkiem Boobrie. W tym miejscu mała
ciekawostka geograficzna ode mnie - w Szkocji, podobnie jak w Irlandii, jest
więcej owiec, niż ludzi.
Pomimo,
iż w większości historii uznawany jest za złą istotę, we wspomnianym hrabstwie
Agryll opowiada się legendę, jakoby Boobrie miał kiedyś uratować kobietę
napadniętą przez zamaskowanego napastnika, po czym zniknął bez śladu we mgle.
Czytając ten przypadek zastanowiło mnie, czy naprawdę kierował się chęcią
ratunku białogłowy, czy może przypadkowo upolował jakiegoś zakapiora,
wyświadczając lokalnej społeczności przysługę? Cóż, któż to może dzisiaj
wiedzieć.
Tarbh-boidhre ChatGPT
Inna
historia pokazuje to bardziej straszne obliże Boobrie. Pewnego rybka zastała
burza na środku słynnego jeziora Loch Ness, kiedy wiosłował do brzegu. W pewnym
momencie, ponad falami dostrzegł olbrzymiego czarnego ptaka lecącego w jego
stronę. Bestia wpatrywała się w niego swoimi czerwonymi ślepiami. Przerażony
rybak szybko uczynił znak krzyża i nagle burza ucichła, a Boobrie rozpłynął się
w powietrzu. Rybak bezpiecznie wrócił do brzegu i opowiedział tę historię swoim
bliskim. Niektórzy powiadają, że już samo zobaczenie Boobrie było omenem
śmierci lub katastrofy, która miała wydarzyć się w okolicy.
Boobrie
zapewne reprezentował strach przed surowymi, szkockimi jeziorami. Przeprawy
przez nie były na pewno niebezpieczne, zwłaszcza przy zmiennej, typowej dla
szkockich wyżyn pogodzie a także w tajemniczej mgle. Każdy nierozpoznany kształt,
każdy ptak przelatujący blisko, na pewno był wyolbrzymiony przez strach. A i w
sytuacjach, gdy dochodziło do wypadków i łodzie przewracały się, ludzie starali
się znaleźć wyjaśnienie dla takiego nieszczęścia. I tak zapewne powstała wiara
w Boobrie… No, chyba, że na chwilę przyjmiemy, że ciągle gdzieś w szkockich
dzikich odstępach, wśród mgieł czai się nieodkryty, gatunek olbrzymiego czarnego
ptaka o czerwonych oczach, gotowego w każdej chwili porwać jakieś zwierzę pod
wodę.
Współcześnie
najłatwiej chyba spotkać Boobrie na etykiecie whiskey produkowanej przez
rozlewcę Cask 88 a także na etykiecie piwa produkowanego przez duński browar Amager
Bryghus w ramach serii poświęconej szkockim legendom.
Boobrie ChatGPT
Zbliżając
się do końca, chciałbym zaprosić do odsłuchania innym materiałów, które już
miały premierę na kanale, byście mogli poznać istoty z innych wierzeń. Zachęcam
także do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie publikuję informacje o
nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co pojawi się tu, na
Youtube. A jeśli możesz, drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko, wesprzeć moją
twórczość finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite, by zostać
Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale. A
tymczasem, bywajcie!
Inuici
to grupa rdzennych ludów zamieszkujących tereny Grenlandii, Kanady, Alaski a
także część Syberii. Ich wierzenia łączą wiele cech szamanizmu i animizmu,
czyli religii, w których nadaje się zwierzętom magiczne moce i nie odbiera im
się prawa do posiadania duszy, jak w przypadku wielu monoteistycznych czy
monolatrycznych religii. Wierzenia Inuitów były przekazywane głównie z
pokolenia na pokolenie w formie ustnej, a po przyjęciu chrześcijaństwa w wielu
zamieszkanych przez nich regionach, przeniknęły także do nowej wiary. Stąd też
można ciągle je poznawać, czy to w formie opowiadanych legend, czy także
wplecionych elementów w te obecne wierzenia. Istoty z mitologii inuickiej są
takie same, jak surowy klimat, w którym się zrodziły – bywają brutalne i bezwzględne.
O jednej z nich opowiemy sobie dzisiaj.
Mahaha Copilot
Mahaha,
bo o niej mowa, była jednoznacznie uznawana za złą istotę. Mahaha, i nie, nie
śmieję w dziwny sposób, tak brzmi nazwa tego stworzenia, była przeraźliwie
chuda. Jej skóra była bladoniebieska i lodowata w dotyku, jak u kogoś, kto
zamarzł na śmierć. Jej kościste dłonie zakończone były bardzo długimi szponami
lub ostrymi paznokciami. Na głowie rosły jej długie włosy, które zakrywały jej
część twarzy. Skojarzenia do Sadako, czy w amerykańskiej wersji, Samary, z
horroru Ring są jak najbardziej na miejscu. Pod długimi włosami Mahahy można
było dostrzec białe, pozbawione źrenic i tęczówek jak u ślepców gałki oczne. Matowe
i zamglone oczy również odpowiadają opisom osób, które zamarzły na śmierć,
chociażby alpinistów. Wracając do Mahahy, całości jej wizerunku dopełnia
przeraźliwy, nienaturalny uśmiech, obnażający ostre jak noże zęby, który nigdy nie
znika z twarzy potwora, a któremu towarzyszy upiorny chichot. Istota jest
zupełnie naga, lub nosi skąpe ubranie, ale zimno arktycznego klimatu jej nie
przeszkadza. Zawsze jest bosa, pomimo, iż głównie pojawia się na lodowych
pustkowiach. Wyobraźcie sobie teraz spotkanie z takim stworem, gdy w ciepłym
kombinezonie, czy futrze znajdujecie się w polarnych regionach Ameryki
Północnej, a na Waszej drodze stanie coś przeraźliwe chudego, nienaturalnie
sinego, praktycznie bez ubrań. No i z tym przerażającym uśmiechem. Pomimo
izolacyjnej warstwy odzieży, na pewno przeszył by Was ciarki ze strachu oraz
dreszcz zimna.
Mahaha Gemini
Jednak
to nie wygląd potwora jest najgorszy. Mahaha poluje na ludzi i zabija ich,
łaskocząc na śmierć swoimi długimi szponami. Nie jest to odosobniony przypadek
w wierzeniach. Ot, zróbmy sobie małą dygresję do naszych, słowiańskich rusałek.
One także potrafiły załaskotać swoje
ofiary na śmierć. Jeśli jakiś Inuit został znaleziony martwy, sam, na
pustkowiu, a jego twarz wykrzywiał nienaturalny grymas, osoby z jego plemienia
obwiniały za taki zgon Mahahę. Ponoć również sam dotyk tej istoty sprawiał, że
człek zamarzał i nie mógł się ruszyć. A wtedy już był skazany na śmiertelne
łaskotki, od których nawet nie mógł uciec. Z tych tortur biorą się inne
określenia, którymi Inuci ją nazywali tego potwora – mówili o nim Łaskoczący
Duch, albo po prostu Łaskocząca.
Istniał
sposób, by ocalić swoje życie przed Mahahą i jej śmiertelnym łaskotaniem. Stwora
można było oszukać. Istota, pomimo, że złowieszcza, bywała bardzo naiwna.
Nieszczęśnik, którego dopadła Mahaha, mógł dla przykładu poprosić ją, by przed zostaniem
zjedzonym, mógł się jeszcze ostatni raz w życiu napić wody, na przykład z
przerębla. Należało wtedy zapytać, czy stwór dołączy do picia wody. Kiedy
istota nachyliła się nad otworem, wystarczyło ją do niego zepchnąć, co dało
niedoszłej ofierze czas na ucieczkę a mogło także doprowadzić do utopienia się
Mahahy.
Mahaha ChatGPT
W
wierze w Mahahę wybrzmiewa strach oraz ostrzeżenie. Arktyczne tereny to lodowate
pustkowia. Samotny łowca, który wyprawił się na polowanie i nie docenił sił
przyrody, mógł umrzeć z wyziębienia, jego oczy mogły pokryć się szronem, a
zastygnięty na jego martwym obliczu wyraz twarz, mógł wyrażać ostatnie emocje,
jakie czuł w życiu. Czy był to strach, kiedy zdał sobie świadomość, że kona w
samotności? Albo przerażenie, zastygłe na twarzy ofiary, która spojrzała w
zamglone oczy Mahahy? A może błogie poczucie ciepła, które przywołało na jego
twarz uśmiech? Mówi się, że osoby zamarzające na śmierć w ostatnich chwilach
czują nie chłód, a ciepło właśnie. Współcześnie więc moglibyśmy powiedzieć, że
Mahaha była personifikacją hipotermii. Pamiętajcie więc, nie należy
bagatelizować niskich temperatur, bo inaczej Mahaha może Was dopaść. Zwłaszcza
w Arktyce, gdzie noce potrafią być bardzo długie.
Zbliżając
się do końca, chciałbym zaprosić do odsłuchania innym materiałów, które już
miały premierę na kanale, byście mogli poznać istoty z innych wierzeń. Zachęcam
także do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie publikuję informacje o
nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co pojawi się tu, na
Youtube. A jeśli możesz drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko wesprzeć moją
twórczość finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite, by zostać
Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale. A
tymczasem, bywajcie!
Na
polsko-czeskim pograniczu rozciąga się najwyższe pasmo Sudetów – Karkonosze, ze
swoim najwyższym szczytem, Śnieżką. Zarówno nazwa jak i cały ten obszar
nierozerwalnie związane są z pewną tajemniczą postacią z ludowych wierzeń,
którą sobie dziś omówimy.
Karkonosz,
bo o nim mowa, zwany jest także Duchem Gór, Liczyrzepą czy Rzepiórem. Najstarsze
zachowane wyobrażenie Karkonosza pochodzi z mapy Śląska autorstwa Martina
Helwiga, sporządzonej w 1561 roku. Ukazuje ono istotę łączącą cechy kilku
innych stworzeń – posiada bowiem nogi zakończone kopytami, skrzydła, dziób oraz
rogi jelenia. W łapach dzierży kostur lub różdżkę. Podpisane jest jako
Rübenczal, czyli z niemieckiego (Rübenzahl) dosłownie Liczyrzepa. Nie jest to
jedna postać Karkonosza, albowiem potrafił zamieniać się także w niedźwiedzia
lub innego zwierza, czy starego człeka o długiej, siwej brodzie. Niektórzy
uważają, że jego imię zostało błędnie zapisane i pierwotnie brzmiało w
staroniemieckim Rabe-Zabel, czyli Kruczy Diabeł, co mogłoby pasować do jego
demonicznego wyglądu ze skrzydłami. Jednak wśród podań o Duchu Gór jest i
legenda o liczeniu rzep, która wyjaśnia jedno z jego imion. Otóż pewnego dnia
Karkonosz pod postacią wiewiórki podglądał kąpiące się dziewczyny. W jednej z
nich, księżniczce Emmie, zakochał się bez pamięci. Porwał więc ją do swojego
zamku mieszczącego się na szczycie góry. By zapewnić jej towarzystwo zabrał z
pewnego pola tuzin rzep i dzięki czarom przemienił je w służbę. Emma jednak
planowała, jak uciec od Ducha Góry. Poprosiła więc swego porywacza, by policzył
wszystkie rzepy na wszystkich polach w Karkonoszach, by mogła dobrze
zaplanować, które i ile w kogo zamienić. Gdy tylko Duch Gór udał się dokonać
spisu wszystkich rzep, Emma z pomocą jednego ze służących z ożywionego warzywa
(w innych wersjach był to koń, pegaz lub pszczoła) uciekła z zamku. Po powrocie
do swojej siedziby Karkonosz zauważył nieobecność ukochanej i od tamtej pory
złościło go, gdy ludzie nazywali go Liczyrzepą czy Rzepiórem, co przypominało
mu, iż dał się oszukać śmiertelniczce.
Prawdopodobnie
Duch Gór był pierwotnie jednym z lokalnych imion Świętowita, Boga o czterech
obliczach, czczonego na Połabiu (czyli terenach w zlewisku rzeki Łaby, mającej
swoje źródło w czeskich Karkonoszach). Uznawano go za władcę czterech żywiołów,
wody, ziemi, ognia i powietrza, a jak wiemy, tylko Avatar może opanować
wszystkie cztery żywioły i przywrócić równowagę na Świecie. Czasami przewija
się podanie o tym, jak władał pogodą i o posiadanym przez niego magicznym
młocie, czym bliżej mu do Boga Piorunów, Peruna (jednak kiedyś poruszymy sobie
teorię na blogu, za Aleksandrem Gieysztorem, iż być może Świętowit i Perun to
ten sam Bóg). Jego pierwotny wygląd z kolei przypomina Leszego, Władcę Puszcz. Z
czasem jego rola zmieniła się, a w dobie chrystianizacji zmalała do Ducha Gór,
który to pomagał wędrowcom, to psocił i robił im na złość. Górnicy z Sudetów
wierzyli, że to on im przeszkadza w pracach ale i w dobrym humorze pomaga
znajdować złoża, wraz ze swoją świtą, leśnych skrzatów. Według ludu Karkonosz
cenił sobie ludzi uczciwych i pracowitych, a karał oszustów i leniów. Wiele
legend mówi o tym, jakie figle płatał i jak czasami obracały się na korzyść
człeka – niektóre z nich, bardziej szczegółowo, chciałbym przytoczyć w
przyszłości na blogu.
Karkonosz ChatGPT
Jak
popularny jest Duch Gór i dziś? Wystarczy odwiedzić Karpacz i sąsiadujące z nim
miejscowości. Wiele domów, restauracji, hoteli (ba, kiedyś nocowałem w hotelu w
Sudetach, w którym hasłem do sieci WI-FI było właśnie imię Liczyrzepa), ścieżek
przyrodniczych i muzeów nawiązuje do któregoś z jego wyobrażeń lub jakieś
historii o nim. Kilka z ilustracji do tego artykułu nawiązuje właśnie do
Karkonosza, którego razem z żoną spotkałem to tu, to tam, podróżując po
Sudetach.
Na
sam koniec ciekawostka. Niemiecki malarz Josef Madlener, stworzył obraz o
tytule Der Berggeist (niem. Duch Gór) gdzieś w latach 20. XX wieku (Przypuszcza
się, iż było to na przełomie 1925 i 1926 roku). Obraz ten stał się na tyle
popularny, iż zaczęto go umieszczać nawet na pocztówkach. Jedną z takich kartek
zakupił nie kto inny jak John Ronald Reuel Tolkien, autor późniejszej powieści Hobbit,
czyli tam i z powrotem. Na swoim egzemplarzu pisarz zamieścił dopisek the
Origin of Gandalf (ang. Pochodzenie Gandalfa).Tak więc oprócz inspirowania się Odynem, Wszechojcem, Bogiem i
czarodziejem z nordyckiej mitologii, również wyobrażenie Karkonosza wpłynęło na
powstanie jednej z najbardziej rozpoznawalnej postaci fantastyki… Chociaż, jak
sobie już zasygnalizowaliśmy, kto wie, być może zarówno Odyn, Świętowit/Perun
oraz Duch Gór to ta sama osoba?
Liczyrzepa ChatGPT
Na
dziś to tyle. Zachęcam do przeczytania moich innych artykułów, a także od
odsłuchania materiałów na kanale na Youtube. Zachęcam także do odwiedzenia
mojego profilu na Facebooku, gdzie publikuję informacje o nowych artykułach na
blogu, jak i zapowiedzi tego, co pojawi się na Youtube. A jeśli możesz, drogi
Słuchaczu lub droga Słuchaczko, wesprzeć moją twórczość finansowo, zapraszam do
odwiedzenia strony na Patronite, by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza.
Do usłyszenia w następnym materiale. A tymczasem, bywajcie!
Zwierzęta
często przewijają się przez każdą mitologię i wierzenia. W mitach i legendach, pojawiają się osobniki o
ponadprzeciętnych mocach lub mówiące ludzką mową. Nie inaczej jest z
wierzeniami nordyckimi. O jednej z takich istot opowiemy sobie dzisiaj.
U
zarania dziejów w Ginnungagapie, Przestrzeni Wypełnionej Magią, pojawiła
się pewna magiczna krowa, zwana Audhumlą lub Audhumblą (Auðhumbla).
Audhumlba miała znaczący wpływ na powstanie świata jak i dynastii Bogów, Asów,
która będzie nim władać. Cytując Eddę Poetycką w przekładzie Joachima Lelewela
(lekko zmieniając oryginalny tekst, dla większej jednolitości), słyszymy:
Z
mnożących się kropel wody, urodziła się krowa Audumbla, z której wymienia
płynęło na pokarm Ymira cztery rzeki. Krowa sama żywiła się liżąc lód i
kamienie solą okryte. Po trzech dniach jej kamieni lizania, urodził się z nich
Buri, którego syn Borr poślubił sobie Bestlę, córkę olbrzyma Berhthora i miał z
nią Odyna, Wiliego i We. Ten Odyn i jego bracia rządzą niebem i ziemią.
Audhumbla Copilot
Etymologia
imienia tej przedwiecznej i kosmicznej mućki jest skomplikowana i owiana mgłą
historii. Przypuszcza się, iż pierwszy człon wywodzi się od staronordyckiego
słowa auðr, co można tłumaczyć jako bogata, ale mówiąc o krowie,
może znaczyć także mlekodajna. Drugi człon przypuszcza się, iż pochodzi
od słowa humala, czyli bezroga. Można więc uznać, że jej imię oznacza
Mlekodajną, Bezrogą Krowę. I tu się pojawia problem, bo zarówno manuskrypty z
XVII jak i XVIII wieku przedstawiają ją z rogami. U mnie na kanale, na
grafikach w tle, też tak wygląda, na ilustracjach w tle. Ufam, że
zaakceptujecie tę rozbieżność, ale przyznajcie, czy szkockie krowy, na których
się inspirowałem, nie są urocze?
Snorri
Sturluson, który spisał nordyckie wierzenia w XIII wieku, nazywa ją Najszlachetniejszą
z Krów. Audhumbla żywiła się solą i wodą zlizaną z oszronionych kamieni
Nifheimu, sama zaś karmiła swym mlekiem pierwszego z lodowych olbrzymów, Ymira.
Krowa ta, reprezentuje więc archetyp boskiej żywicielki w wierzeniach Wikingów.
Podobną rolę w greckich mitach odgrywała Amaltea, magiczna koza, która
wykarmiła małego Zeusa na Krecie, gdy ten został ukryty przed swym ojcem,
Kronosem. Takich postaci jest więcej, chociażby egipska Bogini Hathor, która
miała karmić faraonów, a która była przedstawiania z głową krowy. Z kolei w
indyjskich mitach pojawia się Kamadhenu. W Zaratusztranizmie Bóg Ahura Mazda
stworzył Gavaevodatę, przedwieczną krowę lub w innej wersji byka, jedną z
sześciu pierwszych istot we wszechświecie. Tak więc boskich karmicielek,
związanych z symboliką mleka i krowy, jest więcej. Istnieją jeszcze dwa ciekawe
nawiązania do greckich mitów, które warto przytoczyć. Po pierwsze, Hera, żona
Zeusa, a także Bogini macierzyństwa, płodności i patronka rodzin, była nazywana
Krowiooką. Odrzućmy na chwilę fakt, jak to może współcześnie brzmieć i
przyjmijmy, jaką symbolikę mogło reprezentować dla starożytnych Greków, gdzie
krowy były cennymi zwierzętami w gospodarstwie, dawały mleko, które było spożywane
nie tylko przez zwierzęta, ale i ludzi oraz zapewniały przedłużenie stad. Krowa
więc mogła być symbolem życiodajnej, matczynej siły.
Na
co warto zwrócić uwagę. porównując dalej greckie wierzenia do nordyckich, to że
i tu i tu mamy więcej niż jedno pokolenie bóstw. W Grecji byli to Tytani, a
dopiero później Bogowie Olimpijscy. I podobnie, w Skandynawii pierw na scenie
mamy olbrzymów, a dopiero kiedy zostali zdetronizowani, na pierwszy plan wysuwa
się boska dynastia Asów. Po drodze byli jeszcze Wanowie, ale to temat na inny
dzień.
Audhumbla ChatGPT
Gdy
Audhumbla lizała lody Nilfheimu, na jednej z brył pierwszego dnia pojawiły się
włosy. Drugiego dnia pojawiła się już cała głowa, a trzeciego dnia całe ciało rosłego
mężczyzny, Buriego. No nie da się ukryć, że ostatniego dnia przyspieszyła
tempo, skoro od głowy przeszła do wylizania całego ciała. No i jak wspomniałem, żywiła Ymira, pierwszego
i największego spośród lodowych olbrzymów. A było co wykarmić, bo niektórzy uważają,
iż Ymir miał sześć głów. Sześć głów to sześć gęb do wykarmienia.
Audhumbla
pojawia się tylko w micie o stworzeniu świata, jej dalszy los nie jest znany.
Nie wiemy, co robiła za panowania Odyna, ani czy przetrwa Ragnarok, nordycki
koniec świata. Sam chciałbym wierzyć, że skoro ta magiczna mućka istniała przed
większością istot, to i będzie istnieć dalej. Kto wie, może w przyszłym świecie
znów stanie się boską karmicielką i da pożywienie innym istotom? Warto jednak o
niej pamiętać, bo chociaż wydawać by się mogło, że odegrała krótką i
epizodyczną rolę, to jednak dawała życie, karmiąc Ymira i uwalniając z lodu
Buriego, protoplastę dynastii Asów.
Na
dziś to tyle. Kończąc, chciałbym zaprosić do odsłuchania innym materiałów,
które już miały premierę na tym kanale, byście mogli poznać istoty z innych
wierzeń. Zachęcam także do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie
publikuję informacje o nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co
pojawi się tu, na Youtube. A jeśli możesz drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko
wesprzeć moją twórczość finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na
Patronite, by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w
następnym materiale. A tymczasem, bywajcie!
Mitologie
z całego świata zawierają archetypowe postaci żartownisiów, szachrajów. Bohaterowie
tacy, często o boskich, albo półboskich cechach, mają niemały wpływ na losy
świata. Czasami ich dowcipy potrafią zmienić bieg wydarzeń na dobre, czy złe,
odmieniając życie mnóstwa istot. Najbardziej znanym przykładem jest zapewne
nordycki Loki, którego pomysły zarówno pomagały Bogom w Asgardzie, jak i im
szkodziły, a ostatecznie doprowadziły do końca świata, do dniu Ragnaröku. Dziś
jednak przybliżymy sobie inną postać, mniej znaną, która przewija się przez
wierzenia rożnych plemion indiańskich z Ameryki Północnej.
Bohaterem
dzisiejszego tematu jest Kojot. I to jest jego imię, nie żadne wymyślne miano
czy tytuł, ale niech prostota tej nazwy Was nie zmyli. Kojot w indiańskich
wierzeniach był istotą o wielkiej mocy. Przykładowo, w mice plemienia Maidu,
postać zwana Stwórcą Świata unosi się nad nieskończonymi wodami, u zarania
dziejów. Wtem woła go Kojot i razem zaczynają śpiewać pieśń. Jest to akt
stwórczy, w wyniku którego powstaje świat oraz zamieszkujący go ludzie.
Następnie Stwórca widząc swoje dzieło, postanawia, że zniszczy ziemię, ale
pierw rozkazuje ludziom zabicie Kojota. Istota jest jednak przebiegła,
niejednokrotnie wymyka się ludziom, aż w końcu Stwórca Świata odpuszcza swoje
plany, uznając Kojota za równego sobie, a ziemia i jej mieszkańcy istnieją aż
po dziś dzień.
Inna
wersja mitu o stworzeniu opowiada, jak Kojot wraz ze Starcem przemierzali
świat, nadając górom, rzekom i lasom ich obecny kształt. W końcu przemienili także
istoty zamieszkujące świat – te złe zamienili w zwierzęta, a te dobre, w
pierwszych ludzi. Ja to tam nie wiem, ale zwierzęta często są lepsze niż
ludzie, więc ten podział mnie trochę dziwi.
Kojot Copilot
Z
kolei wedle plemienia Miwok Kojot stworzył wszystkie zwierzęta i wezwał je na
naradę, by stworzyć człowieka. Każde ze zwierząt chciał podarować nowej istocie
jakąś ze swoich cech, ale Kojot uznał, że tylko dowcip i przebiegłość
zasługują, by przekazać je ludziom. Kiedy każdy zwierzak tworzy swoją wersję
człowieka, Kojot po kryjomu pod osłoną nocy niszczy je, także na samym końcu
pozostaje tylko jego, co tłumaczy, skąd wśród ludzi przebiegłość większa, niż u
innych istot żywych.
W
plemieniu Nawaho wierzy się, że u zarania Dziejów Czarny Bóg tworzył gwiazdy.
Kojot to podpatrzył i spróbował stworzyć swoje. Czarny Bóg starał się
rozmieszczać gwiazdy równomiernie na nieboskłonie, ale Kojot, jak to Kojot,
żartowniś, rozrzucał gwiazdy byle jak, stąd ich nierównomierne ułożenie i
liczne konstelacje na niebie. Te, które świecą mocniej i jaśniej na nocnym
niebie, to dzieło Czarnego Boga, a te słabsze, były wyrzucone przez Kojota, ale
Czarny Bóg nie chciał ich zapalić tak mocno, jak swoich. Tak też powstała Droga
Mleczna, która według Nawaho jest drogą, po której chodzą dusze między niebem a
ziemią. W tym samym plemieniu istnieje rytuał zwany Drogą Kojota. Ma on na celu
przywrócenie zdrowia pacjentowi, poprzez zyskanie harmonii między nim a
Kojotem, uznawanym za opiekuńczego ducha. W ich języku to brzmi Nawaho wierzą, że czarownice, zwane
skin-walkerami, w ich języku naaldlooshii, potrafią się zamieniać
właśnie w Kojoty. Istnieje też przesąd, że jeśli człek wyruszy w podróż i na
drodze stanie przed nim Kojot, należy zawrócić i nie kontynuować tej wyprawy,
ponieważ podczas niej wydarzy się jakieś nieszczęście. Ot, taki indiański odpowiednik
europejskiego czarnego kota.
Skin-Walker ChatGPT
Inna
historia opowiada, jak w dawnych wiekach ziemię terroryzował pewien Olbrzym. Łapał
ludzi i ich zjadał, nie oszczędzał nawet ludzkich dzieci. Widząc to, Kojot
postanowił z nim porozmawiać i zademonstrował, jak szybko biega. Obiecał
olbrzymowi, że przekaże mu swoją moc szybkiego biegania, ale w tym celu musi
złamać olbrzymowi nogi a następnie na nie napluć, by w ten sposób przenieść na
niego swoją zdolność. Olbrzym, skuszony wizją nowej umiejętności, zgodził się.
Kojot złamał mu więc nogi… i uciekł. Od tej pory olbrzym był bezradny i już długo
wśród ludzi nie pociągnął.
Dwie
najciekawsze historie o Kojocie zostawiłem na sam koniec. Pierwsza z nich
pochodzi z plemienia Karuk. U zarania dziejów ogień należał wyłącznie do istot
zwanych Starymi Ludźmi. Trzymali go w zamknięciu przed innymi i nie pozwalali
się do niego zbliżyć. W tej epoce Indianie żyli w ciemności, chłodzie, jedli
jeno surowe mięso. I wtedy na scenę wkracza on. Pan Kojot. Postanawia zmienić
stan rzeczy i wykraść ogień, by każdy mógł z niego korzystać. Kojot więc udał
się do miejsca, w którym przebywali Starzy Ludzie. Zaczął z nimi rozmawiać,
dowcipkować, jak to miał w zwyczaju, bawić się. Wszystko po to, by uśpić ich
czujność. Kiedy zapadła noc, podkradł się do ogniska i porwał jedno z płonących
polan. Gdy wymykał się, dostrzegli go strażnicy Starych Ludzi i zaczął się
epicki pościg, przez góry, doliny, na przełaj przez rzeki. Kojot uciekał, ile
sił w nogach, a polano coraz bardziej się spalało. W końcu zaczęło go parzyć w
pysk. Widząc to, inne zwierzęta pospieszyły na pomoc. Kojot przekazał pierw
zdobycz Orłowi, Orzeł Jeleniowy, a Jeleń Wilkowi. Na końcu Wilk oddał płonące
polano Sowie, a ta dostarczyła go ludziom, ukrywając w suchym kawałku drewna.
Od tej pory Indianie mieli ogień, a także nauczyli się od zwierząt rozpalać go,
pocierając o siebie suche patyki, gdyby wygasł. Mit tłumaczy jeszcze jeden fakt
– w miejscach na ciele, gdzie ogień poparzył Kojota, wszyscy przedstawiciele
tego gatunku mają teraz jaśniejsze futro. W tym micie łączą się dwie cechy
Kojota – dowcipnisia i szachraja oraz ducha opiekuńczego ludzkości. Z jednej
strony robi na złość Starym Ludziom, burząc ich porządek świata, niczym Loki
czynił na złość Asom, z drugiej strony, jest prawdziwym altruistą, gotowym na
poświęcenie i cierpienie, by pomóc ludzkości, niczym grecki Prometeusz.
Plemię
Zuni opowiada ciut inną wersję. U zarania dziejów ludzkość żyła w półmroku. Nie
było dnia, jaki dziś znamy, ale coś jak przedświt. Nie dało się uprawiać roli,
niebezpiecznie było podróżować. Chłód i ciemność były codziennością i zmorą
ludzkości. Słońce było własnością Wielkiego Wodza, który mieszkał daleko za
górami i lasami. By nikt go nie wykradł, trzymał je zamknięte w cedrowej
skrzyni, która była ukrywa w jeszcze większej skrzyni, a ta w jeszcze większej.
Mimo wszystko, Słońce świeciło tak jasno, że światło przebijało się trochę przez
szczeliny skrzyń, stąd też na świecie panował półmrok, a nie całkowita ciemność
w ciągu dnia. Kojot uznał, że tak cenne źródło światła marnuje się w
zamknięciu, więc użył swoich magicznych zdolności i zamienił się w sosnową
igłę. Następnie popłynął rzeką do miejsca, gdzie Wielki Wódz i jego Córka
czerpali wodę. Dziewczyna zaczerpnęła drewnianym kubkiem wodę z rzeki, w której
znalazła się sosnowa igła. Albo Kojot pod postacią igły. Albo Kojotoigła.
Nieważne jak go nazwiemy. Wypiła wodę, nie zauważając igły i połknęła ją. W
magiczny sposób zaszła w ciążę, a po dziewięciu miesiącach urodziła syna… Który
był Kojotem w formie niemowlaka, ale tego jeszcze nie wiedziała. Kojot
wychowywał się i dorastał u Wielkiego Wodza oraz Córki Wodza, a jednocześnie
jego ludzkiej matki. Pewnego dnia uprosił dziadka, by mógł się pobawić skrzynia
ze Słońcem. Wielki Wódz się zgodził. Wtedy Kojot porwał skrzynię i zamieniwszy
się w wielkiego orła, odleciał. Podczas lotu skrzynia otworzyła się, a
uwolnione Słońce poleciało wysoko na niebo, gdzie znajduje się po dziś dzień.
Wódz był wściekły, ale kradzież dokonała się, a Kojot stał się bohaterem
ludzkości, która weszła w nowy wiek słonecznych dni. W momencie, jak Słońce
opuściło skrzynię, zaczęło się toczyć po niebie i właśnie ten ruch od wschodu
do zachodu możemy obserwować.
Kojot kradnący ogień Copilot
Na
dziś to tyle. Zachęcam do pozostawienia subskrypcji, by nie ominęły Was
następne materiały, a także do polubienia, jeśli odcinek Wam się podobał. Chciałbym
również zaprosić do odsłuchania innym słuchanek, które już miały premierę na
tym kanale, byście mogli poznać istoty z różnych wierzeń. Zachęcam także do
odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie publikuję informacje o nowych
artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co pojawi się tu, na Youtube. A
jeśli możesz, drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko, wesprzeć moją twórczość
finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite, by zostać Patronem
wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale. A tymczasem,
bywajcie!
W pierwszej
połowie IX wieku Norwegia nie była jednolitym krajem, jaki znamy dziś. Istniało
kilka państw, wśród których było królestwo Vestfoldu. W 821 roku został
zamordowany jego władca, pochodzący z dynastii Ynglingów, Gudrød Myśliwy.
Zabójca działał na zlecenie żony króla, Åsy, która delikatnie mówiąc, została
porwana i zmuszona do małżeństwa z nim. Następnej nocy opuściła kraj i wróciła
do królestwa Agder, z którego pochodziła. Wraz ze sobą zabrała rocznego synka,
Halfdana (Halvdana), zwanego później Czarnym, ze względu na kolor włosów (nord.
Hálfdan Svarti).
Mały Halfdan
wychowywał się w Agder, aż do śmierci swojej matki w 834 roku. W 838 roku, w
wieku osiemnastu lat, został koronowany na króla tego norweskiego państewka. Od
razu przystąpił do rozszerzania wpływów swojego małego królestwa. Sąsiadujący
Vestfold, w którym się urodził podzielił między siebie i swojego przyrodniego
brata, Olafa. Nastęnie przekonał Gandalfa (nie, nie tego z brodą i w spiczastym
kapeluszu), władcę Vingulmarku (tereny wokół współczesnego Oslo), by ten oddał
mu władzę nad połową swojej domeny. Kolejne ziemie, Raumarike podbił, zabijając
przy tym lokalnego króla Sigtynga Eysteinssona i jego brata, by już nikt nie
rościł sobie do nich praw. Częściowo zajął także rodzinne strony Sigtynga,
leżące na północnym wschodzie ziemie Hedmarku.
Halfdan ożenił
się z Ragnhildą, córką Haralda Złotobrodego (nord. Gulskeg), władcy Sogn. W 840 roku doczekali się potomka. Ich
pierwszy syn otrzymał imię Harald, po ojcu Åsy. Jako dziecko został wysłany na
dwór w Sogn, gdzie dorastał, a krótko przed śmiercią Złotobrodego został
ogłoszony następcą tronu. Harald Halfdansson rządził tylko rok od 849 do 850
roku, kiedy to ciężko zachorował i wisoną tego samego roku zmarł. Gdy wieści
dotarły do Halfdana, ten wyruszył do Sogn i zażądał włączenia tego państewka do
jego stale rosnącego królestwa. Jako że nie spotkał się z oporem lub
roszczeniami innego pretendenta do tronu, bez przeszkód zajął nowe ziemie.
W międzyczasie
trzej synowie króla Gandalfa, Hysing, Helsing i Hake, zaczęli spiskować
przeciwko Halfdanowi, chcąc odzyskać połowę królestwa ich ojca. Napadli na
króla w nocy, gdy ten przebywał w pobliżu lasów w Vingulmarku, jednak Halfdan
zdołał uciec. Następnie ich ścigał, ostatecznie zabijając dwóch, Hysinga i
Helsinga, a trzeciego dożywotnio wygnał ze swoich ziem (wedle innej wersji Hake
sam zbiegł). Tym samym objął niepodzielną władzę nad całym Vingulmarkiem.
Po śmierci
pierwszej żony Halfdan poślubił inną kobietę, również o imieniu Ragnhilda (na pewno nie mylił się z imionami).
Rzekomo miał porwać ją, tak samo jak jego ojciec uprowadził jego matkę
pokolenie wcześniej. W tym celu najął berserkera imieniem Håke, który udał się
do jej domu w Hadelandzie i zabił jej ojca a następnie porwał samą Ragnhildę.
Halfdan miał upozorował ratunek, zabijając beserkera i ratując Ragnhildę.
Historycy sprzeczają się, czy jedna Ragnhilda faktycznie zastąpiła drugą, czy
też był to element propagandy dodany w późniejszych wiekach, by podkreślić
relacje Norwegii i Danii, ponieważ druga miała wywodzić się z duńskiego roku i
być spokrewniona z legendarnym Sigurdem Wężowe Oko. Tak czy inaczej, w 855 roku
urodził mu się drugi syn, również nazwany Harald, któremu historia z czasem
nada przydomek Pięknowłosy.
Randsfjorden ChatGPT
Na początku 860
roku Halfdan wracając z Hadelandu przejeżdżał saniami po zamarzniętym jeziorze
Randsfjorden. Lód załamał się pod pojazdem i król utonął. Ciało
czterdziestoletniego władcy zostało wyciągnięte z lodowatej toni. Wszystkie
cztery królestwa chciały, by został pochowany na ich terenie, co może
wskazywać, że kiedy już przejął władzę nad danym terenem, rządził nimi dobrze i zaskarbił sobie szacunek miejscowych. Ostatecznie został pocięty na
cztery części i pochowany w każdym z nich – Agderze, Vingulmarku, Raumarike
oraz w Sogn. Wszystkie cztery miejsca pochówku nazwano tak samo Halvdanshaugen,
czyli Kopcami Halfdana.
Na koniec
zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku,
gdzie publikuję informacje o nowych artykułach na blogu, jak i od niedawna,
nagraniach na Youtube. A
jeśli możesz drogi Słuchaczu lub Słuchaczko wesprzeć moją twórczość finansowo,
zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite,
by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym
materiale, a tymczasem, bywajcie!