piątek, 4 lipca 2025

Raicho - Japoński Ptak Gromu

 


Ludzkość od zawsze fascynowała się zjawiskami przyrody, które starała się sobie wytłumaczyć. Tak było w każdym zakątku świata. Dziś pierwszy raz w obrębie kanału i bloga wyjdziemy sobie poza wierzenia europejskiej i poznamy pewną istotę znaną z wierzeń japońskich. Nazywa się Raichō i w miarę rozwijania się tego tematu, część z Was zrozumie, czemu to imię wydaje się znajome i co się za nim dokładnie kryje.

W japońskich wierzeniach, zwanych Shinto, a także w buddyzmie, pojawia się istota zwana Rajiin. Słowo (raj) oznacza grom albo błyskawice, a (shin, jin, czy też kami) oznacza Boga. Niektórzy znają go także pod imieniem Raiden, gdzie (den) oznacza elektryczny. Raijin jest często przedstawiany jako pół-demoniczny, straszliwy Bóg o muskularnej sylwetce i charakterystycznych włosach, których nie ima się grawitacja. Zapewne w takim rysopisie można odnaleźć wydźwięk obserwacji, gdy ktoś był świadkiem, jak w człowieka uderzał piorun i tuż przed zdarzeniem, włosy takiego nieszczęśnika stawały dęba lub w mniej drastycznych okolicznościach, w jakiś inny sposób zostały naelektryzowane. Samego Raijina zapewne kiedyś sobie omówimy, bo to kolegą po fachu słowiańskiego Peruna, nordyckiego Thora, germańskiego Donara czy greckiego Zeusa. Kolejny Bóg Piorunów, tym razem z innego zakątka świata. Dziś jednak chciałbym więcej powiedzieć o jego skrzydlatym towarzyszu, ptaku zwanym Raichō.

Raicho
Copilot

Raichō (雷鳥) był odpowiednikiem ptaka gromu z rożnych stron świata. Powszechne wyobrażenia takiej istoty pod rożnymi imionami znane są z wierzeń wielu plemion indiańskich. Raichō Był towarzyszem Raijina. Mieszkał w lasach sosnowych gdzieś w górach Japonii. Fakt też okaże się istotny później.

Opisywano go jak ptaka przypominającego gawrona, ale o nogach zakończonych szponami podobnymi do ostróg, które gdy je pocierał, to wydawały straszliwy dźwięk. Jak wiadomo, odgłos gromu potrafi przerażać, więc kto wie, czy jego nogi nie odpowiadały za ten efekt towarzyszący uderzeniom pioruna. Mówi się, że często zobaczyć go można było na niebie właśnie podczas burz, gdy lata w swoim żywiole, pośród największej ulewy i w akompaniamencie błyskawic. Pomimo, że taka gwałtowna pogoda była jego żywiołem, to jednak jego natura nie była zła i destrukcyjna. Raichō oferował ludziom ochronę przed piorunami i ogniem.

Współcześnie mianem Raichō w Japonii nazywa się Pardwę Górską, ptaka z rodziny kurowatych. Jako ciekawostkę wspomnę, że jego wizerunek i dokładna nazwa Ptaka Gromu pojawia się na opakowaniach ciastek z prefektury Nagano, gdzie między innymi ten gatunek występuje. Być może właśnie dlatego, że jest to górski ptak, zamieszkujący także tereny lasów sosnowych, zaczęto go nazywać od mitologicznego stworzenia. A może to mitologiczne stworzenie nazwano od niego? Cóż, któż to może dziś stwierdzić? Nazwy Raichō dla Pardwy Górskiej zaczęto używa w okresie Edo, czyli między XVII a XIX wiekiem. 

Pardwa Górska
ChatGPT

Współcześnie przez region Nagano przebiega linia kolejowa, którą od 1964 roku jeździł ekspres nazwany Raichō właśnie. W 2011 został przemianowany na angielską nazwę Thunderbird, ale znaczenie pozostało to samo. Znalazłem również nawiązaniem do japońskiego ptaka gromu w komiksie Tajemniczy Sobotowie, gdzie istota ta miał żyć na szczycie góry Tate w Japonii. Komiks ten był powiązany z serialem o tej samej nazwie emitowanym na Cartoon Network. Osobiście produkcji nie znam ale przepraszam za spoiler -  wedle niej Raichō był ogromnym ptakiem, który ruchami swoich skrzydeł potrafił tworzyć chmury burzowe. Ostatnie skojarzenie, jak dla mnie najbardziej oczywiste, zostawiłem na sam koniec. Jeśli jest tu jakiś fan Pokemonów, to ile razy wymawiałem nazwę Raichō, na pewno budziła skojarzenia do ewolucji Pikachu. Zauważcie, że obie istoty, mitologiczny ptak gromu, jak i elektryczny szczur z gier i anime, są powiązane z piorunami. Ciężko mi uwierzyć, że chociaż nazwa nie była inspirowana skrzydlatym stworzeniem z japońskich wierzeń. Wszak Japonia to ojczyzna Pokemonów.

Dajcie znać, co sądzicie o tej istocie i czy słyszeliście o niej wcześniej.  Zbliżając się do końca, chciałbym zaprosić do odsłuchania innych materiałów, które już miały premierę na kanale. Zachęcam także do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie publikuję informacje o nowych artykułach na blogu, jak i zapowiedzi, co pojawi się na Youtubie. A jeśli możesz drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko wesprzeć moją twórczość finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite, by zostać Patronem wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale. A tymczasem, bywajcie!

piątek, 20 czerwca 2025

Skogsrå

 

Skogsrå
ChatGPT

Lasy stanowią 70% powierzchni Szwecji. Nic więc dziwnego, że ta dzicz była czymś nieznanym, wręcz magicznym dla skandynawskiej ludności w dawnych wiekach. Zamieszkiwały ją liczna zwierzyna, a także nadprzyrodzone istoty. Jedną z nich była Skogsrå, którą sobie dziś omówimy.

Skogsrå była patronką lasu i ukazywała się ludziom pod postacią pięknej, niskiej kobiety. Wedle jednych podań ukazywała się nago, zakrywając swoje wdzięki tylko długimi włosami, wedle innych, nosiła typowo ludzki strój lub ubiór wykonany z mchu i liści lub przypominający korę drzew (Np. biała spódnica w plamki, niczym kora brzozy). Co ją jednak odróżniało od śmiertelniczek, to dziura w plecach, niczym wydrążony pień drzewa, oraz ogon, podobny do krowiego lub lisiego. Czasami przypisywano jej racice zamiast stóp a jej skóra po bliższym przyglądaniu się wygląda jak kora drzewa. Należy zaznaczyć, iż była materialną istotą, a nie duchem. Samo jej imię można tłumaczyć jako Opiekunka Lasu (szw. skogs– dopełniacz rzeczownika las, rå – żeński opiekuńczy duch). Opiekowała się lasami i dziką zwierzyną. Sama też potrafiła przybrać postać innych istot. Pod różnymi względami podobna jest do innej leśnej istoty z Norwegii, Huldry, którą cechowało posiadanie krowiego ogona, a także do Tusse, które opiekowały się lasami. W przeciwieństwie jednak do innych stworów, które mogły pojawiać się w gromadkach, Opiekunka Lasu była typem samotniczki. Inne jej imiona to Skogsfrun (szw. Pani Lasu) oraz Skogssnuvan (szw. Leśna Nimfa). Męskim odpowiednimi Skogsrå był znany w południowej Szwecji Skogmann.

Mawiano, że ludzie przepadali bez wieści, uwiedzieni przez te istoty. Inni, że jeśli ktoś wrócił z lasu, po spędzonej ze Skogsrå nocy, stawał się introwertyczny i małomówny. Takich ludzi można było rozpoznać po tym, że wyglądali na wyczerpanych lub osłabionych, kiedy wracali z lasu. Nieustannie tęsknili za lasem i często do niego wracali. Tłumaczono to, że po stosunku seksualnym z istotą człowiek mógł wyjść z puszczy, ale jego dusza na zawsze już pozostawała w królestwie Opiekunki. Zauroczenie można było przełamać wywarem z kozłka lekarskiego, wawrzynka wilcze łyka oraz ryżu.

Skogsrå bała się ognia. Można było ją odstraszyć pochodnią, zanim kogoś oczarowała. Należało jednak uważać, ponieważ kontrolowała aurę nad lasem i mogła zesłać na człowieka, który ją przegonił niekorzystne lub nawet niebezpieczne zjawiska pogodowe, które niszczyły wszystko na swojej drodze.

Skogsrå
ChatGPT


Czasami, jeśli mężczyzna był żonaty, Opiekunka Lasu potrafiła przybrać postać jego żony, by go uwieść. Jeśli był to myśliwy, mógł zaskarbić sobie przychylność Skogsrå. W zamian łowca zyskiwał nienaturalne szczęście na łowach. Istota dmuchała w lufę jego broni – taka strzelba nigdy nie chybiała. Kule omijały tylko łosia, który służył jej za wierzchowca i na którym to Skogsrå przemierzała swoją domenę. Mogła też budzić i ostrzegać łowczego, który uciął sobie drzemkę na leśnym runie, gdy zbliżało się niebezpieczeństwo.  Należało jednak dochować jej wierności – Opiekunka, która widziała swojego kochanka ze śmiertelną kobietą zaczynał być zazdrosny i zsyłać na niego nieszczęścia. Mógł stracić powodzenie na łowach (kule omijały zwierzynę lub każdy zwierz znikał w magiczny sposób przed myśliwym), doznać wypadku lub zabłądzić w lesie, słysząc w oddali złowrogi żeński śmiech. Kres tej klątwie mogło położyć tylko zabicie danej Skogsrå. Z kolei jeśli błądzenie w lesie spowodowane było czarami istoty, należało zdjąć ubranie i założyć je tył na przód lub na lewą stronę – miało to pozwolić wyjść człowiekowi z lasu.

Śmiertelnik mógł zostać również ukarany za brak szacunku wobec lasu i jego nadprzyrodzonej mieszkanki lub za jakąkolwiek formę żartów przy niej. Nie miała poczucia humoru i wszystko brała dosłownie. Jedna z opowieści traktuje o mężczyźnie, który mijając Skogsrå przywitał ją słowami dobry wieczór, narzeczona. W konsekwencji przez całą resztę drogi byś śledzony przez istotę, która odebrała te słowa dosłownie. Miała też obsesję na punkcie ludzie tego samego lub zbliżonego do niej wzrostu. Jeśli napotkany mężczyzna był za niski – próbowała go rozciągnąć. Jeśli natomiast był zbyt wysoki – mógł stracić życie, kiedy istota spróbowała urwać mu którąś część ciała, by go skrócić (a trzeba podkreślić, że cechowały się nadludzką siłą).

Ze związku człowieka z Opiekunką mogły się urodzić dzieci. Zdarzało się, że zostawały one następnie podrzucone pod dom człowieka. Takie potomstwo było silniejsze niż zwykli ludzie i cechowało się o wiele większym apetytem.

Warto zaznaczyć, iż potrafiła się rozjuszyć słysząc słowo ogon, na którego punkcie była przewrażliwiona. Dlatego należało używać zaimków, lub delikatnie zasugerować by po prostu poprawiła spódnicę.

Wierzenia w Skogsrå są przedchrześcijańskie, jednak to nowa wiara dopowiedziała kilka teorii, skąd istota mogła pochodzić. Pierwsza z nich mówi, iż stwory jej podobne to tak naprawdę aniołowie strąceni z Nieba podczas buntu Lucyfera. Druga, że kiedy Bóg chodził po świecie, tworząc ludzi, Szatan podczas jego nieobecności stworzył wszystkie demoniczne istoty w Niebie, które następnie zostały wygnane w góry i lasy. Trzecia, iż była dzieckiem Lilith, pierwszej żony Adama. Wszystkie jednam mają wspólną cechę – starają się nadać Skogsrå demoniczny charakter.

Konsekwencje ze strony śmiertelników za stosunki seksualne ze Skogsrå mogły być równie niebezpieczne. XVII- i XVIII wieczne archiwa sądowe zawierają opisy spraw, w których kościół potępiał takie relacje, a ich uczestnicy zostawali skazywani… Nawet na śmierć. Nawet współcześnie, bo w XX wieku, można znaleźć relacje o spotkaniach z Opiekunką Lasu. Szwedzki Instytut Języka i Folkloru w Uppsali spisał relację w 1928 roku[1]:

Nasz informator (rolnik, urodziny w 1900 roku) powiedział, że spotkał leśną dziewczynę na leśnym szlaku, między Stensjön i Järkerhult w Blåvik. Zdarzyło się to jesienią, około dziewiątej wieczorem. Podeszła do niego i coś wypluła. Podeszła bliżej, podwinęła spódnicę i była niegrzeczna. Informator cofnął się ale podążała za nim kawałek. Następnie nigdy już jej nie widział. Była ubrana w staromodną czarną suknię.

Inna relacja opisuje spotkanie Skogsrå i mężczyzny  urodzonego w 1851 roku na targu Värmland[2]:

Słyszałem, jak mama opowiadała, że pewnego razu na targu mężczyzna wśród tłumu odkrył Skogsrå. Parobek zobaczył ją, zauważył, że ma ogon i powiedział <<Panienko, czy możesz łaskawie schować go pod tren swojej sukni?>> Ona zaś podziękowała i powiedziała, by następnego dnia spojrzał na półkę na straganie; tam znajdzie nagrodę. Tak też uczynił i znalazł kawałek złota.

Skogsrå
ChatGPT

Skogsrå była taka, jak dziki las w mniemaniu ludzi dawnych epok. Tajemnicza, niepoznana. Mogła być hojna i obdarowywać zwierzyną, albo niebezpieczna i zwodnicza, potrafiąca doprowadzić człowieka do śmierci w dziczy.

Wiara w leśne istoty była rozpowszechniona na naszym kontynencie w wielu kulturach. Przytoczone stworzenia ze skandynawskich wierzeń jak Huldry czy Tusse to tylko przykłady. W przyszłości na pewno omówimy sobie inne, w tym słowiańskiego Leszego, by wskazać podobieństwa i różnice między dawnymi wierzeniami.

Na sam koniec tradycyjnie zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możesz drogi Czytelniku lub droga Czytelniczko wesprzeć moją twórczość finansowo, zapraszam również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Następny materiał pojawi się w formie słuchanki na Youtube :)


[1] Skogsrå and huldra; the femme fatale of the Scandinavian, https://folklorethursday.com/folktales/skogsra-and-huldra-the-femme-fatale-of-the-scandinavian-forests/, data odczytu: 17.06.2025

[2] Tamże.

sobota, 7 czerwca 2025

Rán

 


Skandynawia jest górzystym terenem o bardzo długiej linii brzegowej, poprzecinanej setkami fiordów. Wzdłuż wybrzeża przebiegało wiele wodnych szlaków handlowych. Wielka woda była także nieodłącznym elementem życia w zatokach. Nie może więc dziwić, iż stanowiła istotny element wierzeń wikingów. Jednym z bóstw, które patronowały morzom, była Rán i to właśnie o niej chciałbym Wam dziś opowiedzieć.

Rán była małżonką Ægira, który tak jak ona był bóstwem morskim. Mieli dziewięć córek, których imiona to poetyckie nazwy fal: Przytoczę tu polskie tłumaczenia, ale na ekranie wyświetlę Wam oryginalne wersje. A więc alfabetycznie były to; Blóðughadda (Krwawowłosa), Bylgja (Fala), Dröfn (Pieniąca), Dúfa (Opadająca Fala), Hefring (Podnosząca się Fala), Himinglæva (Przejrzsysta), Hrönn (Źródlana), Kólga (Chłodna) oraz Uðr (Spieniona). Również i imię Rán było używane w wielu kenningach. Rán-beðr (nord. Łoże Rán) to określenie dna morskiego, Ránar salr (nord. Sala Rán) to poetyckie miano głębin morskich. Ránar land (nord. Kraj Rán),  oraz Ránar vegr (nord. Droga Rán) z kolei określały samo morze. Atrybutem bogini była sieć rybacka, w którą niekiedy była odziana. I podobnie jak rybacy używali sieci do łapania ryb, tak Rán zarzucała ją na statki, by wciągać marynarzy w morską toń. W jednym z mitów Loki, bóg oszustw, pożyczył pewnego razu sieć od bogini, by złapać krasnoluda Andvariego, który potrafił zamieniać się w szczupaka. Ta sama sieć posłużyła później do złapania Lokiego, kiedy ten doprowadził do śmierci Baldura.

Rán
ChatGPT

W tym miejscu warto podkreślić, że nordyckie zaświaty nie były jednym miejscem, a wieloma krainami, do których można było trafić po śmierci. Najbardziej znana jest Walhalla, gdzie wędrowała połowa ludzi walecznych lub zabitych w walce, wedle innej wersji. Topielcy  trafiali do podwodnego złotego (lub wedle inne wersji, koralowego) pałacu Rán, który mieścił się gdzieś na dnie morza, w pobliżu leżącej w cieśninie Kattegat wyspy Læsø, nazywanej przez wikingów Hlésey, czyli Wyspy Hléra (jedno z imion Ægira). Samo imię bogini jest również rzeczownikiem w staronordyckim – rán oznacza kradzież, rabunek. Takie miano nie dziwi – bogini okradła marynarzy z ich życia, a ich rodziny z mężów i ojców, którzy wypływali na otwarte morze, zdając się na kaprysy morskiego bóstwa.

Istniał sposób, by ubłagać Rán i prosić ją o darowanie życia. W momencie, gdy morze stawało się niespokojne, a znajdujący się na pokładach statków ludzie spodziewali się śmiertelnego zagrożenia, należało cisnąć odrobinę złota w morską toń. Bogini była chciwa nie tylko na ludzkie dusze, ale i na cenny kruszec. Taka ofiara wedle wikińskich wierzeń mogła ocalić całą załogę od pewnej zguby. Przypuszcza się, iż część znalezisk z duńskich cieśnin, takich jak wydobyte z dna bronie czy biżuteria, również mogły być rzucone w wody specjalnie w celu udobruchania Rán. Ciekawostką jest, iż samo złoto w poezji było opisywane kenningiem Ogień Ægira. Być może powodem były właśnie znajdywanie samorodków złota lub błyskotek pod wodą – z nad powierzchni wyglądały jak małe, podwodne ogniki. Przypuszcza się, iż mogły również zdarzać się ofiary składane z ludzi, w celu zaspokojenia kaprysów morskiej bogini. Handlarze niewolników mieli rzekomo w tym celu wyrzucać za burtę co dziesiątego schwytanego jeńca.

Rán w przeciwieństwie do męskich bóstw morza, jak jej mąż Ægir czy inny bóg, Njord, jest bardziej niespokojna. Być może ta różnica wyrażała rozdźwięk, jaki wikingowie widzieli między kobiecą a męską naturą – wszak i dziś powiemy, że kobieta zmienną jest. I może właśnie dlatego przypadło jej patronowanie zmiennym warunkom na morzu, a nie spokojnej pogodzie.

Pałac Rán
ChatGPT

Na koniec zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możecie wesprzeć moją twórczość finansowo, również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale, a tymczasem, bywajcie!

piątek, 23 maja 2025

Król Krak

 

Król Krak
Gemini

Każdy z nas zapewne zna historię króla Kraka. Smok, szewczyk, owca, cała kupa siarki… Te motywy są dobrze rozpoznawalne, nawet w kulturze masowej. Dziś jednak chciałbym przytoczyć historię tego władcy z trochę innej strony, szukając historycznych źródeł i porównując je do legendy.

W pierwszych latach XIII wieku Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, spisał Kronikę Polski. To w tym dziele można znaleźć najstarsze wzmianki o Kraku. Historia zaczyna się od wojny z Galami. Kronikarz przypisuje Polakom zabicie tysięcy żołnierzy wroga, co w końcu skłoniło nieprzyjaciela do zawarcia pokoju (przymierza, jak dokładnie jest ujęte w Kronice). Następnie nasi przodkowie mieli toczyć walki z Rzymianami. Być może w tych podaniach są echa walk Słowian pod dowództwem Samona z Frankami za czasów króla Dagoberta. Wiadomo, że po stronie Franków walczyli m.in. Longobardowie, a ich państewko zostało utworzone na Półwyspie Apenińskim, w miejscu dawnych terenów Cesarstwa Rzymskiego. Ponadto Kadłubek wskazuje, iż Gallowie wkroczyli do Panonii, co pokrywa się z terenami, na których władał Samon, gdzie walczył z Awarami i którą to krainę bronił przed Dagobertem. Być może więc część historii Kraka jest zaczerpnięte z dziejów Samona, a być może był on innym przywódcą, który również stawiał dzielnie opór Rzymianom i Galom (Frankom) w podobnym czasie.

Gdy walki się skończyły, (Proto)Polacy jako swego księcia obrali człowieka i imieniu Grakchus, pod którym to mianem Kadłubek na łacińską modłę ukrył Kraka. Ten wrócił po licznych bitwach z Karyntii (obecnie w południowej Austrii) do swej ojczyzny. Zorganizował wiec, na którym ugruntował swą władzę, przemawiając wzniośle do poddanych i obiecując im, iż nie będzie królem, w powszechnym rozumieniu, ale wspólnikiem królestwa. Zjednawszy sobie rodaków zaczął wprowadzać nowe prawa i reformy w kraju. Kadłubek uważa ten czas za początek naszej państwowości, za nową epokę, sprawiedliwą, bez niewolnictwa i gwałtów.

Dalej dowiadujemy się, iż Krak miał dwóch synów. Kronikarz podkreśla także, że król będąc bardziej troskliwym ojcem dla kraju, niż własnych dzieci, wysłał ich na wyprawę. Oto bowiem w okolicy, w załomach pewnej skały zalągł się potwór, zwany całożercą (nie jest powiedziane, chociaż ogólnie tak się przyjęło, iż pod tym mianem Kadłubek miał na myśli smoka). Domagał się składania cotygodniowej ofiary z wyliczonych sztuk bydła, a kiedy ich nie dostawał, pożerał odpowiednią liczbę ludzi.

Synowie Kraka posłusznie wykonali rozkaz ojca, zbrojąc się a następnie stając do walki z całożercą. Niestety, otwarte starcie nie przynosiło skutku, więc uciekli się do podstępu. Ponieważ wiedzieli, że bestia jest łakoma na bydło, wypchali bydlęce skóry zapaloną siarką (wcale nie owcę!). Potwór dał się nabrać, a następnie dostał niemiłosiernej zgagi – dusił się i trawiły go wewnętrznej płomienie.

Tryumf nie trwał długo. Młodszy syn, również o imieniu Krak, w swej zawiści, chcąc przypisać sobie zasługi, zabił starszego brata. Gdy wrócił przed oblicze ojca, całą winę zrzucił na całożercę. Zafrasowało to Kraka, który wkrótce zmarł. Jako jedyny męski potomek, Krak II, przejął władzę po ojcu. Jednak nie nacieszył się tronem zbyt długo, gdyż jego zbrodnia wyszła na jaw i został wygnany z własnego królestwa.

Warto wrócić jeszcze do samej śmierci Kraka. Na jego cześć, na skale całożercy założono miasto, później Krakowem zwane, by pamięć o władcy trwała wiecznie. Kadłubek sam sobie przeczy w następnym zdaniu, twierdząc, iż nazwę gród zaczerpnął od krakania kruków, których była moc w tej okolicy. Co się tyczy samych obrzędów pogrzebowych, podaje, iż żałoba po władcy była tak wielka, iż trwała, aż całe miasto nie zostało ukończone.

Następnie władza złożona została w ręce jedynej córki Kraka, Wandy. Kadłubek podkreśla, iż tak zadecydował cały naród. Kronikarz przypisywał jej wiele zalet – miała przewyższać wszystkich pięknem, jak i mądrością, albowiem swoimi radami potrafiła wprawić wielu w zadumę. Nawet wrogowie przed nią ustępowali. Kiedy została królową pewien przywódca germański postanowił najechać Polskę i samemu zająć tron. Jednak gdy stanął naprzeciw armii Wandy, całe jego wojsko porzuciło zamiar walki. Sam dowódca ukorzył się i zaczął modlić w imieniu królowej i jej narodu.

Wizualizacja grodu Kraków w VII wieku...
Z grodem na wzgórzu Wawel...
I z Wisłą płynącą u stóp wzgórza...
I jest pięknie...

Gemini

Wybiegłem nieco poza rządy samego Kraka, ale uznałem, że historia jego dzieci wiąże się nierozerwalnie z nim samym. Poza tym, pisząc temat uznałem za ciekawe, jak na przestrzeni wieków zmienił się obraz jego córki – od potężnej i mądrej królowej, która budziła respekt nawet wśród wrogów, do księżniczki, która rzuciła się do rzeki, jeno by nie poślubić właśnie tego wroga. Historia ta pokazała legendarnego władcę z trochę innej strony, niż znamy go z bardziej współczesnych źródeł. Zamiast pomysłowego Szewczyka, wplotła także motyw bratobójczej walki, który przewija się w wielu wierzeniach z całego świata (a która być może później znalazła echo w legendzie o Kościele Mariackim w Krakowie). W przyszłości nawiążemy nawet do nordyckich wierzeń, albowiem i tam pojawił się wątek starcia ze smokiem, któremu towarzyszył w tle konflikt rodzeństwa. Na koniec pragnę również zauważyć, iż Kadłubek tytułował go nie księciem, a królem. Również i ta kwestia będzie rozwinięta na moim blogu.

Sam Król Krak, jako książę, pojawia się wspólnie ze Smokiem Wawelskim w książce Porwanie Baltazara Gąbki. W powieści relacje między władcą a całożercą są zgoła inne, niż były u Kadłubka. Ale cóż, wszak to historia dla dzieci… Które może tak jak ja (kto pamięta stare wydanie książki w granatowej okładce?), zainteresują się po niej innymi źródłami, historiami oraz legendami opowiadającymi o Królu Kraku.

Na koniec zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możecie wesprzeć moją twórczość finansowo, również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Następny materiał pojawi się w formie nagrania na Youtube :)

piątek, 9 maja 2025

Licho

 

Licho
ChatGPT

Czasami można usłyszeć, jak ktoś mówi Licho wie, Licho nie śpi, Pal Licho, Do Licha, Niech to Licho, Licho przywiało czy po prostu, że coś jest liche, to znaczy, że coś jest małej wartości, w złym stanie, mizerne lub mało solidne. Czy jednak ktoś z Was zastanawiał się, czym jest to Licho? Dziś powiemy sobie słów kilka o istocie, od której te wszystkie powiedzenia lub określenia się wzięły.

Licho było istotą ze słowiańskich wierzeń. Nie pokazywało się często ludziom, ale jeśli już przybierało jakąś postać, to często jako starej, chudej kobiety. Często o długich czarnych lub siwych włosach, w ciemnej szacie. Charakterystycznym elementem, który odróżniał ją od innych stworów, jak chociażby od Biedy był fakt posiadania jednego oko na środku czoła. Mogło też mieć na przykład tylko jedną rękę.

Wróćmy na chwilę do porzekadeł o Lichu. Zwrot Licho wie, jest bardzo podobny do używanego współcześnie Cholera wie czy Diabeł wie. Wszystkie te wersje pokazują na coś niejasne, co może być zrozumiałe tylko przez złe moce. Tak samo Licho nie śpi, które kładzie nacisk, że zawsze jakieś nieszczęście może spotkać człeka i należy zachować czujność. I takie zwroty zachowały po dziś dzień istotę Licha. Było ono personifikacją tego co złe, a co spotyka ludzi, chorób, nieszczęścia, głodu, wypadków. Ktoś spadł z drabiny, bo szczebel się złamał lub wysunął? Zapewne stało za tym Licho. Komuś zsunęło się ostrze siekiery z trzonka i spadło na stopę? Niewątpliwie stało za tym Licho. Ktoś się przewrócił, potykając o kamień, którego można by przysiąc, nie było jeszcze chwilę temu w miejscu upadku? To na pewno sprawka Licha, które ten oto kamień podłożyło tuż przed stopą nieszczęśnika.

Licho i Chłop
ChatGPT


Licho było także odpowiedzialne za złe myśli i wszechogarniający smutek, który nawiedzały ludzi, a także za zarazy zsyłane na mieszkańców, zwierzęta czy uprawy w danej wsi. Wszelkie niepełnosprawności, typu niewykształcone palce, czy gałki oczne u noworodków także przypisywano działaniom Licha. Być może dlatego często posiadało te same cechy – było zdeformowane lub miało nieparzyste części ciała, które w naturze powinny występować parzyście. W przyszłości jednak rozwiniemy sobie te tematy, wskazując za inne istoty, które również posądzono o choroby, tym samym może nieco uniewinniając samo Licho.

Licho było wszędobylskie, więc w przeciwieństwie do innych stworów, nie upodobało sobie konkretnego siedliska, czy to nad wodą, czy pod ziemią. Mogło, mówiąc kolokwialnie, przyczepić się do człeka wszędzie. W domu, na polu, na drodze, w lesie. Istniało jednak kilka sposobów, by się przed nim bronić. Przykładowo, po zmroku należało zamykać wszystkie drzwi. Kto mieszkał w niebezpiecznej okolicy, ten wie, że taka dobra praktyka to podstawa, by uchronić się przed nieszczęściem. Można było także nosić przy sobie coś czerwonego lub żelaznego. Zarówno kolor czerwony jak i żelazo trzymało różne istoty na dystans. W przyszłości opowiemy sobie o innych stworach, które można było także tym kolorem i materiałem odstraszyć. Niektórzy próbowali je także przekupić, by udobruchać lub wręcz przeciwnie, wygnać przekleństwami.

Czasami zastanawiamy się, czemu coś złego nas spotyka i nie potrafimy tego racjonalnie wyjaśnić. Uważamy, że na coś nie zasłużyliśmy. Tak właśnie działało Licho, sprowadzało nieszczęście, nie kierując się moralnością. Czy człek był dobry, czy zły, Licho mogło go spotkać i wpakować w kłopoty. Było uosobieniem chaosu i pecha.

A Wy, jak zapatrujecie się na Licho? Spotkaliście się z porzekadłami o nim? Czy słyszeliście lub czytaliście coś, o czym dziś nie wspomniałem? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Dzisiejszy temat jest pierwszą, eksperymentalną formą, gdzie materiału możecie również posłuchać :) Zapraszam więc, do zasubskrybowania mojego nagrania na Youtube.


Na koniec zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możecie wesprzeć moją twórczość finansowo, również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale, a tymczasem, bywajcie!

piątek, 25 kwietnia 2025

Gaik


Gaik
ChatGPT

Chrześcijaństwo zaadaptowało wiele świąt starszych religii, nie mogąc ich skutecznie wyplenić ze świadomości ludzkiej. Nie chodzi tylko o symbolikę, ale także o daty, gdzie w miejsce starych obrzędów, wprowadzano nowe, często dopisując im inne znaczenie. Niektóre jednak w takiej formie reliktowej przetrwały do naszych czasów. Takim świętem może być Gaik, który omówimy sobie dzisiaj.

Gaik obchodzono o obchodzi się dalej wiosną, na powitanie nowej pory roku. Obchody następowały najczęściej po paleniu lub topieniu Marzanny. Zniszczenie kukły miał odgonić zimę, natomiast wszystko co związane z Gaikiem służyło budzeniu przyrody do życia. Obnoszono po miejscowości rośliny lub gałązki drzew, a niekiedy i całe małe drzewko, zdobione wstążkami, pisankami, dzwoneczkami, niekiedy też z laleczką, symbolizującą królową wiosny, która miała zastąpić panowanie Marzanny. Obchodzono domy wszystkich mieszkańców, składając im życzenia, a w zamian otrzymując poczęstunki, czym ten zwyczaj może kojarzyć się z kolędowaniem.

Topienie Marzanny
Gemini

Nazwa jest zdrobnieniem słowa gaj, gdyż dawniej związana była ze świętymi gajami. W dawnych wiekach lasy pełniły rolę świątyń, związane z nimi były liczne wierzenia, rytuały i przesądy. Gajenie sprowadzało się do wyznaczania takiej świętej ziemi, najczęściej poprzez oznakowanie jej granic tak zwanymi kiczkami, czyli witkami z brzeziny tudzież rokiciny. Tak odgrodzonego terenu nie wolno było naruszyć niepowołanym osobom, dla przykładu, obcym spoza lokalnej społeczności.

Obecnie, w miejscowościach w której Gaik przetrwał, nie ma jednej wspólnej daty dla obchodzenia tego święta. Wskazuje się terminy od czwartej niedzieli Wielkiego Postu, przez wtorek po Lanym Poniedziałku, aż po pierwszą wypadającą w maju. Miejscem kulminacyjnym dla obrzędów jest udekorowany Majowy Słup (zwanego także Drzewem Majowym, Maikiem lub także Gaikiem), wokół którego zbiera się społeczność, świętuje, bawi i śpiewa.

Majowy Słup
Gemini

Na samo koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza. A już zupełnie kończąc… Wypatrujcie nowości, na kanale na Youtube :)

piątek, 11 kwietnia 2025

Margygie i Havmannowie

 

Margygia
ChatGPT

Wierzenia związane z morzem są tak bezkresne jak ocean. Wiele razy zanurzaliśmy się już na blogu w opowieści o głębinach, poznając jej mieszkańców. Dziś wrócimy w morską toń, by spotkać kolejne istoty wywodzące się ze skandynawskiego folkloru, ale jakże podobne to stworzeń znanych z innych zakątków świata.

Pierwszą rasę, o której powiemy sobie dziś kilka słów, są Márgygie (nord. MárgygrMorskie Olbrzymki). Istoty te mają rybi ogon i ciało kobiety, czym podobne są do powszechnie znanych z różnych wierzeń syren. Co jednak może je odróżniać, to o wiele większy rozmiar, długie szpony, błony między palcami, końskie uszy i ostre kły. Uważa się, że mogły mieć także szkaradne, wedle standardów piękna, twarze. Z natury bliżej im było do potworów, które gubiły marynarze, niczym te spotkane przez Odyseusza, niż do uczuciowej istoty z legendy o Warsie i Sawie. Często pojawiały się wraz z nadciągającym sztormem. Kołysały statkami lub wyciągały marynarzy za burtę.

Jedną z tych istot miał spotkać sam norweski król, Olaf Tryggvason. Władca musiał walczyć o życie i ostatecznie zabił Márgygię. W pochodzącym z XIII wieku utworze Lustro Królów przytaczane są bardziej szczegółowe opisy tych stworzeń. Miały mieć małe czoła, nienaturalnie duże usta, ramiona oraz sutki oraz pomarszczone policzki. Widywane miały być zwłaszcza przy burzowej pogodzie pomiędzy Islandią oraz Grenlandią. Być może początek ich legendy stanowiły pierwsze spotkania z fokami, morsami lub krowami morskimi, ponieważ niektóre elementy opisów są podobne do tych zwierząt, jednak inne, jak o długich ramionach zakończonych szponami, już nie.

Havmann
ChatGPT

Ich męskimi odpowiednikami byli Havmannowie (nord. HavmannMorski Mężyzna), przypominający greckich trytonów. Czasami uważano, iż pomimo posiadania szerokiego, muskularnego torsu, brakowało im ramion. Cechowały się długimi włosami i brodą. Mogły być znane też pod nazwą Marmennilli, chociaż niektórzy uważają, iż byli to ich dalecy, mniejsi krewni, którzy mieli zdolność przepowiadania przyszłości. Wieszczenie odbywało się najczęściej w formie rymowanych utworów. Ponadto, potrafiły odwdzięczyć się za dobre traktowanie. Jeśli ofiarowywało im się sowity posiłek, zapewniały rybakom dobry połów.

Wierzenia w Márgygie przetrwały próbę czasu i chrystianizację. To na podaniach o tych morskich stworzeniach oparł fabułę Hans Christian Andersen, pisząc Małą Syrenkę (duń. Den Lille Havfrue, czyli dosłownie Mała Morska Dama).

Na samo koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.

piątek, 28 marca 2025

Hieronim i Dąb Peruna

 

Hieronim i dąb Peruna
ChatGPT

Kiedy chrześcijaństwo wypierało stare religie w Europie, misjonarze nowej wiary starali się niszczyć relikty poprzednich kultów. Pierwszym opisanym tego przykładem na blogu była historia świętego Bonifacego, który w 723 lub 724 roku naszej ery ściął Dąb Donara, który rósł w pobliżu Gaesmere (dzisiejsza dzielnica Geismar w niemieckim Frankenbergu, a kiedyś osobna wieś). W jego kroki poszedł Karol Wielki, niszcząc święty dla Sasów dąb Irminsul w 772, który znajdował się gdzieś na pograniczu Westfalii. Dziś omówimy sobie następny dąb, który padł ofiarą Chrześcijan, tym razem jednak z terenów współczesnej Litwy.

W 1410 roku na tereny Królestwa Polskiego przybył Hieronim z Pragi, czeski teolog. Przez poprzednie lata Hieronim podróżując po Europie i nauczając na wielu uniwersytetach, jednak gdzie się nie pojawił, był uznawany za heretyka. Był bowiem jednym z husytów, stronników Jana Husa, który domagał się reformy Kościoła Katolickiego, zarzucają mu między innymi zbyt duże dążenie do bogactwa, kupczenie urzędami kościelnymi i brak skromności. Przebywając w naszym kraju Hieronim udał się na Litwę, by wspierać ruchy misjonarzy. Litwa oficjalnie zobowiązała się przyjąć chrzest podczas unii z Koroną Polską w 1385 roku, jednak proces ten trwał następne dekady (jak nie wieki). Głosząc nową wiarę wpisywał się to, jak misjonarze traktowali dawne miejsca kultów. Jak czytamy u Aleksandra Gieysztora w Mitologii Słowian[1]:

W początkach wieku XV Hieronim z Pragi udał się na Litwę, głosząc wiarę chrześcijańską w zachodniej połaci kraju. Jego relacja, przekazana przez Eneasza Sylwiusza Piccolominiego w pół wieku później, zawiera opis czci wężów, kamiennego młota niezwykłych rozmiarów, wiecznego ognia, świętych lasów i drzew szczególnie wysokich. Najstarszy dąb w lesie uważano za siedzibę bóstwa. Hieronim w zapale misjonarskim pozabijał węże, pogasił ogniska i ściął święte drzewo. Wywołało to sprzeciw ludzi, którzy udali się do wielkiego księcia Witolda ze skargą na przybysza o zniszczenie domu bożego (sacram Dei domum), skąd otrzymywano deszcz i dobrą pogodę; nie wiadomo już było, gdzie się modlić i szukać swego boga. Witold wzruszył się dolą ludu i skłonił Hieronima do opuszczenia kraju18 ''. Nowożytne informacje o pogaństwie litewskim, miejscami żywym jeszcze w wieku XVII, wspominają o ponownym wzniecaniu świętego ognia przez tarcie dębiny o szare kamienie polne.

Jak więc widać, Litwini również czcili dęby. Warto również zauważyć, iż relacja wspomina o kamiennym młocie niezwykłych rozmiarów. Wspomniana przeze mnie historia Bonifacego nierozerwalnie związana jest z Dębem Donara – gromowładnego bóstwa południowych Germanów. Dla porównania północne ludy germańskie, wikingowie, jak nazywamy ich sobie na blogu, również czcili Boga Piorunów – Thora. Co ciekawe, to jemu poświęcony był dąb również w Skandynawii i to on również dzierżył potężny magiczny młot. Wśród Słowian i Bałtów z kolei wierzono, że uderzenie pioruna w drzewo było naznaczeniem go przez Bogów. Brzmi to o tyle ciekawe, że dąb jest właśnie wyjątkowo odporny na przetrwanie gromów – potrafi się odrodzić i po pożarze, co widzieliśmy w 2019 roku, kiedy ofiarą pożaru padł 600-letni pomnik przyrody, Mieszko, a jego liście bardzo źle się palą.

Litwini skarżą się do księcia Witolda
ChatGPT

W tym miejscu przejdę do słowiańskiego Boga piorunów, Peruna, znanego wśród Bałtów jako Perkun lub Perkon. Nie będzie już niespodzianką, że święte dęby z Litwy poświęcone były właśnie jemu. Jednak to nie same drzewa były obiektem kultów, a jeno symbolami gromowładnego Boga. Biorąc pod uwagę, że południowi Germanie uważali dąb za drzewo Donara, Skandynawowie za drzewo Thora a Słowianie za drzewo Peruna nie da się uniknąć myśli, że wszystkie te religie miały wspólne korzenie. Ba, Bogu piorunów zawsze poświęcony jest czwarty dzień tygodnia – w języku niemieckim jest to Donnerstag (Dzień Donara), w angielskim  jest to Thursday, norweskim Torsdag (Dzień Thora). Wśród Słowian Połabskich dzień ten zwany był Perěndan, a więc Dzień Peruna.

Do podobnych wniosków doszliśmy omawiając sobie Mojry, Norny, Parki i Rodzanice, wskazując, że Boginie Przeznaczenia w różnych religiach musiałby wywodzić się z jednej, wspólnej, indoeuropejskiej wiary. Chciałbym, by i to było jednym z wniosków dzisiejszej historii o zniszczonym Dębie Peruna na Litwie, historii jakże podobnej do tych o drzewach zniszczonych przez świętego Bonifacego i Karola Wielkiego.

Na koniec warto wrócić do samej postaci Hieronima z Pragi. Po wyrzuceniu go przez księcia Witolda (kuzyna Władysława Jagiełły) z Litwy ten ukrywał się do 1415, ścigany przez agentów Kościoła Katolickiego za herezję. W końcu jednak został złapany i 30 maja 1416 roku spalony na stosie, niecałe jedenaście miesięcy po Janie Husie. Kościół Katolicki czekała reformacja, gdyż w ślad za Husem także inni widzieli zżerające go zepsucie – następne wieki przyniosą takich religijnych reformatorów jak Marcin Luter czy Jan Kalwin. A co czekało Dęby Peruna? Wedle Aleksandra Gieysztora były miejscami kultu na Litwie jeszcze na przełomie XVII i XVIII wieku. Tak wiele aspektów stały się reliktami dawnych wierzeń, których misjonarze nie potrafili do końca zniszczyć. 

Na sam koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.


[1] Mitologia Słowian, Aleksander Gieysztor, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2006, Wydanie II, s. 89.

sobota, 8 marca 2025

Marzanna

 

Marzanna, ChatGPT

Wiele lat temu, uczęszczając do czwartej klasie podstawówki, moja klasa udała się na wycieczkę nad pobliską rzekę. Był wiosenny, pochmurny dzień. A my w kurtkach staliśmy obok starego mostu, obok przygrywała orkiestra. Wtedy też miał miejsce mój pierwszy kontakt z pewnym starożytnym rytuałem. Tamtego dnia pierwszy raz pierwszy raz byłem świadkiem topienia kukły Marzanny.

Marzanna jest słowiańską Boginią zimy oraz śmierci. Wstęp do tego artykułu mógł przypomnieć i Wam obserwowanie związanego z nią rytuału, który odbywa się po dziś dzień w pierwszy dzień wiosny. Na bazie tego można więc wysnuć wniosek, iż nie była i nie jest zbyt lubianym i popularnym bóstwem, ponieważ tradycyjnie żegna się z nią w symboliczny, aczkolwiek brutalny sposób, miast oddawać jej cześć i modły. Budzi to skojarzenia do greckiego Hadesa, Boga Zaświatów, któremu nie budowano nawet świątyń, albowiem bardziej się go obawiano, niż czczono (zachowały się wzmianki tylko o jednej takiej wzniesionej budowli). Za chwilę przytoczymy sobie kontrargument Jana Długosza, jednak pierw warto powiedzieć kilka słów o samej Bogini.

W tradycji była znana pod różnymi imionami, między innymi jako Morena, co przywodziło na myśl zimowe miesiące, pełne śniegu i lodu, a także jako Śmierć, personifikacja tego, co nieuchronne dla śmiertelników. Samo jej imię wywodzi się z praindoeuropejskiego ­mar/mor, tak samo jak łacińskie mors, śmierć (jak w post mortem). W niektórych regionach Śląska istniał też męski odpowiednik Bogini, Marzaniok.

Najstarsze wzmianki o niej pochodzą z ziem czeskich z XIII wieku. O Marzannie wspominał też już Jan Długosz, XV-wieczny polski kronikarz. Ten napomykał, iż w dawnych wiekach istniał pewien jej kult. Opowiadał, jakoby rolnicy ofiarowali jej dary ze zboża, zapewne by przebłagać kapryśne bóstwo, które przymrozkami mogło zniszczyć uprawy. Tu z kolei przypomnijmy sobie postać Rán, Bogini Sztormów, która sprawowała pieczę na jedną z domen zaświatów w mitologii nordyckiej. Marynarze, by ubłagać ją o dobrą pogodę na morzu, również ciskali dla niej w głęboką toń ofiary i podarunki. Robili to jednak bardziej ze strachu, niż miłości do bóstwa.

Trzeba jednak pamiętać, iż były to czasy po chrystianizacji, kiedy starano się zwalczyć starszą wiarę. W 1420 roku biskup poznański, Andrzej Łaskarz, potępiał uroczystości związane z topieniem kukły[1]:

Item prohibeatis, ne In dominica ludica alias Byala Nijedzela supersticiosam consuetudinem observent offerentes auandam ymaginem, quam Mortem vocant et In lutum postea proiciunt, quia non carent huiusmodi facta supersticionis.

Czyli tłumacząc na nasze:

Zabrońcie im też praktykowania zabobonnego zwyczaju w Białą Niedzielę wynoszenia jakiegoś obrazu, którego Śmiercią nazywają, a potem w błoto rzucają, albowiem takich przesądów u nich nie brakuje.

Tradycyjna topienia Marzanny miała się jednak dobrze. W kolejnych wiekach kościół nie mogąc jej zabić, próbował przerobić ją na swoją modłę. Podjęto próby, by miast topić kukłę Bogini Śmierci, z wież kościołów zrzucano inną, symbolizującą Judasza. Jednak te praktycznie nie cieszyły się powodzeniem i odeszły w zapomnienie, a rytuał związany z Marzanną przetrwał do dziś.

Marzanna, ChatGPT

Tradycja przetrwała nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach słowiańskich. Lalkę, wykonaną ze słomy lub innego materiału, ubiera się w suknię, zdobi kokardkami oraz innymi elementami dekoracyjnymi. Wokół obrzędów powstało wiele przesądów i zwyczajów. Dawniej rytuał sprowadzał się nie tylko do topienia kukły w rzece, ale do obchodzenia z nią wszystkich domów we wsi. Po drodze podtapiano Boginię we wszystkich napotykanych jeziorach, strumieniach czy kałużach. Następnie, nim została ostatecznie ciśnięta w wodę, podpalano ją lub zrywano z niej odzienie. Tak zrzuconej do rzeki Marzanny nie wolno już było dotknąć, gdyż groziło to zapadnięciem na chorobę. Tak samo niebezpieczne było dla zdrowia oglądanie się za siebie po rytuale, aż do momentu wejścia do własnego domu. A już śmiertelnie niebezpieczne było potknięcie się w drodze powrotnej. Osoba, której to się przydarzyło, lub co gorsze, przewróciła się, miała nie dożyć do następnego topienia Marzanny.

Obecnie oprócz samego topienia Marzanny można czasem usłyszeć o różnych imprezach wplecionych w tematykę rytuału. Są więc konkursy, niczym na szopki Bożonarodzeniowe, są organizowane biegi. Tak więc pomimo wieków walczenia z tradycją, coroczne topienie Marzanny ciągle jest żywą tradycją i oby tak pozostało.

Na sam koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zaprasza do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.


[1] Najdawniejsze statuty synodalne archidiecezji gnieźnieńskiej oraz statuty z rękopisu Oss. Nr 1627 z uwzględnieniem materjałów zebranych przez ś.p. b. , Władysław Abraham, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 1920, s. 50