piątek, 18 grudnia 2020

Nisse


Źródło: https://medium.com/@petrusdeandrada/o-nisse-o-duende-noruegu%C3%AAs-aa25eabe7f5c,
data odczytu: 17.12.2020

Jakiś czas temu opisałem słowiańskie domowoje. Były to dobre duchy domu (dobre tak długo, jak długo były dobrze traktowane), które opiekowały się gospodarstwem. Jednak nie tylko nasi przodkowie posiadali swoich patronów. Podobne istoty istniały w skandynawskim folklorze. Duńczycy i Norwegowie nazywają je nisse a Szwedzi znają je pod nazwą tomte. Inne mniej popularne imiona, pod jakimi znane są w różnych regionach Skandynawii, to gardvord, husnisse, tomtebonde, tufte, tuftekall, tunkall, rudkall, tonttu oraz wiele, wiele innych…

Podobnie jak swoi słowiańscy kuzyni nisse były niskimi, krępymi istotami o siwych brodach. Na głowach nosiły czerwone czapki. Ich rola w świecie śmiertelników była również podobna. W zamian za pozostawioną na noc strawę zajmowały się obejściem. I podobnie jak domowoje, głodne i rozczarowane zachowaniem ludzi, psuły rzeczy i robiły na złość. Wierzono, że dawno zmarły pierwszy gospodarz domu może stać się nisse i strzec swojego majątku nawet po śmierci (czyż nie jest to kolejny element wspólny z domowojem?). Stąd też wywodzi się ich inne określenie – gardvord czyli strażnik obejścia (nord. Garðvǫrðri). Samo słowo nisse pochodzi prawdopodobnie ze staronordyckiego niðsi, którym pierwotnie określało się krewnych. Idąc dalej tym tropem, wszystkie pozostałe imiona są mniej lub bardziej związane z domostwem, bądź z rodziną. I tak tomte to domownik, tontu wywodzi się z fińskiego słowa tontti, czyli działka/grunt, a tunkall można przetłumaczyć jako przyjaciel podwórka.

Oprócz czerwonej czapki nisse nosiły na sobie wełniane tuniki przepasane pasem, najczęściej koloru szarego. Podobnie jak domowoj, potrafił czasem przybierać formy innych istot. Nissego można było odróżnić od karła po kocich oczach, które świeciły w ciemności.

Źródło: https://findaswede.com/traditional-swedish-christmas-food/,
data odczytu: 17.12.2020


Oprócz strawy, którą zostawiało się dla nissego na noc, ważne było także zachowanie gospodarzy. Duszek był szczególnie drażliwy na przeklinanie w obrębie domostwa, oddawanie moczu pod ścianami gospodarstwa albo wylewanie napojów czy rzucanie jedzenia na podłogę. W akcie złości mógł uderzyć niedobrego człowieka w ciemności, zniszczyć rzeczy czy w inny sposób robić na złość. Wyprowadzony z równowagi nisse mógł nawet zabić człowieka – do tak drastycznych czynów posuwały skrzaty, które widziały jak ludzie znęcają się nad zwierzętami. Z kolei zadowolony nisse dbał o zdrowie gospodarzy, czystość w domu i stodole, a także potrafił przynosić różne drobne rzeczy od nielubianego sąsiada (i znów te domowoje!). A jak można je było zadowolić? Podać sowitą owsiankę, tzw. julegrøt, najlepiej tłustą, z dodatkiem masła – było to obowiązkowe danie, zwłaszcza w noc przesilenia zimowego, czyli w Jul (Yule).

Nisse przetrwały chrystianizację Skandynawii. Można w nich dopatrywać się pierwowzorów krasnoludków (czerwona czapka i długa broda) oraz bożonarodzeniowych elfów. Duszki przedstawiane są obecnie w Skandynawii jako pomocnicy Świętego Mikołaja (stąd też jego różne imiona – Niels, Nicholas, Julenissen). Obecnie także skandynawskie imię Nils jest zdrabnieniem do formy Nisse. Nie da się również ukryć podobieństwa Nisse to wszelakiej maści krasnali ogrodowych. Nazwa tomte stała się również określeniem pracowitego człowieka, który dba o swój dom a także osób, które bezinteresownie, niekiedy potajemnie, pomagają innym.

Gdzie je najłatwiej obecnie spotkać? Na przykład na bożonarodzeniowych promocjach w różnych sklepach:

 

Źródło: https://undershop.pl/ozdoby-wiszace/17050-recznie-robiony-szwedzki-wypchane-zabawki-santa-lalki-gnome-skandynawski-tomte-nordic-nisse-sockerbit-karzel-elf-ozdoby-do-domu.html, data odczytu: 17.12.2020

piątek, 4 grudnia 2020

Jólakötturinn

 

Źródło: https://laughingsquid.com/jolakotturinn-yule-cat-icelandic-legend/,
data odczytu: 04.12.2020

Święta to magiczne chwile dla wielu. To czas obdarowywania bliskich prezentami, zwierząt, które w Wigilię przemawiają ludzkim głosem, ubierania choinki... A także czas, w którym można zostać zjedzonym przez ogromnego i upiornego kota… Przynajmniej według Islandczyków. Dziś chciałbym przybliżyć na blogu opis tej bestii – przed Wami Jólakötturinn.

Jólakötturinn (Jólaköttinn), czyli tłumacząc Julowy Kot (Yule to nordycka nazwa święta przesilenia zimowego, a także współczesne określenie Bożego Narodzenia w krajach skandynawskich), to zwierzę należące do Grýli, złowrogiej trollicy lub  czarownicy z islandzkiego folkloru. Co roku w najdłuższą noc kot wielki jak dom wyruszał na łowy ze swojej górskiej kryjówki i zjadał tych, którzy w ciągu minionego roku nie dostali nowego ubrania (przeto pamiętajcie – ciepłe skarpety muszą obowiązkowo znaleźć się w prezentach dla Waszych bliskich!). Dlaczego akurat kryterium ubioru decydowało o dostaniu się do jadłospisu Jólakötturinna? By lepiej to zrozumieć, musimy wyobrazić sobie surowy tryb życia osadników na Islandii. Ta wulkaniczna wyspa położona jest na środku oceanu gdzieś na krańcu znanego świata, smagana silnymi wiatrami i cechująca się niskimi temperaturami północnego klimatu. Do tego małe zadrzewienie wyspy, lodowce i aktywne wulkany. Nie brzmi to jak ciepły i przytulny kurort, a jednak od wielu stuleci jest nieprzerwanie zamieszkana. Jednym z podstaw islandzkiej gospodarki na przestrzeni wieków była hodowla owiec, zarówno na mięso jak i ze względu na wełnę, z której następnie wytwarzano ubrania. I to właśnie ciepłe odzienie pozwalało między innymi przetrwać w nieprzyjaznym arktycznym klimacie. Wyprodukowanie nowych ubrań było więc jednym z elementów przygotowania się do nadchodzącej długiej i ciemnej zimy. Tak więc groźba zjedzenia przez Jólakötturinna miała motywować do pracy, zwłaszcza przy produkcji odzieży. Hodowcy mobilizowali w ten sposób swoich pracowników – ci z nich, którzy spisali się przy wypasie owiec, ich strzyżeniu, oraz przetwarzaniu wełny na koniec sezonu dostawali od pracodawcy nowe ubranie. Z czasem islandzcy rodzice również zaczęli straszyć leniwe dzieci wizją zjedzenia przez olbrzymiego kota. Jedynym wybawieniem było bycie grzecznym i pracowitym przez cały rok, by zasłużyć na nowe odzienie (i tym samym na życie poza żołądkiem Jólakötturinna).

Źródło : https://society6.com/product/yule-cat1798947_print,
data odczytu: 04.12.2020

Islandzki poeta, Jóhannes úr Kötlum, napisał w 1932 roku wiersz poświęcony Jólakötturinnowi. Poniżej znajdziecie moje tłumaczenie z islandzkiego na polski[1]:

Znacie Julowego Kota
- Kot ten jest zaprawdę ogromny.
Ludzie nie wiedzą skąd pochodzi,
ani dokąd odchodzi.

Otworzył szeroko swoje oczy,
oba świecące jasno.
Tylko dzielny człek
potrafił w nie spojrzeć.

Jego wąsy były ostre jak kolce,
grzbiet wygięty wysoko.
A pazury jego włochatych łap
były przerażające.

Machał swoim potężnym ogonem,
skakał, drapał, syczał.
Czasem w dolinie,
czasem na wybrzeżu.

Włóczył się do późna, głodny i zły,
w marznącym Julowym śniegu.
Trwożyły się serca
w każdym mieście.

Kto usłyszał okropne miauczenie,
temu przydarzało się coś złego.
Każdy wiedział, że on poluje na ludzi,
a nie na myszy.

Wybierał bardzo biednych,
tych, co nie dostali nowych ubrań.
Tych, co w Jul żebrali,
i byli w potrzebie.

Tym zabierał od razu,
całe świąteczne jedzenie.
I zjadłby ich także od razu,
gdyby mógł.

Dlatego właśnie kobiety
przędły na kołowrotkach.
Robiły kolorowe włókna
na sukienki i skarpety.

By Kot nie mógł przyjść
i porywać małych dzieci,
[dzieci] musiały zdobyć ubrania
każdego roku od dorosłych.

A kiedy nastawał Julowy Wieczór,
i Kot zaglądał do środka domów,
dzieci stały cicho i spokojnie,
w nowych ubraniach.

Niektóre miały nowe fartuszki,
inne nowe buciki,
lub jeszcze coś innego, potrzebnego
- cokolwiek nowego wystarczało.

Dlatego [Kot] nie mógł ich zjeść,
bo każde miało coś nowego,
więc zasyczał potwornie
i uciekł.

Czy on jeszcze istnieje, tego nie wiem.
Ale jego wizyta byłaby daremna,
gdyby wszyscy następnym razem
mieli nowe ubrania.

Teraz może pomyślisz o dzieciach,
które potrzebują pomocy.
Być może znasz dzieci,
które nic nie mają.

Być może szukanie tych,
którzy żyją w świecie bez nadziei,
uszczęśliwi Cię
i zapewni Wesołe Jul.

Przytoczony utwór ma jeszcze jedno przesłanie. Nie tylko pracowitość może uratować przed Julowym Kotem. Także miłosierdzie i pomoc najbiedniejszym jest niezbędna. Niektórzy, zwłaszcza biedne dzieci, nie mogą same polepszyć swojego losu. Jólakötturinn jest w tej wersji metaforą biedy, która może się bardzo źle skończyć.

Źródło: https://www.iizcat.com/post/4373/The-Christmas-Cat-of-Iceland-a-giant-terrifying-cat-that-gobbles-up-children-if-they-039-re-bad, data odczytu: 04.12.2020

Podsumowując, jeśli dostaniecie nowe skarpety pod choinkę, nie gardźcie nimi. Być może właśnie dzięki temu podarunkowi ktoś uratował Wam życie przed Jólakötturinnem. I na zakończenie do posłuchania piosenka Björk, bazująca na utworze Jóhannesa úr Kötluma: 



[1] JólakötturinnJóhannes úr Kötlum, 1932, źródło: http://johannes.is/jolakotturinn/, data odczytu: 04.12.2020

piątek, 20 listopada 2020

Goseck

 

Źródło obrazka: https://www.tajemnice-swiata.pl/obserwatorium-sloneczne-w-goseck/,
data odczytu: 17.11.2020

Mówiąc o astronomii i jej korzeniach zapewne pomyślimy o Mezopotamii czy Egipcie. O tych krainach uczyliśmy się ze szkolnych podręczników – były zawsze podawane jako kolebki ludzkości i najszybciej rozwijające się cywilizacje starożytności. Jednak odkrycia z ostatnich kilkudziesięciu lat pokazują, iż wiele działo się również na terenach Europy, a jej mieszkańcy posiadali zdumiewającą wiedzę astronomiczną. 

Jest rok 1991. Były niemiecki pułkownik Otto Braasch przelatuje nad miejscowością Goseck, leżącą 200 kilometrów na zachód od polskiej granicy. Od 1980 trudzi się specyficznym zajęciem – bada z powietrza ślady osadnictwa na terenie całej Europy. Braasch, przelatując nad dotkniętą suszą okolicą Goseck, zauważa coś nienaturalnego. Na jednym z pól obsianych pszenicą dostrzega olbrzymie kręgi – pozostałości prehistorycznej budowli.

W latach 2002-2004 archeolodzy François Bertemes i Peter Biehl z Uniwerystetu Halle ustali, iż budowla pochodzi z neolitu i datowana jest na lata 4800-4900 p.n.e.. Rok później, po dwunastu latach od jej odkrycia, informacje o niesamowitym znalezisku zostały podane do publicznej informacji. Po zakończonych pracach archeologicznych i rekonstrukcji miejsce zostało udostępnione jako obiekt turystyczny dokładnie w przesilenie zimowe, 21 grudnia 2005 roku. Odbudowana konstrukcja składa się z wysokich na 2,5 metra dębowych słupów (w liczbie 1675). Poddano jej ręcznej obróbce, by jak najlepiej oddawały oryginalny, kilkutysięczny charakter tego miejsca.

W skład budowli wchodzą dwa rzędy palisad, każda posiadająca po trzy bramy, kopiec oraz otaczający je rów o zewnętrznej średnicy 75 metrów i głębokości 1,8 metra. Wybrana ziemia posłużyła do zbudowania wału dookoła  konstrukcji. Krąg taki, jak i podobne do niej neolityczne budowle rozsiane po całym kontynencie, nazywany jest rondlem. Południowo-wschód wejście wskazuje dokładnie wschód słońca, a południowo-zachodnie zachód w dniu przesilenia zimowego. Trzecie wyjście skierowane jest na północ (bliskie linii astronomicznego południka). Ten specyficzny układ bram stał się podstawą do określenia budowli jako najstarsze odnalezione obserwatorium.

Źródło obrazka: https://travel.sygic.com/en/poi/goseck-circle-poi:9118,
data odczytu: 18.11.2020


W obrębie rondla odnaleziono ślady rytualnych ognisk, szczątki zwierzęce oraz ludzkie, w tym pozbawiony głowy szkielet. Część naukowców uważa zdekapitowane zwłoki za dowód krwawej ofiary. Druga część – za przejaw specyficznego rytuału pogrzebowego. Według badań kręgi pozostawały w użytkowaniu tylko przez dwieście lat i około 4700 roku p.n.e. zostały porzucone z nieznanych przyczyn.

I na sam koniec ciekawostka – rondel w Goseck (5°11'53.62" N) leży na bardzo podobnej szerokości geograficznej co najbardziej znany kamienny krąg – Stonehenge (51°10'26.30" N). Warto pamiętać, że podobne budowle powstały w całej Europie. Kilka z nich miałem okazję zobaczyć na własne oczy… Ale to już temat na inny dzień...

piątek, 6 listopada 2020

Skaldowie

Źródło obrazka: https://www.artstation.com/artwork/1dbW2, 
data odczytu: 06.11.2020


Gdybym zapytał kim byli skaldowie, zapewne usłyszałbym dwie odpowiedzi. Pierwsza grupa wskazałaby polski zespół muzyczny powstały w latach 60. XX wieku. Druga grupa natomiast odniosłaby się do poetów i pieśniarzy ze Skandynawii. I właśnie tym drugim skaldom chciałbym poświęcić dziś trochę uwagi.

Etymologia słowa jest dość oczywista – staronordyckie słowo skáld i jego współczesny islandzki odpowiednik oznaczają po prostu poetę. Jednak rola, jaką odgrywali wykraczała daleko poza to, co uważamy za tworzenie poezji. Skaldowie nie tylko układali pieśni – także je wygłaszali, a kiedy utwór tego wymagał – wcielali się w opiewanych bohaterów, niczym aktorzy na deskach teatru. Ich pieśni można przyporządkować do dwóch głównych grup. Pierwsza to Eddy, czyli historie o tematyce mitologicznej. Przedstawiali w nich przygody nordyckich bogów, wydarzenia ze wszystkich Dziewięciu Światów, a także czyny legendarnych bohaterów. Drugi rodzaj to poezja skaldyczna. Z kolei te wiersze pisane były by sławić przede wszystkich historycznych władców jak i wielkich wojowników (utwory na czyjąś cześć nosiły nazwę Lofkvedi). Niekoniecznie musiały być obiektywne – mogły powstawać już na zamówienie, jako swoista propaganda na użytek konkretnego jarla. Taki skald mógł być cennym nabytkiem na dworze lokalnego władcy. Jeśli jego utwory były bardzo dobre, jarl nie chciał się z nim rozstawać i obdarowywał go kosztownościami oraz drogimi przedmiotami. Dlatego wybitni skaldowie nie byli biednymi ludźmi, tylko bogaczami. Można więc uznać ich za osobną klasę społeczną, gdyż wraz z ich sławą rósł także ich majątek.

Źródło obrazka: https://en.wikipedia.org/wiki/Bragi, data odczytu: 06.11.2020


Zdarzało się także, że sam jarl był skaldem i tworzył poezję. Przykładem może być władca Orkadów, Ragnvald Kale Kolsson, który opiewał własne osiągnięcia sportowe (jak mawia moja przyjaciółka Ewelina - nikt nie doceni Cię tak bardzo, jak Ty sam). Jak widać skaldowie nie żyli z samej poezji. Często byli wojownikami, którzy pierw samemu brali udział w bitwach, a następnie mogli je dokładnie opowiadać (lub też koloryzować, uwydatniając zasługi jednej lub drugiej strony). Przykładem wikinga, który chwytał zarówno za topór jak i za lirę może być również legendarny Ragnar Lodbrok.

Do dzisiejszych czasów zachowały się imiona kilkuset skaldów, z czego kilka z nich to kobiety – skaldkony. Najsławniejszym z skaldów jest niewątpliwie Snorri Sturluson. To on w XIII wieku n.e. spisał mitologię nordycką, a także opracował podręcznik dla skladów, Skáldskaparmál (isl. Język Poezji). Były to czasy, gdy chrześcijaństwo prawie wyparło starsze wierzenia. Dzięki Sturlusonowi zachowało się wiele informacji o wierzeniach, a także o sposobie tworzenia poezji skaldycznej.

Skáldskaparmál jest spisana jako rozmowa boga mórz, Ægira oraz boga poezji, Bragiego (ilustracja powyżej). Bragi objaśnia w niej tzw. kenningi, czyli metafory i metonimie używane przez skaldów. Jest to więc rodzaj swoistego rodzaju słowniczek, ubrany w fabułę. Wikingowie uwielbiali przenośnie używane w poezji. Nie ma chyba lepszego przykładu, niż określenia na słowo bitwa – istnieje bowiem aż 600 kenningów na jego zastąpienie![1] Jeden z takich kenningów był źródłem nieporozumienia w XVI wieku. W poemacie  Krákumál o ostatnich chwilach Ragnara Lodbroka pada wyrażenie[2]:

Drekkum bjór af bragði ór bjúgviðum hausa.

Tłumacząc na polski oznacza Pić będę z zakrzywionych gałęzi czaszek.

Duński uczony, Ole Worm błędnie przetłumaczył ten kenning jako Pić będę z czaszek zabitych wrogów. Skąd mu się to wzięło? Nie wiadomo. Jednak poprawnym tłumaczeniem gałęzi czaszek powinny być po prostu rogi, z których wikingowie pijali... A tak powstał błędny mit, jakoby wikingowie pili z czaszek pokonanych przeciwników.

Oprócz kenningów poezja skaldyczna rządziła się także pewnymi regułami. Nie były to więc przypadkowo zrymowane strofy, a precyzyjnie układane utwory. Osoby, które chciały zostać skaldami poświęcały wiele lat na poznanie mitów, języka a także różnych form poezji. Młodzi adepci poezji często pobierali nauki u już wsławionych skaldów. W Skandynawii żywe było przekonanie, iż natchnienie można dziedziczyć. Tak więc dzieci i wnukowie słynnego skalda mogli również okazać się zdolnymi poetami.

Jednym z środków stylistycznych w poezji skaldycznej było powtórzenie głosek w kolejnych wyrazach danego wersu lub w następujących po sobie wersach, tzw. aliteracja. Przykładem może być Saga o Egilu, gdzie każde dwie kolejne linijki zaczynają się od podobnie brzmiących wyrazów[3]:

Hrammtangar lætr hanga

hrynvirgil mér brynju

Höðr á hauki troðnum

heiðis vingameiði;

Ten sam fragment może być przykładem budowy poezji skaldycznej. Każdy wers składa się z sześciu sylab, po których następuje średniówka. Taki układ nazywał się dróttkvætt (nord. rym dworski) i pojawiał się najczęściej w pieśniach pochwalnych dla władców lub opisujących historyczne zwycięstwa.

Źródło obrazka: https://is.wikipedia.org/wiki/Snorri_Sturluson,
data odczytu: 06.11.2020


Poezja skaldyczna dzieliła się na kilka podgatunków[4]. Bálkr to długi utwór, w którym narrator opowiadał epicką historię. Drápa była długim wierszem z refrenem. Flokkr z kolei był tego refrenu pozbawiony. Lausavísur, czyli w dokładnym tłumaczeniu, Swobodna Zwrotka, to krótki wiersz, często improwizowany. Skald Oddr Örvar miał ponoć stanąć do pojedynku na improwizowaną poezję (takie potyczki mogły zdarzać się dość często). Zasady były proste. Uczestnicy mieli na przemian wypić róg piwa i wyrecytować wymyśloną na szybko strofę, nabijając się z rywala (utwory, które nabijały się z innych zwane były Níðvísur). Przegrywał ten, komu pierwszemu zaczął plątać się język i nie potrafił ułożyć porządnego wiersza. Oddr wygrał konkurs. Jak widać wikingowie wyprzedzili o setki lat bitwy raperów. Innymi rodzajami utworów były Kjærleiksvise, czyli poezja miłosna. Z kolei Ættekvad to epitafium poświęcone zmarłym przodkom. Greppaminni to utwór ułożony w formie dialogu, gdzie jedna strona najczęściej zadaje pytania, a druga jej odpowiada. Przykładem może być pieśń Gylfa Omamienie, którą nie raz cytowałem na blogu.

Przytoczyłem dziś garść podstawowych faktów o skaldach, ich poezji i kenningach. Temat jest jednak rozległy niczym Droga Wieloryba ( Hwæl-Weġ – Kenning określający morze J). I na pewno nie raz i nie dwa będę do niego wracał. 


[1] Expressions for battle, conflict, Źródło: https://skaldic.abdn.ac.uk/m.php?p=kenning&i=128, data odczytu: 06.11.2020.

[2] Did Vikings drink from the skulls of their enemies?, Źródło: http://www.worldtreeproject.org/exhibits/show/miscon/drinkingskulls, data odczytu: 06.11.20200.

[3] Viking-age Skaldic Poetry, Źródło: www.hurstwic.org/history/articles/literature/text/Skaldic_Poetry.htm, data odczytu: 06.11.2020.

[4] Old Norse-Icelandic Technical Terms, Źródło: https://skaldic.abdn.ac.uk/m.php?p=doc&i=545, data odczytu: 06.11.2020.

piątek, 23 października 2020

Dullahanowie - Jeźdźcy bez głów

Źródło obrazka: https://sleepyhollow.fandom.com/wiki/Headless_Horseman_(film),
data odczytu: 20.10.2020


Sleepy Hollow – senna miejscowość w Stanach Zjednoczonych, która stała się miejscem akcji opowiadania Washingtona Irvinga. Ta niepozorna i cicha wieś była nawiedzana przez Jeźdźca bez głowy. Upiór za życia był heskim 
najemnikiem, zdekapitowanym podczas Wojny o Niepodległość Stanów Zjednoczonych (1775-1783). Po śmierci przemierzał Senną Kotlinę szukając swojej utraconej głowy... Heski żołnierz nie był jednak pierwszą istotą, która wędrowała po świecie śmiertelników bez głowy. Mitologia irlandzka zawiera opis podobnej zjawy. Jednak, w przeciwieństwie do Sleepy Hollow i jej jedynego upiornego mieszkańca, Irlandię nawiedzały całe rzesze Dullhanów, jak nazywali ich miejscowi.

Dullahanowie (ir. Mroczni Ludzie) byli zwani także Gan Ceann (ir. Bez Głowy). To upiorni jeźdźcy, obojga płci, podróżujący najczęściej na czarnych koniach i w ubraniu tego samego koloru. Odcięte głowy trzymali w rękach lub przywiązywali je do siodeł. Pomimo, że oderwane od ciała, czerepy zachowywały się jak żywe. Uśmiechały się złowieszczo, a ich oczy bez przerwy rozglądały się dookoła, zachowując doskonały wzrok w ciemnościach nocy. Nie tylko jeźdźcowi mogło brakować głowy. Czasami również jego zwierzę było zdekapitowane, przez co przypominało duńskiego Helhesta. Niektóre relacje zamieniały pojedynczego jeźdźca na rumaku w woźnicę kierującego upiornym powozem (ir. Cóiste Bodhar – Powóz Śmierci), który przewoził, a jakże inaczej, pasażerów bez głów (wszak w grupie zawsze raźniej tracić głowę...). Części takiego wozu były zrobione z ludzkich kości a bicz powożącego z kręgosłupa.

Źródło obrazka: https://www.yourirish.com/folklore/coiste-bodhar,
data odczytu: 20.10.2020

Jeśli podczas swojej upiornej jazdy Dullahan zatrzymałby się w jakiejś miejscowości, to jego postój zwiastować mógł tylko śmierć jednego z jej mieszkańców. Podobną złowrogą wróżbą było wypowiedzenie czyjegoś imienia przez odciętą głowę Dullahana. Taka osoba natychmiast padała martwa, niczym rażona piorunem. Warto zaznaczyć, że jeździec mógł ponoć wypowiedzieć tylko jedno imię podczas każdej nocy, co ograniczało dobową liczbę jego ofiar.

Gan Ceann miał jedną, jedyną słabość – złoto. Złote obiekty mogły przestraszyć jeźdźca, lub położone na środku drogi, uniemożliwić mu dalszy przejazd. Jeśli komuś udało się nawet przetrwać spotkanie z upiorem, cena dalszego życia była ogromna. Śmiertelnik tracił wzrok, jeśli spojrzał na Dullahana (według innej wersji tylko spojrzenie prosto w nieumarłe oczy oślepiało nieszczęśnika).

Źródeł legendy o Dullahanach można upatrywać w kulcie boga Crom Dubha, który oczekiwał corocznych ofiar składanych z ludzi. I nie będzie już chyba niespodzianką, że ludzie składani mu w ofierze byli... Skracani o głowę. Nie jest to jednak jedyne możliwe źródło historii o jeźdźcach bez głowy, gdyż Wyspy Brytyjskie posiadają również inne podobne przekazy. Wśród legend arturiańskich pojawia się pan Gawain (Gawen), który miał skrócić o głowę nad wyraz wysokiego Zielonego Rycerza. Ten drugi, nic sobie nie robiąc z powierzchownej rany, podniósł swój odcięty czerep, wyzwał przeciwnika na rewanż za rok i odjechał z Kamelotu. Z kolei na szkockiej wyspie Mull podczas bitwy o Glen Cainnir biorący udział w walce człowiek imieniem Ewen, jak i jego wierzchowiec, mieli zostać ścięci. Po śmierci oboje zaczęli nawiedzać okolicę, oczywiście już bez swoich głów.

Źródło obrazka: https://www.deviantart.com/blizzardhelen/art/Dullahan-788088843,
data odczytu: 20.10.2020

Mając już wyobrażenie o bezgłowych jeźdźcach z Wysp Brytyjskich możemy wrócić do Sleepy Hollow. Washington Irving, autor Legendy o Sennej Kotlinie, urodził się w Nowym Jorku, ale jego rodzice przyjechali do Ameryki ze Starego Świata. Ojciec pisarza pochodził z Orkadów a matka z Kornwalii. Ponadto niania, którą zatrudnili państwo Irvingowie, miała szkockie korzenie. Mały Washington z pewnością poznał większość przytoczonych postaci już jako dziecko. Nic dziwnego, że zainspirowały go w dorosłym życiu do opisania Jeźdźca bez głowy.

I na sam koniec ciekawostka. Polacy, nie gęsi, swojego Jeźdźca bez głowy także mają. W dawnej wsi Sklęczki, obecnie stanowiącej dzielnicę Kutna, nocami można spotkać ducha grubego szlachcica, który objeżdża okolicę na wielkim koźle, w ręku trzymając swoją własną głowę. Ten upiorny arystokrata miał zostać skazany po śmierci na wieczną tułaczkę za okrutne traktowanie chłopów w swoich włościach.

piątek, 9 października 2020

Codzienne życie w langhúsie

Langhús w Borg na Lofotach 
źródło obrazka: https://www.lofotr.no/en/component/content/article?id=91:season&Itemid=373,
data odczytu: 07.10.2020

Na przestrzeni wieków różne kultury budowały swoje domostwa w odmiennych stylach. O kształcie i funkcjonalności budynków decydował teren, dostępne zasoby a także lokalny klimat. W Skandynawii epoki wikingów, gdzie głównym surowcem było drewno, a niskie temperatury i długie zimy wymuszały zapewnienia komfortu cieplnego, powstał charakterystyczny typ domostwa – tak zwany langhús, czyli długi dom.

Drewniana konstrukcja, która przede wszystkim kojarzy się z epoką wikingów, to długi statek zwany drakkerem. Jednak statki służyły tylko do przemieszczenia się po wodach i do prowadzenia wypraw łupieżczych, a wiking, jak każdy człowiek, musiał przecież gdzieś mieszkać. W średniowiecznej Skandynawii główną grupę społeczną (około 85% populacji) stanowili karlowie, czyli wolni ludzie. Byli to rolnicy, hodowcy, rzemieślnicy i kupcy. Ludzie ci związani byli z ziemią – to na niej i wokół niej toczyło się ich życie.

Źródło obrazka: https://historienet.no/sivilisasjoner/vikinger/bonden-holdt-hjulene-i-gang,
data odczytu: 07.10.2020


Drewno, które zimą zapewniało więcej ciepła niż kamień, było dla Skandynawów zdecydowanie lepszym budulcem. Było też łatwe do pozyskania (oprócz terenów surowej Islandii, gdzie zastępowano je torfem). Dom wyglądał jak odwrócony kadłub statku. W środku biegły dwa rzędy filarów podtrzymujących sklepienie. Wzdłuż kolumn domostwo było często dzielone na osobne pomieszczenia, wśród których można wymienić spiżarnie (nord. Matbúr – pomieszczenie żywności) oraz schowki (nord. Utibúrpomieszczenie zewnętrzne). Ściany były wykonane z desek lub bali, uszczelnione gliną i torfem, a dach mógł być pokryty trawą, która dobrze izolowała go od chłodu. Podczas mrozów część domu służyła jako schronienie dla zwierząt. Co większe langhúsy mogły mieć poddasze, zagospodarowane jako dodatkowy schowek. Takie piętra na pewno nie nadawały się  do spania, ponieważ były zbyt zadymione od zlokalizowanego na dole paleniska.

Jeśli chodzi o wielkość domów, to znalezione pozostałości sugerują, że nie było jednych ustalonych proporcji. Szerokość budowli mogła wynosić od 5 do 10 metrów a ich długość wynosiła od 15 do 80 metrów. Podłogę domostwa stanowiło klepisko lub rzadziej drewniane deski. Pozostałości domu w Vatnsfjörður na Islandii wskazują, iż langhúsy mogły mieć własne śmietniki[1]. Znaleziony dół z kamiennymi ściankami zawierał śmieci oraz kawałek biżuterii.

Źródło obrazka: https://www.vakrenordnorge.no/wp-content/uploads/2018/12/Foto-Kjell-Ove-Storvik-Lofotr-Vikingmuseum-130.jpg, data odczytu: 07.10.2020


Wnętrza były dość ciemne, gdyż wikingowie nie umieszczali w langhúsach okien. Światło mogło dostawać się do środka przez jedną lub dwie pary drzwi, a także przez otwory wentylacyjne i kominowe znajdujące się w dachu. Otwory wentylacyjne mogły być zamykane lub zasłaniane zwierzęcymi skórami, by nie wpuszczać do środka chłodu. Na środku izby znajdowało się palenisko, najczęściej kamiennie, które zapobiegało zaprószeniu ognia w drewnianym wnętrzu. To właśnie było centrum wikińskiego życia, gdzie spotykano się, jedzono posiłki, opowiadano sagi. Przypuszcza się, że każdy miał swoje miejsce przy ogniu – bliższe siedziska zajmowały ważniejsze i bardziej szanowane osoby. Paleniska miały też inną funkcję. Popiół z ognisk był rozmieszczany w różnych miejscach domu i służył do pochłaniania wilgoci  wszechobecnej w skandynawskich klimacie. Wnętrze mogło być także rozświetlone lampami, świecami lub wypalanym tłuszczem umieszczonym w kamiennych naczyniach z knotem. W wielu domach za miejsce do snu służyły ławy, które w dzień były siedziskami. Same łóżka, w formie, jaką znamy obecnie, znajdywane są o wiele rzadziej. Do spania wikingowie używali skór zwierzęcych a także poduszek z pierza. Bogatsi ludzie mogli pozwolić sobie nawet na ściąganie lepszych tkanin z południa i ze wschodu (nawet z Jedwabnego Szlaku).

Szwecja za sprawą IKEI kojarzy się nam z meblami, które trzeba składać samemu. Nie inaczej było w czasach wikingów, kiedy to oprócz własnoręcznego montażu należało się zająć wcześniej także pozyskaniem odpowiednich materiałów. Zdobione stoły, ławy, łóżka czy kufry były wykonywane przez domowników lub na zlecenie miejscowego stolarza. Oprócz funkcji mieszkalnej domostwa stanowiły także miejsca pracy. W izbach można było spotkać krosna, kowadła, przechowywane narzędzia rolnicze. W bogatszych domach (jarlów lub zamożniejszych karlów, tzw. Óðalsbóndi) na ścianach zawieszone mogły być ozdoby. W pozostałych domach były to głównie tarcze umieszczone tak, by w razie zagrożenia łatwo było je dostać.

Domostwa były wielorodzinne. Każdy z członków rodziny miał wyznaczone obowiązki. Młodsi pracowali w polu, łowili ryby i polowali na zwierzynę, podczas gdy starsi zajmowali się głównie pracami w izbie. Nawet przy wydzielonych pomieszczeniach ciężko było o prywatność i chwilę dla siebie. Dzień pracy wyznaczały wschody i zachody słońca, dlatego też większość zajęć rozpoczynano  o poranku, by mieć jak najwięcej czasu i potrzebnego światła.

Basen przy domu Snorriego Sturlusona 
źródło obrazka: https://www.youtube.com/watch?v=Y73qDtpAmcQ,
data odczytu: 07.10.2020


W 2002 roku podczas wykopalisk na terenie niegdysiejszej posiadłości Snorriego Sturlusona, znaleziono kanały biegnące pod jego domem. Archeolodzy uważają, iż mogły stanowić system ogrzewania i przeprowadzać pod budynkiem ciepłą wodę z pobliskich gorących źródeł celem nagrzania domu w zimie. Zapewnienie sobie komfortu cieplnego u tego XIII-wiecznego historyka nie powinno  dziwić. Przy jego domu znaleziono także… Basen z doprowadzaną gorącą wodą. Saga o Refie Chytrym również wspomina o istnieniu systemu rur biegnących pod domem.

Historycy i archeologowie przypuszczają, że niekiedy długi dom mógł być spalany podczas ceremonii pogrzebowej, podobnie jak podczas podpalania całego drakkara z leżącym na jego pokładzie ciałem lub ciałami. Oczywiście taki pochówek był drogi i wiązał się z nieodwracalną utratą domostwa, dlatego mogli sobie na niego pozwolić tylko najbogatsi, w tym wodzowie. Poświęcenie w pogrzebowej ofierze budynku mogło symbolizować jego znaczenie lub też chęć wysłania do zaświatów żegnanej osoby wraz z jej siedzibą.

Źródło obrazka: https://ar.pinterest.com/pin/452400725043985437/,
data odczytu: 07.10.2020

Langhúsy były takie, jak ich właściciele – dostosowane do północnego klimatu i wytrzymałe. Zapewniały swoim mieszkańcom przetrwanie i miejsce do życia. Niestety, w dzisiejszych czasach możemy zobaczyć tylko rekonstrukcje, które powstały na bazie znalezionych kamienno-glinianych fundamentów. Ich odbudowa pokazuje, jak bardzo wikingowie stawiali na funkcjonalność i jak pomysłowi byli w zapewniani sobie ciepła i przetrwania w swojej epoce.

Długi dom to tylko jedna z niesamowitych konstrukcji, jakie stawiali wikingowie. W przyszłości omówimy sobie także inne. Tymczasem zapraszam do polubienia moje strony na Facebooku.



[1] Longhouses In the Viking Age, źródło: http://www.hurstwic.org/history/articles/daily_living/text/longhouse.htm, data odczytu: 07.10.2020.

piątek, 25 września 2020

Kaplica na Ostrowie Tumskim

Źródło obrazka: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/12/14/wyczyn-godny-krola-czy-palac-w-poznaniu-powstal-gdy-mieszko-wciaz-byl-poganinem/, data odczytu: 23.09.2020

Rok temu opisałem chrzest Mieszka I, który mógł mieć miejsce w 966. Datę tą uważa się również za Chrzest Polski, chociaż jest to daleko idąc nadinterpretacja jedynej zachowanej informacji na ten temat – Mesco dux Poloniae baptizatur (łac. Mieszko książę Polski zostaje ochrzczony). Dziś zakwestionujemy sobie lata 60. X wieku, jako początek chrystianizacji państwa Piastów i cofniemy się w czasie o całe pokolenie wcześniej.

Przypomnijmy sobie kilka faktów z życia Mieszka. Był synem Siemomysła i urodził się gdzieś pomiędzy 920 a 945 r n.e.. Siemomysł zmarł między 950 a 960 rokiem, pozostawiając tron swojemu potomkowi. W 965 roku Mieszko poślubił czeską księżniczkę Dobrawę, a rok później miał przyjąć chrzest. Za czasów młodości Mieszka (lub jego dzieciństwa) powstał (lub raczej został rozbudowany) gród na Ostrowie Tumskim, w miejscu istniejącej wcześniejszej zabudowy. Była to osada otoczona wałem ziemno-drewnianym, który u swej podstawy miał 10 metrów szerokości. Położona była w strategicznym miejscu między Wartą a Cybiną. Datowania pozostałości drewnianych metodą dendrochronoliczną wskazują, iż jej budowa miała miejsce u schyłku IX wieku, zarówno jeśli chodzi o domostwa jak i pierwsze umocnienia. Co wyróżnia Ostrów Tumski na tle innych powstających w tym czasie grodów to kamienny pałac (łac. Palatium), którego pozostałości znajdują się obecnie pod kościołem Najświętszej Marii Panny. Pozostałości ścian i fundamentów świadczą, iż budynek powstał na planie prostokąta o długości 27 metrów i szerokości 12 metrów (wraz z grubością ścian), mógł mieć ponad 10 metrów wysokości i całkowitą powierzchnię użytkową przekraczającą 200 metrów kwadratowych. Tak więc piastowski pałac był budowlą piętrową.

Źródło obrazka: https://szlakpiastowski.pl/obiekty/trasa-zachod-wschod/2016-06-28-16-06-43/poznan-multimedialne-makiety-dawnego-poznania?tmpl=component, data odczytu: 23.09.2020


Co jest jednak najciekawszym elementem budowli, to pozostałości przypałacowej kaplicy, odkrytej przez zespół archeologów prof. Hanny Kóčkiej-Krenz w 2009 roku. Świątynia została zbudowana na planie krzyża z jedną półokrągłą ścianą (tzw. Absydą). Całość miała wymiary ok. 2,5 metra na 5,5 metrów długości. Jej niewielkie wymiary wskazują, że nie pełniła roli świątyni dla mieszkańców, a była jedynie prywatną inwestycją budowlaną powstałą na potrzeby władcy. Nawet jeśli nie została postawiona od razu (czyli w latach 40. X wieku, gdyż datowanie belki progowej wskazuje na ścięcie drewna ok. 941 roku), to jej powstanie poprzedza 966 rok, czyli datę domniemanego chrztu Mieszka. Kaplica mogłaby powstać już za rządów Siemomysła, jednak, co jest bardziej prawdopodobne, została ufundowana po podjęciu przez Mieszka decyzji o poślubieniu Dobrawy. Wedle Galla Anonima księżniczka zgodziła się na propozycję małżeństwa, jeśli Mieszko przyjmie chrzest. Celem dopełnienia zobowiązań władca Polski mógł podjąć decyzję o wybudowaniu kompleksu pałacowego wraz z kaplicą, by ugościć swoją przyszłą małżonkę wraz ze wszystkimi możliwymi honorami i w duchu chrześcijańskiej religii.

Fakt, iż była to kaplica potwierdzają pozostałości tynku z budowli. Jego kolory wskazują, że budowla mogła być pomalowana w kolory maryjne i zapewne postawiona pod jej wezwaniem. Istnienie świątyni wskazuje, że decyzję o chrzcie Mieszka poprzedzały lata przygotowań i kontaktów z chrześcijańskim światem. Trzeba było ściągnąć na dwór osoby obeznane z architekturą kościelną oraz funkcjonalnością budowli. Ci specjaliści z pewnością pochodziły z południa, z Czech, ponieważ Mieszko chciał uniknąć narzucenia chrześcijaństwa ze strony Cesarstwa Niemieckiego. Również pierwszy biskup polski, Jordan, miał przybyć do państwa Piastów z południa, razem z Dobrawą przy okazji jej ślubu. Prof. Przemysław Urbańczyk idzie o krok dalej, uważając, że w Wielkopolsce przedstawiciele Państwa Wielkomorawskiego (a więc kraju, któremu do końca IX wieku podlegały Czechy) byli już obecni na początku X wieku. Jego zdaniem pozostałością po tym jest nazwa Poznań, wywodząca się od morawskiego rodu Poznanów. To by wskazywało, że religia słowiańska i chrześcijaństwa przeplatały się przez kilka dekad wcześniej, być może od czasów gdy morawski władca Mojmir I został ochrzczony już w 831 roku, a za nim podążyli inni jego rodacy. Podobne przypuszczenia wiążą się z chrzcielnicą w Wiślicy. Wierzono, że chrztu miejscowej ludności miał w niej dokonać sam święty Metody, zwany Apostołem Słowian, który również związany był z Wielkimi Morawami. Do dziś jednak nie jest pewne, czy zagłębienie było faktycznie chrzcielnicą czy może naturalnym wgłębionym tworem natury… A jeśli ta druga opcja okazałaby się prawdziwa, to czy nie mogło posłużyć jako chrzcielnica. Według Żywota Świętego Metodego Apostoł miał również ochrzcić pewnego księcia w Wiślech (księcia Wiślan?), co również jest przesłanką na bazie której można mniemać, iż nowa wiara przywędrowała na polskie ziemie z południa i o wiele wcześniej, niż powszechnie się przyjmuje.

Źródło obrazka: http://trakt.poznan.pl/pl/obiekty/obiekty-ostrow-tumski/relikty-palatium/,
data odczytu: 23.09.2020

Rozważając historię pierwszego polskiego pałacu rodzi się pytanie, czy to właśnie tutaj mógł odbyć się chrzest Mieszka I? I tak i nie. Jeśli chodzi o miejsce, to kaplica była najbardziej odpowiednia do tego celu. Jednak jak wspomniałem, była to mała budowla i mogła pomieścić tylko kilka osób. Konwersja władcy na chrześcijaństwo była wydarzeniem bez precedensu i jeśli panujący ród chciał dać przykład swoim poddanym, powinien dążyć do jak najbardziej publicznej ceremonii. Takie kroki powziął dla porównania Harald Sinozęby, ówczesny król Danii, który zgodził się przyjąć chrzest, jeśli uroczystość odbędzie się publicznie w miejscowości Ingelheim nad Renem.

Kaplica prawdopodobnie uległa zniszczeniu w 1038 lub 1039 roku, kiedy to czeski książę Brzetysław najechał Wielkopolskę. Za tą wersją wydarzeń przemawiają ślady spalenizny na murach. Dziś w miejscu dawnego pałacu i kaplicy swoi wspomniany gotycki kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny.

Podsumowując temat, chrystianizacja nie była procesem liniowym i szybkim. Muszę także zaznaczyć, że przytoczone przeze mnie hipotezy to tylko przypuszczenia, które powstają na bazie znikomych dowodów historycznych. Można jednak stwierdzić, iż przed 966 rokiem i po nim chrześcijanie mieszkali na ziemiach polskich obok wyznawców słowiańskiej religii – począwszy od pojedynczych osób aż po czasy dominacji nowej wiary na terenie całego kraju. Nie da się więc wskazać jednej pewnej daty Chrztu Polski, można za to mówić o chrzcie Mieszka I w 966 roku, ale jak sobie przedstawiliśmy w tym i wcześniejszych tematach, nawet ta data nie jest pewna.


piątek, 11 września 2020

Państwo Samona

 

Źródło obrazka: https://slavicway.com/2017/12/13/the-slavic-art-of-war/,
data odczytu: 10.09.2020

Po pokonaniu Kaganatu Awarskiego Państwo Samona umacniało się. Do rozkwitu przyczyniły się wewnętrzne walki koczowniczych najeźdźców o władzę, które zaczęły się po śmierci poprzedniego wodza. Jednak wytchnienie nie trwało dla Słowian zbyt długo. Już ok. 629 r n.e., kiedy zagrożenie ze strony ogarniętego chaosem Kaganatu Awarskiego zmalało, pojawiło się nowe niebezpieczeństwo, tym razem na zachodzie.

Państwo Franków, którym władał Dagobert I, najechało tereny Samona. Kronikarz Fredegar wspomina, iż zarzewiem konfliktu było zabicie przez Słowian kupców z kraju Dagoberta. Król wysłał posła Sychariasza na dwór Samona, jednak władca Słowian odmówił przyjęcia go. Emisariusz przywdział słowiański strój i udając miejscowego dostał się potajemnie na królewski wiec. Tam przemówił do Samona, oczekując odszkodowania za zabitych kupców oraz by ten uznał zwierzchnictwo Dagoberta. Władca Słowian stwierdził, iż zgodzi się, jeśli zawrą odpowiednie przymierze. Sychariasz odparł na to, że nie może być sojuszu między chrześcijanami i psami, jak określił wyznawców słowiańskiej wiary. Rokowania nie zakończyły się pomyślnie i doszło do eskalacji konfliktu, a Samon musiał toczyć wojnę przeciwko swoim dawnym frankijskim rodakom. W 631 (lub 632) roku doszło do wielkiej bitwy pod bliżej nieznaną miejscowością Wogatisburg. Być może był gród, który później funkcjonował pod inną nazwą, drewniany fort, który nie zachował się do naszych czasów, albo tymczasowo umocnione wałami ziemnymi miejsce, a nie konkretna osada. Przypuszcza się, że mógł leżeć gdzieś na terenach obecnych Czech lub południowych Niemiec, jednak są to bardzo luźne domysły tyczące się rozległych obszarów. Bitwa pod Wogatisburgiem miała trwać trzy dni i zakończyć się ogromną klęską Franków.

W walkach z Dagobertem skorzystali również Serbowie, którzy wcześniej musieli uznać zwierzchność Franków, a podczas wojny wypowiedzieli posłuszeństwo i stanęli po stronie Samona. Z kolei Franków wspierali Longobardowie (wcześniej sprzymierzeńcy Awarów) oraz Alemanowie (germańskie plemiona). Przez kolejne kilka lat Słowianie dzielnie odpierali akcje zbroje Dagoberta, a nawet przechodzili do ofensywy, zapuszczając się na jego tereny. Po śmierci frankijskiego władzy w 639 roku sytuacja prawdopodobnie się uspokoiła.

Źródło obrazka: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/54/King_Samo.jpg,
data odczytu: 10.09.2020


Samon rządził słowiańską domeną do swojej śmierci, gdzieś pomiędzy 658 a 661 rokiem. W ciągu życia miał mieć dwanaście żon i łącznie trzydzieści pięć dzieci – dwudziestu synów oraz piętnaście córek. Prawdopodobnie każdy związek małżeński Samona był przypieczętowaniem sojuszu z innym słowiańskim plemieniem, co pokazuje, jak wiele ludów udało mu się zjednoczyć pod jednym sztandarem. Być może któryś z jego potomków starał się zająć po nim tron, jednak nieskutecznie. Państwo rozpadło się wraz ze śmiercią władcy, a przynajmniej przestało istnieć w tej samej formie. Być może przyczyniła się do tego sama jego struktura i dwanaście małżeństw. W sytuacji, w której zmarły władca posiadał dwudziestu męskich potomków, na pewno doszło do konfliktu, kto ma zająć jego miejsce. Istnieją dwie przesłanki wedle których ten nietypowy związek plemienny miał dać początek późniejszemu Państwu Wielkomorawskiemu. Pierwsza wskazówka to powstała w XII wieku Rotunda Najświętszej Maryi Panny i św. Katarzyny w czeskim Znojmie. Freski na jej wewnętrznych ścianach przedstawiają  władców morawskich i czeskich. Naścienny poczet władców zaczyna się od króla imieniem… Zamo, czyli naszego Samona lub Sámo, wedle innego zapisu. Na tej postawie można wysnuć wniosek, iż w jakimś stopniu ciągłość władzy mogła istnieć na terenach słowiańskich od Samona aż do Mojmira I, uważanego za pierwszego historycznego władcę Moraw – być może był nawet dalekim potomkiem frankijskiego kupca. Tą wersję historii potwierdza  czeski historyk, Tomáš Pešina, wymieniając Samona jako pierwszego władcę wielkomorawskiego, a jego rządy umieszczał w przedziale czasowym lat 623-658. Według niego po śmierci Samona i kilkunastoletnim bezkrólewiu, władze miał objąć jego syn Moravod.

Historia Samona i jego państwa owiana jest tajemnicą. Przytoczony przebieg jego istnienia opiera się na skąpych źródłach historycznych oraz głównie na przypuszczeniach. Nie ma nawet pewności, czy władca był Frankiem, czy być może Słowianinem mieszkającym na frankijskim terenie. Fredegar i wspomniany Sychariasz traktowali go jak poganina, chociaż Państwo Franków przyjęło chrzest ponad 100 lat przed bitwą o Wogatisburg. Jeśli był chrześcijaninem, to odszedł od tej wiary i walczył przeciwko swoim byłym współwyznawcom. Na pewno należy go uznać za utalentowanego militarnego dowódcę, który zrzucił ze Słowian jarzmo Kaganatu Awarskiego a następnie obronił ich przed Frankami. Jednak polityczne sojusze, które zawierał za swojego żywota, mogły stać się przyczyną problemów państwa po jego śmierci. Problemy z wyborem władcy Awarów w 630 roku pozwoliły Samonowi wzmocnić swoje państwo. Z kolei kłopoty z wyborem jego osobistego następcy zapewne je osłabiły, powodując przynajmniej czasowe bezkrólewie oraz powrót zagrożenia ze strony Kaganatu… Ale to już historia na inny dzień…

Na sam koniec, gdyby ktoś z Was chciał zapoznać się z fabularyzowaną historią Samona, zachęcam do przeczytania Mitologii Słowiańskiej Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony, gdzie frankijskiemu kupcowi poświęcony jest osobny rozdział.

piątek, 28 sierpnia 2020

Samon i powstanie przeciwko Awarom

 

Źródło obrazka: https://about-history.com/the-great-migration-period/,
data odczytu: 24.08.2020

Między IV a VI wiekiem naszej ery na kontynencie miała miejsce Wielka Wędrówka Ludów. Różne nacje przemieszczały się głównie ze wschodu na zachód, wypierając rdzenne plemiona z danych terenów. Jednym z ludów, który uczestniczył w tym procesie, byli Awarowie. Był to koczowniczy lud, który przybył do Europy ze stepów Azji. W drugiej połowie VI wieku założyli własne państwo, Kaganat Awarski, obejmujące między innymi obecną Wielką Nizinę Węgierską. Zajęte tereny były ciągle siedzibą licznych rdzennych ludów, między innymi Słowian Panońskich. Nie tworzyli oni jednego państwa, a raczej stanowili podobne etnicznie plemiona zamieszkujące wspólny teren. Przez kilkadziesiąt lat ich tereny były zarządzane przez Awarów, jednak wkrótce miało to się zmienić…

W 557 roku poselstwo Awarów dotarło do stolicy Cesarstwa Wschodniorzymskiego – Konstantynopola. Poprosili o nadanie im ziem. Cesarz Justynian I zamierzał wykorzystać koczowniczy lud do rozprawienia się z wrogimi plemionami. Jednak sojusz nie trwał zbyt długo i Awarowie odwrócili się od Cesarstwa a kolejne dekady upłynęły na licznych bitwach między obiema stronami. Niepewny pokój, zawarty w 622 roku, nakazywał Cesarzowi Herakliuszowi zapłacenie olbrzymiego trybutu. Na nic się jednak zdały te rokowania, gdyż Awarowie wespół z innym wrogiem Cesarstwa, Persami, zaczęli planować oblężenie Konstantynopola. 

Wróćmy teraz do Słowian Panońskich. Wśród plemion zamieszkujących Nizinę Węgierską czara goryczy przelała się w latach 20. VII wieku. Być może tak samo, jak Cesarz Justynian I w 557 chciał użyć Awarów przeciwko innym plemionom, tak teraz Herakliusz zwrócił się do mieszkańców Kotliny Panońskiej o wsparcie lub przynajmniej potajemnie wspierał ruchy powstańcze. Frankijski kronikarz Fredegar opisuje, jak bardzo Awarowie wykorzystywali Słowian. Mieli ich zmuszać do zapewniania prowiantu dla swoich armii i wierzchowców, zimami wpraszali się do słowiańskich gospodarstw, gwałcili kobiety. Być może to samo niezadowolenie Słowian pod rządami Kaganatu napędzało konspiracje przeciwko najeźdźcom. Być może oba czynniki trafiły na podatny grunt i tłumione od wielu lat poczucie krzywdy eksplodowało.

Źródło obrazka: https://www.bulgarkamagazine.com/wp-content/uploads/2016/12/c2168a0e465d0fde62d3840a200d2d96.jpg,
data odczytu: 25.08.2020

Pierwsze walki zaczęły się pomiędzy 623 a 624 r n.e.. Słowianie, tworzący liczne odrębne plemiona, zjednoczyli się pod dowództwem… Frankijskiego kupca, Samona, pochodzącego z bliżej nieokreślonego Kraju Senońskiego (Być może okolice miejscowości Sens). W 626 roku, pomimo opłaconego pokoju, doszło do oblężenia Konstatynopola. Wśród oblegających miasto najeźdźców znaleźli się także Słowianie, sprzyjający Awarom, oraz Persowie i Bułgarzy. Oblężenie zakończyło się niepowodzeniem, a wielonarodowa armia rozpadła się. W 630 roku sam Kaganat zaczął przeżywać kryzys, kiedy po śmierci władcy doszło do walk o wybór nowego przywódcy. Te klęski i osłabienie najeźdźcy wykorzystał Samon. Przypuszcza się, że jako kupiec handlował orężem. Znajomość broni zapewne pomogła mu w wybiciu się na pozycję lidera słowiańskiego ruchu oporu. Po sukcesie powstania został wybrany na przywódcę nowo-powstałego państwa, choć być może bardziej poprawnym określeniem byłby związek plemienny. Nie istnieją bowiem żadne dowody na scentralizowaną władzę w jego domenie ani na zapoczątkowanie przez niego dynastii (ten wątek rozwiniemy sobie za dwa tygodnie). Domena, która powstała dzięki frankijskiemu kupcowi obejmowała tereny plemion Słowian, które rozciągały się od Łużyc na północy prawie po Adriatyk na południu i od współczesnej Bawarii na zachodzie aż po tereny Słowacji na wschodzie.

Samon dokonał czegoś, czego nie udało się żadnemu wodzowi Słowian – zjednoczył wiele plemion. Uważa się, że mogło być ich dwanaście, gdyż sam władca miał mieć dwanaście żon - być może po jednej z każdego plemienia, dla przypieczętowania sojuszu. Wyzwolenie jego nowego ludu spod jarzma Awarów ugruntowało władzę Samona na długie lata. Jego rządy nie były jednak spokojne, gdyż na horyzoncie pojawiło się nowe zagrożenie – tym razem miało nadejść z zachodu, ze strony Królestwa Franków...

piątek, 14 sierpnia 2020

Król Hroðgar

 

Król Hroðgar
Źródło obrazka: https://owlcation.com/humanities/King-Hrothgar-in-Beowulf-Hrothgars-Speech-to-Beowulf-in-Hall-of-Heorot, data odczytu: 10.08.2020

Władców różnych państw można podzielić na historycznych i legendarnych. O ile w przypadku historycznych osób nie ma wątpliwości co do ich żywotów, ponieważ zostały mniej i bardziej szczegółowo udokumentowane, o tyle z legendarnymi postaciami jest jeden podstawowy problem – źródła o nich, które dotrwały do naszych czasów, są dość skąpe, bądź wydają się zbyt fantastyczne, by uznać je za wiarygodne. Z drugiej strony życie historycznych władców również bywa mocno koloryzowane – przykładem może być cudowne odzyskanie przez Mieszka I wzroku, które miało zapowiadać przyszły Chrzest Polski. Nie znaczy to jednak, że legendarni władcy nie istnieli naprawdę. W każdej historii jest ziarno prawdy i dziś poszukamy takich ziarenek o legendarnym duńskim królu Hroðgarze.

Hroðgar Halfdansson (nord. Hróarr/Roar, ang. Hrothgar) miał władać Danią w VI wieku naszej ery, a więc na długo przed okresem słynnych wypraw wikingów. Wywodził się z legendarnej dynastii duńskiej Skjöldungów, tak samo jak jego bracia Heorgar i Halgi oraz bratanek Rolf Krake. Jego żoną miała być Wealhþeow z rodu Wulfingów, a dziećmi dwóch synów Hreðric i Hroðmund oraz córka Freawaru. Hroðgar  jest bohaterem kilku utworów, zarówno nordyckich sag, anglosaskich poematów jak i kronik historycznych. Przypuszcza się, że mógł być jednym z północnogermańskich przywódców z czasów Wielkiej Wędrówki Ludów między IV a VI wiekiem naszej ery.

Król Hroðgar w filmie Beowulf - Droga do Sprawiedliwości
Źródło obrazka: https://www.pinterest.co.uk/pin/429812358165410605/,
data odczytu: 10.08.2020


Duński król wspomniany jest w anglosaskim utworze Widsith. Hroðgar zakopuje topór wojenny ze swoim bratankiem Rolfem, by razem pokonać wspólnego wroga, Ingelda, syna króla Frody. Poemat opisuje, jak obaj odparli plemię Heaðobardów (staroang. Heaðubeardan – Wojenne Brody) w Heorot, siedzibie Hroðgara. Heaðobardowie mogli być odłamem Longobardów (czyli Długobrodych), którzy zamiast atakować Półwysep Apeniński, jak swoi krewniacy, ruszyli w stronę Półwyspu Jutlandzkiego - współczesnej Danii. Potwierdzałoby to umiejscowienie Hroðgara w okresie Wędrówki Ludów i opór, jaki mógł stawić najeźdźcom zagrażającym Danii. Mogłoby to mieć odzwierciedlenie w samym imieniu (albo być może w przydomku), które wedle jednej z teorii wywodzi się z pranordyckiego słowa Hrōþiwarjaz oznaczającego Słynnego Obrońcę. Inne teorie o pochodzeniu imienia władcy nawiązują do słów Hrōþiharjaz (pranord. Słynny Wojownik) lub Hrōþigaizaz (pranord. Słynna Włócznia). Warto zaznaczyć również, że postaci Ingelda i Frody występują również w skandynawskich źródłach, według których mieli oni zabić Halfdana, ojca Hroðgara. Różne podania wskazują także na stopień pokrewieństwa Hroðgara z Ingedlem Frodą, tym samym zmieniając konflikt plemienny w waśń rodową.

Współcześnie Hroðgar najbardziej kojarzony jest z poematem Beowulf. Duński dwór w Heorot był notorycznie atakowany przez potwora Grendela (i tu wspomniana ciekawostka z profilu na Facebooku - opis dworu Heorot posłużył Tolkienowi jako inspiracja dworu Meduseld, w którym urzędował król Theoden). Na pomoc przybywa wojownik ze szwedzkiego plemienia Gotów, tytułowy Beowulf. Po zabiciu stwora (oraz jego matki) Hroðgar obdarowuje hojnie swojego wybawcę. W poemacie Hroðgar jest przedstawiony jako drugi z czwórki dzieci Halfdana. Jego starszym bratem miał być Heorgar, który objął władzę po ojcu. Oprócz brata Halgiego mieli mieć jeszcze siostrę prawdopodobnie Yrsę (gdyż źródła nie są jedmyślne co do faktu czy była siostrą, czy córką Halgiego), która została wydana za szwedzkiego króla Adilsa Potężnego. Beowulf przedstawia Hroðgara jako idealnego władcę – szczerego, odważnego, dobrego dla swoich poddanych, hojnego w obdarowywaniu sojuszników. Poemat rzuca również więcej światła na królową Wealhþeow, która musiała być o wiele młodsza od swojego małżonka, ponieważ w momencie rozpoczęci utworu określana jest jako matka dwóch z trzech synów króla, którzy nie byli jeszcze dorosłymi mężczyznami, natomiast sam władca miał rządzić Danią już od ponad pięćdziesiąt zim, a jak wiadomo, sędziwy monarcha nie odziedziczył tronu bezpośrednio po ojcu, tylko po swoim starszym bracie.

Król Hroðgar w filmie Outlander
Źródło obrazka: https://www.pinterest.at/pin/176836722846002462/,
data odczytu: 10.08.2020


Saga o Rolfie Krakim przedkłada Halgiego nad Hroðgara. Według tej historii Hroðgar oddaje władzę w Danii swojemu bratu, a sam wyrusza do angielskiego Northumberland poślubić córkę tamtejszego króla. Na miejscu miał zostać zabity przez swojego siostrzeńca, a następnie pomszczony przez Halgiego.

Oprócz sag i legend również kroniki wspominają o rodzie Skjöldungów. XII-wieczna Kronika z Lejre mówi o królu Haldanie, który zmarł w podeszłym wieku, oraz jego dwóch synach – Helghim (Halgi) i Ro (czyli Hro, Hróarrze bądź Hroðgarze). Po śmierci ojca Helghi miał sprawować władzę nad duńskimi terenami morskimi, natomiast Ro nad lądem. Hroðgar miał założyć miasto duńskie Roskilde, a kiedy zmarł, został pochowany w Lejre – domniemanej lokalizacji grodu Heorot (niektórzy historycy wskazują jednak na Roskilde). Kronika wspomina również, że po śmierci obu braci Szwecja narzuciła Danii króla-uzurpatora. By upokorzyć Duńczyków… Posadzili na tronie psa. Zwierzę, ofiara politycznych przepychanek, zostało następnie zdetronizowane przez Rolfa Krakego, bratanka Hroðgara. Roczniki z Lund oraz Czyny Duńczyków potwierdzają podział władzy między braćmi, zaznaczając, że Halgi był jedynie dowódcą floty, a nie władcą Duńskiego Królestwa. To właśnie ta wersja historii wspomina, iż Froda zabił ojca Hroðgara i Halgiego. Braciom udało się uciec, na następnie wrócić i pomścić swojego ojca – spalili dom (dwór) Frody wraz z nim w środku. Druga z kronik wspomina także, że szwedzki król Hodbrod (Hothbrodd) po podboju krajów na wschodzie skierował się w stronę Danii. Miał on stoczyć trzy bitwy z Hroðgarem i ostatecznie go zabić, a następnie zostać pomszczonym przez Helga (Halgiego).

Następca króla Król Hroðgara według Kroniki z Lejre

Podsumowując, Hroðgar pojawia się w wielu źródłach skandynawskich i anglosaskich. Zmieniają się warianty imion, zmieniają się stopnie pokrewieństwa, pokolenia lub wrogowie, z którymi się mierzył, jednak rola pozostaje ta sama – był królem Danii. Czy nosił koronę, czy był tylko przywódcą lokalnego plemienia, które zamieszkiwało Półwysep Jutlandzki – dziś niemożliwe jest dociec prawdy. Jednak pamięć o Hroðgarze pozostała. Pojawia się w filmach o epoce (w Beowulfie Roberta Zemeckisa głosu i wizerunku użyczał mu Anthony Hopkins; gości także w innych produkcjach, z których pochodzą zdjęcia do dzisiejszego artykułu) a w grze The Elder Scrolls V: Skyrim na najwyższej górze świata Tamriel znajduje się świątynia nazwana Wysoki Hrothgar.