piątek, 21 października 2022

Nordyckie zaświaty i jak do nich trafić - część pierwsza

 

Źródło: https://berloga-workshop.com/blog/447-death-and-the-afterlife.html,
data odczytu: 21.10.2022

W wierzeniach z całego globu istnieją zaświaty – miejsca niedostępne lub trudno dostępne dla śmiertelników, do których zwykle można trafić po śmierci. W poszczególnych kosmologiach ich położenie jest konkretnie określane lub przyjmuje się, że znajduje się w danym miejscu na axis mundi, osi świata. I tak przeważnie miejsca, do których dostają się dusze dobrych osób znajdują się gdzieś w górnych rejonach wszechświata, z kolei docelowe miejsca potępionych w głębinach, u korzeni całego stworzenia. Zdarza się też, że podział nie jest biegunowy, a dana religia wskazuje liczne miejsca, do których można trafić po śmierci, w zależności od uczynków i sposobu odejścia z tego świata. I taką złożoną geografię zaświatów reprezentowały wierzenia nordyckie, które dziś sobie omówimy.

Zaczynając naszą wędrówkę po zaświatach wikingów należy zaznaczyć, że wiedza o nich, która dotrwała do naszych czasów, jest niekompletna. Ponadto część źródeł, jak sagi spisane przez Snorriego Sturlusona powstały na wiele dekad po chrystianizacji Skandynawii, co również mogło je zniekształcić. Przykładem, jak taki proces działał, może być zniekształcony mit o stworzeniu świata z naszego podwórka, ze słowiańskich wierzeń, gdzie imiona pierwotnych stwórców zostały zastąpione mianami Boga (pierwotnie mógł to być Swaróg, Perun lub Białobóg) oraz Diabła (Weles lub Czarnobóg), na chrześcijańską modłę. Innym powodem różnorodności i podobieństw do innych wierzeń mógł być ich regionalizm – to, w co wierzyli mieszkańcy szwedzkiej Skanii niekoniecznie musiało pokrywać się z tym, co znane było w późniejszych wiekach na oddalonej o wiele setek kilometrów Islandii. Mając na uwadze te czynniki możemy teraz wybrać się w podróż przez nordyckie zaświaty, niczym Dante w Boskiej Komedii. I podobnie jak w przytoczonym dziele, zaczniemy od miejsc najmniej przyjaznych, by skończyć na tych, które powinny być celem życia każdego wikinga.

Źródło: https://myndir.uvic.ca/RagRokEnBil-1929-UVic-018-01.html,
data odczytu: 21.10.2022


Pierwsze kroki stawiamy w Nilfheimie, Krainie Mgieł. Tu znajdowało się jedenaście lodowych rzek, które po spotkaniu żaru z ognistego świata Muspelheimu stworzyły wodę. Nad jedną z nich znajdował się most Gjallarbrú (dosłownie, Most nad Gjall/Gjöll). Most miał mieć złoty dach, a wejścia nań strzegła Modgud (nord. Wściekła Wojowniczka), olbrzymka, która przepuszczała dusze zmarłych, gdy te podały jej swoje imiona i powody udania się do krainy umarłych. To przez tą konstrukcję dusze zmarłych muszą przeprawić się w swojej drodze do zaświatów. Warto tu zaznaczyć, że symboliczna granica rzeki między światem żywych i umarłych nie jest wyjątkowa dla nordyckich wierzeń. Podobny motyw występował w religii starożytnych Greków, gdzie Charon przewoził zmarłych przez rzekę Styks, a także w Japonii, gdzie rolę tę pełniła rzeka Sanzu (i w tym miejscu ciekawostka – zarówno za przeprawę przez Styks jak i Sanzu należało uiścić opłatę).

W niektórych źródłach Nilfheim wymieniany jest jako przedsionek właściwych zaświatów, Helheimu, w innych, jako odrębny świat, przez który zmarli muszą przejść do tego ostatniego. Co jednak nie budzi wątpliwości, to opisywany był jako chłodne pustkowie, spowite mgłą. Było to miejsce tak nieprzyjemne, że dusze chciały z niego uciec. Czasami im się to udawało i wracały do swoich ciał, nawiedzając świat śmiertelników jako upiorni, rozkładający się draugowie. Taki umrzyk mógł wędrować po sobie znanych miejscach lub pilnować własnego grobu przed hienami cmentarnymi, czy też grobowca bliskiej mu osoby. Czasami tracąc rozum w tym półżyciu stawał się dla ludzi niebezpieczny i zabijał ich, zazdroszcząc im życia. Prędzej czy później ożywione ciało rozkładało się, a dusza, której raz udała się ucieczka prawdopodobnie wracała do Nilfheimu. Ci draugowie, którzy dotrwają do czasów ostatecznych, aż do samego Rangaröku, zasilą armie zła i wyruszą do ostatniej bitwy na Asgard. Sygnał do wymarszu umarłym wojskom da czarnoczerwony kogut mieszkający w królestwie Hel.

Sam Helheim, czyli Królestwo Hel, to najmniej przyjemne miejsce w nordyckich zaświatach. Nazwa pochodzi od pragermańskiego słowa haljō, oznaczającego to, co ukryte. Nic dziwnego, bo uważano, iż znajdował się głęboko pod ziemią. Rządzi nim Hel, bogini śmierci, córka Boga Lokiego, której jedna strona ciała wygląda jak u żywej kobiety, druga jest rozpadającymi się zwłokami. To tu znajduje się Náströnd, Wybrzeże Umarłych, opisywane jako miejsce wielkiego zła i ciemności. Ściany upiornego pałacu, który tam stoi, zbudowane są z żywych węży. Każdy, kto tam trafi będzie cierpiał męki wiecznego chłodu i pieczenia od jadu skapującego z zębów gadów. Posoki jest tyle, że potępione dusze brodzą w niej po pas, nie znajdując chwili przerwy od cierpienia. Do tego przybytku można było trafić mordując za życia dziecko był dopuszczając się zdrady.

W pobliżu żyje również smok Níðhögg (nord. Napastnik, Który Napiętnuje), który nagryza korzenie Yggdrasilu, by strącić z jego wierzchołka Wielkiego Orła. W międzyczasie żywi się krwią przesiąkającą pod ziemię z pól bitew oraz przeżuwa tych, co trafili do pałacu w Náströndzie. Tak więc najgorsi delikwenci trafiający do nordyckiego piekła nie tylko cierpią cały czas w mrozie, zanurzeni w wężowym jadzie, ale mogą zostać dla odmiany jeszcze pogryzieni, przeżuci i wypluci przez olbrzymiego smoka.

Źródło: https://www.quora.com/Is-the-four-eyed-dog-that-guards-at-the-bridge-to-the-other-world-in-Zoroastrianism-the-same-as-Garmr-in-Norse-mythology, data odczytu: 21.10.2022


Innym magicznym stworzeniem żyjącym w Helheimie był czterooki pies Garm. Cztery ślepia miały gwarantować, iż żadna dusza nie ucieknie z powrotem przez Gjallarbrú do świata żywych. Części z Was może zapalić się w głowie lampka – czy i zaświaty Greków nie miały psiego strażnika, Cerbera, który dzięki trzem głowom miał obserwować, czy jakiś uciekinier nie próbował opuścić Hadesu?

Helheim uważany był także za miejsce, gdzie trafiały dusze tych, którzy zmarli niegodnie, a więc rzekomo przez chorobę i ze starości. Istnieją przesłanki, że wiara ta była żywa w epoce wikingów, albowiem w niektórych sagach bohaterowie przez nieuchronną śmiercią ranią się sami bronią, by nie trafić do Helheimu. Opisany żywot Haralda Wojennego Zęba mógłby to potwierdzać – sędziwy i ślepy król, kazał sobie przywiązać miecze do dwóch dłoni, ponieważ nie był w stanie utrzymać ich w trzęsących się rękach i na rydwanie bojowym ruszył w ostatnią bitwę. Tak samo miał zginąć żyjący w VIII wieku król Halv, który specjalnie szukał śmierci w bitwie.

W Pieśni Najwyższego Odyn poucza ludzi, by nie śmiali się z chorych i starszych. Czy miało to być formą litości dla tych, których czekał przykry los w zaświatach, czy może raczej nauką szacunku? Kult przodków w epoce wikingów był silny, ciężko jest więc przyjąć możliwość, że każdy sędziwy człowiek miał trafiać do piekła… Lub czy cały Helheim był miejscem tak upiornym, jak Wybrzeże Umarłych. Kiedy zginął Baldur a jego duch udał się do domeny Hel, czekała na niego wyprawiona wieczerza. Wikingowie wierzyli też, że ci, co pomagają innym za życia mogą oczekiwać lepszego losu po śmierci. Sprawy nie ułatwia również, pieśń Gylfa Omanienie, w której król Gylfi toczy dyskusję z samym Odynem, chociaż ten nie ujawnia mu swojej tożsamości. W rozmowie pada stwierdzenie, że Helheim jest miejscem dla duszy złych ludzi. W dalszej części jednak wspomina, że ludzie, którzy zmarli z choroby i starości są tam obdarowywani przez Hel różnymi przedmiotami i siedzibami. Wygląda więc na to, że i w Helheimie można było dostać przyzwoite mieszkanko, być może w zależności od zasług i uczynków za życia.

W spisanej długo po chrystianizacji Danii Gesta Danorum autorstwa Saxo Gramatyka opisano przypadek króla Hadingusa, którego w środku zimy odwiedza pewna tajemnicza kobieta. Pokazuje mu piękne, zielone zioła i pyta się, czy wie, gdzie można je zdobyć o tej porze roku. Władca nie wie, jednak chce poznać to miejsce, po czym tajemnicza postać zakrywa go płaszczem i przenosi do Helheimu. Tam spotykają dusze zmarłych odziane w bogate szaty. Podkreślone jest też, że wędrują przez krainę w ciągu słonecznego dnia. Docierają nad rzeki, na której dnie leży pełno broni. Za mostem po drugiej stronie widzą dwie ścierające się armie. Hadingus pyta się, kim są ci wojownicy na co tajemnicza kobieta odpowiada, iż są to wojownicy, którzy polegli w walce i teraz dowodzą swojego męstwa w zaświatach. Tak więc w spisanej przez Saxo Gramatyka wizji Helheim nie jest aż takim strasznym miejsce – ba, łączy w sobie elementy innych nordyckich zaświatów, jak Walhalla, gdzie trafiają polegli wojowie.

Źródło: https://blog.vkngjewelry.com/en/norse-afterlife/, data odczytu: 21.10.2022


Wizja dążenia za wszelką cenę do śmierci w boju kłóci się także z tym, co wiemy o pewnym wikińskim wodzu, Ottarze z Hålogalandu. Pod koniec IX wieku miał on przybyć na dwór Alfreda Wielkiego. Jednak w przeciwieństwie do większości wikingów, jego wizyta była pokojowa. Opowiadał on o handlu, podróżach między licznymi portami i hodowaniu reniferów w północnej Norwegii. Nie był typem krwawego rozbójnika, a zapewne wierzył, jak ludzie z jego epoki, że po śmierci czego go dobry los.

Sprzeczność widać również w relacji Ahmada Ibn Fadlana, który podczas swojej podróży był świadkiem pogrzebu wikinga. Przytoczona przez niego pieśń wskazuje, iż to waleczni, a nie polegli w walce, trafiali w lepsze miejsce, do Walhalli:

Spójrz, widzę ojca mego,

Spójrz, widzę matkę moją

I braci moich i siostry moje,

Spójrz, widzę mój ród aż od początku świata

Spójrz, wołają mnie

Wzywają, bym zajął miejsce u ich boku

W salach Walhalli,

Gdzie słabi wrogowie nie będą mieć wstępu,

Gdzie waleczni żyć będą wiecznie.

Nie rozpaczajmy ale cieszmy się za tych,

którzy zmarli chwalebną śmiercią.

Podsumowując, w wizji Helheimu jest wiele sprzeczności, być może wynikającej ze sprzecznych źródeł, spisywanych przez różne osoby, w różnych wiekach (w przypadku Snorriego Sturlusona i Saxo Gramatyka, już po chrystianizacji). Ponadto, wierzenia w zależności od regionów mogły się różnić. Również same wydarzenia historyczne mogły wpłynąć na postrzeganie tego, co zapewniało życie wieczne. Widać to na przykładzie papieża Urbana II, który za udział w krucjacie, a więc zbrojnej wyprawie religijnej, obiecywał odpust zupełny. Być może na przestrzeni wieków, nordyccy kapłani pod wpływem wojen Karola Wielkiego, niszczenia świętych miejsc Germanów i mordowania rodzimowierców przez chrześcijan, chcąc zachęcać do walki także obiecywali życie wieczne w Walhalli tym, którzy umrą od broni. Gdyby było inaczej, ludzie nie trudziliby się rzemiosłem, rolą, hodowlą i handlem, tylko każdy chciałby zostać wojownikiem i wojowniczką, za nic mając doczesne życie. Słowa Ibn Faldana też mogą być kluczem – wszak walczyć można nie tylko na polu bitwy, a waleczność okazywać w różnych sytuacjach. Można walczyć o lepszy los dla swoich bliskich, można walczyć z własnymi słabościami. Być może więc późniejsi kronikarze przeinaczyli walkę na wojnę tak samo, jak w XVII wieku, gdy duński uczony Ole Worm mylnie przetłumaczył kenning gałęzie czaszek na czaszki, zamiast na rogi czaszek. I tym sposobem zamiast wikingów pijących z rogów zwierząt utarło się wyobrażenie o wikingach pijących z czaszek wrogów.

W tym miejscu zrobimy sobie postój w podróży po zaświatach, a inne miejsca, do których mogły trafiać dusze omówimy sobie następnym razem. Na koniec ciekawostka. Pozostałości po nordyckim Helheimie dopatrywać się można nawet we współczesnym języku angielskim – słowo hell oznacza piekło.

Na sam koniec tradycyjnie zapraszam do odwiedzin na moim profilu na Facebooku, oraz do wsparcia, wzorem mojego pierwszego Patrona, Piotra Brachowicza, mojej twórczości na Patronite. Jeśli artykuł Wam się spodobał, zachęcam również do jego udostępniania - w ten sposób pomożesz mi dotrzeć do szerszego grona Odbiorców :)