sobota, 26 grudnia 2015

Karmienie fiordów 2015 - Część Trzecia


 Borgfjorden.

Pora na kolejną część relacji z mojej wyprawy do Norwegii (poprzednie znajdziecie w tym miejscu). Schodząc drogą w stronę Borgfjorden natrafiłem na niską zabudowę. Drewniane chatki z zielonymi dachami. Dookoła pełno namiotów. Postanowiłem przejść między nimi na przystań by zobaczyć drakkar. Część wikingów już nie spała... Inni spali zbyt mocno, gdzie popadnie.

Wiking, który wypił za dużo miodu.

Schodząc niżej minąłem śmiejących się i oglądających za siebie ludzi. Po chwili zrozumiałem powód ich śmiechu - na przystani, przy ognisku śpiewali nadzy wikingowie. Berserkerzy - pomyślałem, i zawróciłem, nie przeszkadzając im w ich radosnym świętowaniu  (Więcej o berserkerach pod tym linkiem). Skierowałem się do górnej części skansenu.


 Widok na długi dom (langhus) w Borg.

Widok na długi dom od strony drogi pod kościołem w Borg.

 Ponieważ budynek był jeszcze zamknięty, skierowałem się do sąsiedniej miejscowości Bøstad, licząc, że może na tą noc uda mi się znaleźć nocleg.

 Przejście dla pieszych w Bøstad. W Norwegii nie ma ujednoliconych wszystkich znaków drogowych.
W każdym regionie wyglądają one nieco inaczej - dla przykładu, w okolicach Nordlandu trafiłem raz na znak
przedstawiający panią z torebką na przejściu dla pieszych.

 Dotarłem pod szkołę. W środku na portierni nie było nikogo. Stwierdziłem, że poczekam na zewnątrz. Silny wiatr i brak opadów zmobilizowały mnie do rozłożenia namiotu na starcie kamieni w pobliżu placu zabaw. Po całej nocy deszczu namiot potrzebował przeschnąć.

 Borg Vikinglerskole - Nazwa szkoły w Bøstad to w tłumaczeniu Szkoła Wikingów w Borg.
 
 
 Suszenie namiotu i śniadanie w Bøstad.

Cennik noclegów w szkole - Nocleg dla jednej osoby we wspólnej sali 325 NOK
- w przeliczeniu na złotówki to prawie 150 PLN!

Siedząc na placu zabaw zjadłem śniadanie. Kiedy zobaczyłem, że ze szkoły wychodzą pierwsi ludzie, spakowałem się i wróciłem na portiernię. Ceny nie zachęcały, jednak po kilku nocach spędzonych w pociągach i namiocie czułem silną potrzebę odpoczynku. Niestety, osoby, która zajmuje się wynajmowaniem ciągle nie było. Jedna z nocujących osób powiedziała mi, że najlepiej zadzwonić. Wytłumaczyłem, że z jakiegoś powodu nie działa mi roaming i mój telefon nie potrafi wybierać numerów na terenie Norwegii. Postanowiłem wrócić do Borg.

Widok na długi dom od strony północnej.

 Mapa skansenu w Borg. Ważniejsze miejsca:
2. Długi dom oraz szklany długi dom.
6. Kurhany - na polanie niedaleko cmentarzy rozbiłem nocleg.
8. Przystań drakkarów.


To zdjęcie dobrze oddaje gęstość zabudowy w Borg - Dosłownie kilka domów pośrodku dziczy.


W oczekiwaniu na otwarcie głównego budynku i kas.

Skansen otwierali o 10.00. Cieszył fakt, że nie padało od kilku godzin, mogłem spokojnie poczekać. Kiedy drzwi się otworzyły, znów poprosiłem panią w kasie, czy mogę zadzwonić do szkoły, spytać o nocleg. Kiedy się dodzwoniłem, pani poinformowała mnie, że nie wynajmuje już noclegów, bo tego dnia wyjeżdżała na urlop. Byłem zdziwiony - środek sezonu turystycznego, wielka impreza, jaką był festiwal wikingów, a ona zamyka jedyne miejsce noclegowe w obrębie kilkunastu kilometrów. Później przekonałem się, że to nie był wyjątek - Norwegowie prowadzący pensjonaty, nie przejmują się, czy to sezon turystyczny, czy nie. Szkoda, bo baza noclegowa mocno traci w porównaniu do Polski (Pierwszy przykład z tej wyprawy, że mamy w Polsce coś, co lepiej funkcjonuje, niż w Norwegii :).

 Wnętrze szklanego długiego domu.

Kupiłem bilet, dostałem słuchawki z przewodnikiem po angielsku i prospekt wydrukowany po polsku (zapewne dzięki innej imprezie - wiele osób jeżdżących na festiwal wikingów w Jomsborgu udaje się następnie do Borg). Pierwsza sala w szklanym langhusie to wprowadzenie do historii Borg. Można w niej poznać podstawy mitologii nordyckiej, historię jarla, który zbudował osadę w Borg, a także, jak doszło do jej znalezienia po wiekach.

Traktor z epoki wikingów... A tak serio, traktor, który utknął w błocie w 1983 roku. 
Rolnik, który starał się go wydobyć, natrafił na naczynia i narzędzia sprzed 1000 lat. 
Archeolodzy, którzy zjechali się do Borg znaleźli następnie kurhany, 
a także fundamenty największego długiego domu, jaki kiedykolwiek znaleziono.



Prelekcja na temat mitologii nordyckiej - na ekranie wida pień Yggdrasila - Kosmicznego Jesionu, 
który łączy wszystkie światy mitologii nordyckiej. W dalszej części można było usłyszeć 
o głównych bogach nordyckiego panteonu, a także o przebiegu Ragnaröku.

Drugie pomieszczenie to mała sala kinowa. Nie przytoczę tu imion, których nie pamiętam, ale można było w niej obejrzeć 20-minutowy film kostiumowy o założycielu Borg. Jarl, który przybył z okolic Trondheimu, gdzie wpadł w konflikt z innym jarlem. Uciekł na Lofoty i tu zamieszkał. Po kilku latach doszły do niego słuchy, że jego rywal z Trondheim szuka zemsty i szykuje się na wikingę na Lofoty. Założyciel Borg zaprosił do siebie swojego sąsiada. Wszystkiemu przypatrywały się dzieci obu jarlów - córka założyciela Borg i syn jego sąsiada. Spędzali czas razem, podczas gdy ich ojcowie naradzali się. Dzieci sądziły, że planują sojusz, by odeprzeć wroga. Tymczasem chodziło o sprzedaż ziem - założyciel Borg odsprzedał je sąsiadowi i postanowił odpłynąć na Islandię. W momencie wyjazdu uznał jednak, że nie przekaże klucza do swojego domu nowemu właścicielowi. Rzucił go na pień i rozciął toporem. Jego córka wzięła na pamiątkę połowę klucza, który upadł pod jej stopy. Po wielu latach spędzonych na Islandii sędziwy jarl na łożu śmierci powiedział do córki, że jego rywal z Trondheim zapewne nie żyje i spokojnie może wrócić do Borg. Wróciła, gdzie spotkała syna ich dawnego sąsiada. Jak się okazało, zachował on na pamiątkę drugą połowę klucza. Po jakimś czasie wzięli ślub i plądrowali  żyli długo i szczęśliwie.
Trzecia sala przestawiała część znalezisk archeologicznych. Bronie, biżuterię, naczynia. Obejrzawszy wszystko opuściłem szklany budynek i udałem się do właściwego langhusa.

 Pastwisko przy długim domu.

 Wejście do długiego domu.

 Widok na Borgfjorden.

Wiking, który stał w drzwiach zaproponował mi zostawienie plecaka i namiotu w jednym z pomieszczeń, bym mógł spokojnie bez bagażu zwiedzać ekspozycje. Pierwsza sala zawierała wiele przedmiotów z epoki - strojów, naczyń, upolowanych zwierząt. Można było przypatrzeć się, jak robiono różne rzeczy w epoce. Za opłatą łuczarz robił łuki i strzały na zamówienie.

Hnefatafl - Szachy Wikingów. Białe pionki symbolizowały huskarli króla,
natomiast czarne rebeliantów/buntowników. Gra polegała na doprowadzeniu króla
do krawędzi planszy, podczas gdy przeciwnik miał na celu otoczenie go ze wszystkich stron.

 
 Przedmioty codziennego użytku.

 
Naczynia.

Następnie przechodziło się do sali tronowej. Tu można było przymierzyć zbroje, wziąć do ręki broń czy tarczę a także usiąść na tronie (Przepraszam za jakość zdjęć - we wszystkich pomieszczeniach było dość ciemno - oprócz palenisk światło dawały też małe żarówki, jednak były one niewystarczające).

 Wyjście ewakuacyjne - zamiast tradycyjnego ludka uciekającego przez drzwi był wiking w hełmie i z mieczem.

Przymierzam hełm i sprawdzam miecz przed wikingą :)

Następna sala była dla mnie najciekawsza. Nawiązywała do wielu motywów z mitologii nordyckiej. Po środku symbolicznie wznosił się Yggdrasil. Chodząc po sali trzeba było uważać na Jormunganda - tu i tam wystawał grzbiet wielkiego Węża Midgardu, o który można było się łatwo potknąć. Sam Wąż zjadał swój ogon - nawiązywało to do mitu, gdzie był opisany jako tak długi, że potrafił owinąć swoim ciałem cały świat. U stóp Yggdrasila z ziemi wynurzał się smok Nidhogg, który podgryzał jego korzenie. Po pniu jesionu biegała wiewiórka Ratatosk, zbierając informacje z różnych światów. Pod dachem siedziały dwa kruki - Huginn i Muninn - Rozum i Pamięć - posłańcy Odyna. Na samym szczycie drzewa przysiadł Bezimienny Orzeł. Dodatkowo sala była przyozdobiona innymi elementami. Można było także kupić książki dla dzieci i repliki zabawek z epoki wikingów.
W ostatniej sali można było przyjrzeć się powstawaniu eksponatów. Była tam też makieta całego długiego domu. Mi najbardziej przypadły do gustu dwie drewniane płaskorzeźby. Jedna z nich przedstawiała mit o powstaniu świata (historia, którą zacząłem interpretować - więcej o powstaniu świata pod tym linkiem) oraz o jego końcu - Ragnaröku

 Yggdrasil - Wielki Jesion.

  Na podłodze wił się Jormungand.

 Jormungand zjadający swój ogon.

Smok Nidhogg podgryzający korzenie Yggdrasila.

Wiewiórka Ratatosk biegająca pomiędzy światami.

Huginn i Muninn - skrzydlaci posłańcy Odyna.

 Bezimienny orzeł siedzący na szczycie Yggdrasila.

Ozdoby naścienne.

Wydaje się, że przedstawiają kolejne sceny z jednej historii - jednak nie jest mi ona znana.

 Sklepik z zabawkami.

 Podobizna Odyna - widoczny brak jednego oka oraz dwa kruki.

Podobizna Thora - charakterystyczna ruda broda i młot.

 Makieta długiego domu w Borg.

  Mit o stworzeniu świata. Do szczegółowego opisu tej płaskorzeźby na pewno wrócę,
ponieważ warto przeanalizować każdy jej szczegół. Na samym dole widać trzy symbole
- płomień ognia, kryształ lodu, a pomiędzy nimi kroplę wody. Te żywioły opisałem już
we wspomnianej notce.

Mit o Ragnaröku - Zmierzchu bogów. Również i tą płaskorzeźbę
będę chciał szczegółowo opisać w przyszłości.

Opuszczając długi dom podbiegł do mnie pies jednej z turystek. Zainteresował się namiotem, który na czas robienia zdjęcia położyłem na ziemi. Zażartowałem, że chyba wezmę go ze sobą, do pomocy w noszeniu bagażu. Następnie udałem się znów w dół, nad fiord (niestety, bez psa). Było przed 11.00 - liczyłem, że załapię się na pierwszy rejs.

Pies, który chciał mi pomóc z namiotem :}


 Droga nad fiord. Na zdjęciu widoczni ludzie z bractw,w strojach z epoki.

 Przystań - mniejsze łodzie i drakkar.

Dotarłem na przystań na czas. Kapitan (swoją drogą, słowo jarl było też określeniem kapitana w epoce wikingów) kazał wziąć jedną z kamizelek ratunkowych. Założyłem kapok i usiadłem przy maszcie. Wiatr wzmagał się, a mimo to przy dużym żaglu drakkar ledwo kołysał się na boki. Wszystko, co czytałem o drakkarach, ich konstrukcji i stylu żeglowania, mogłem teraz sprawdzić w praktyce. Rejs trwał pół godziny. Dopłynęliśmy na środek fiordu i tam zawróciliśmy. Gdzieś od połowy zaczął padać deszcz, więc mogłem przekonać się o niezawodności tej konstrukcji w trudnych warunkach. Pierwszą niewątpliwą zaletą drakkaru jest jego stabilność. Pomimo wiatru i fal sunął po wodzie delikatniej, niż wielkie promy pasażerskie na kilkaset osób. Każdy, kto pływał po morzach wie, że fale da się czuć i statek kołysze się na nich. Drakkar rozcina je, delikatnie sunie, niczym wąż (stąd zapewne, obok charakterystycznych zdobień, wywodzą się nazwy statków drakkar oraz snakkar - odpowiednio smocza łódź i wężowa łódź). Zaskoczeniem było dla mnie manewrowanie żaglem. Czytałem, że odpowiednio złożony materiał pozwala płynąć pod wiatr, jednak trudno mi było w to uwierzyć. Na powierzchni Borgfjordu mogłem przekonać  się o tym na własne oczy. Kapitan kilka raz prosił załogę o pomoc we wciąganiu i opuszczaniu masztu, a także odpowiednim napinaniu, by tworzył kształt trójkąta, który łapał wiatr pod kątem. Takie ułożenie pozwoliło płynąć nam na północny-zachód, pomimo, że z samego zachodu dął silny wiatr. Na sam koniec, kiedy dobiliśmy do przystani, poprosiłem kapitana o zdjęcie przy sterze. Niestety, podobnie jak  w przypadku zdjęcia z Impalą w Trondheim, Norwegowie i tym razem pokazali, jak bardzo nie umieją robić zdjęć.

 Na pokładzie drakkaru Vargfotr.

  Żegluga po Borgfjorden.

 Wiking, etymologicznie, to Człowiek pływający po zatokach.
Dzięki możliwości pływania prawdziwym drakkarem po fiordzie
mogę uważać się za wikinga :}

 Miejsce pod masztem.

  Kolejna nadciągająca ulewa - przez całe 6 godzin bez deszczu
zdążyłem się stęsknić za opadami.

Kolejny dowód umiejętności fotograficznych Norwegów -
ja przy sterze drakkaru.

Kiedy przybiliśmy do przystani padało już na dobre. Liczyłem, że jednak szybko przejdzie i udałem się na posiłek. Ponad 30 zł poszło na burgera z czarniaka (rodzaj ryby), sałatkę i kawałek chleba pieczony tradycyjnymi wikińskimi metodami. W międzyczasie kilku wojów i wojowniczek, pomimo strug deszczu, chodziło po obozie, biło mieczami i toporami w tarcze i wołało na pokaz walki.
Sam pokaz był dość skromny. Kilka potyczek, po których wojownicy ginęli. Następnie ktoś wołał Ariser Einherjer! (Einherjer to wojownik, który po śmierci trafił do Walhalli).Polegli wstawali, pili miód i szli walczyć dalej. 

 Skromny obiad z czarniaka.

 Oczekiwanie pod (zielonym) daszkiem jednego z budynków na koniec deszczu.

 Walka w deszczu.


Zrobiłem jeszcze rundkę po nabrzeżu. Na uwagę zasługuje kuźnia, gdzie można było przez szybę (chroniącą przed sypiącymi się iskrami) oglądać kowali robiących broń. Na jednym ze straganów sprzedawczyni spytała mnie, skąd jestem. Odpowiedziałem, że z Polski. Powiedziała, że co drugie stoisko prowadzą Polacy. I faktycznie, na wielu z nich dało się pytać o ceny, czy chociaż porozmawiać, po polsku. Większość z nich prosto z festiwalu wikingów w Jomsborgu (który był tydzień wcześniej) pojechała prosto do Borg, na kolejną wikińską imprezę.

 Runy nad wejściem do kuźni. Po ilości turystów można zobaczyć,
że było to jedno z najciekawszych miejsc na nabrzeżu fiordu.


 Kuźnia.

W deszczu wróciłem do szklanego długiego domu. W środku było ciepło, więc przeczekałem najgorszą ulewę. Następnie skierowałem się w stronę stacji paliw, gdzie z przygotowaną kartką z napisem Reine próbowałem łapać stopa na zachód. I tym sposobem opuszczałem najdalej wysunięty na północ punkt na trasie mojej wyprawy. Dalszą część drogi opiszę następnym razem.

 
Łapanie stopa na Lofotach, w kierunku Reine.