piątek, 4 marca 2022

Morowica

 

Źródło: https://docplayer.pl/211534100-Bestiarium-polnocy-czesc-v-upiory-wszelakie-gra-fabularna.html,
data odczytu: 03.03.2022

4 marca 2020 roku oficjalnie potwierdzono pierwszy przypadek COVID-19. Dziś mijają równo dwa lata od tego dnia. Uznałem, że to dobry moment, by opowiedzieć sobie co nie co o zarazach w dawnych wierzeniach. 

W czasach Potopu Szwedzkiego, przez który nasze ziemie dotykało wiele nieszczęść, powstała katolicka pieśń, której jeden z wersetów brzmi Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie!. W dawnych wiekach ludzie nie mieli takiej wiedzy o chorobach, jak my współcześnie (dziś wiadomo, że zjedzenie gdzieś na krańcu świata zupy z nietoperza może wywołać ogólnoświatową zarazę). Za choroby obwiniali właśnie tzw. Morowe powietrze (od słowa mór). W staroruskiej Powieści Minionych Lat Nestor opisuje zarazę, która dotknęła Połock w 1092 roku. Upadanie na zdrowiu i zgony ludności miasta przypisywano mocom niewidzialnych i groźnych demonów. Takie złe duchy nazywane były Morowymi Dziewicami, Morowicami, Zarazami lub Cholerami i to je właśnie sobie dziś omówimy. 

W wiekach, gdzie medycyna nie była rozwinięta tak jak dziś i nie było skutecznych szczepionek, ludzie uciekali się do różnych ludowych i magicznych sposobów ochrony przez zarazą (jednym z moich ulubionych sposobów leczenia są zalecenia pewnego cyrulika z Hamburga, który podczas epidemii Czarnej Dżumy zalecał chorym… pić minimum półtorej litra wina dziennie). W zależności od regionu stosowano różne praktyki. Mogły to być modły lub magiczne formułki. Odprawiano także procesje dookoła wsi. Wierzono, że obejście granic miejscowości przez bliźniaków lub bliźniaczą parę zwierząt mogło wygonić Morowicę. Te rytuały miały na celu uchronić ludność lub zmniejszyć skutki działań Morowej Dziewicy. Wyobrażano ją sobie jako strasznie wychudzoną, nadzwyczajnie wysoką kobietę, szczerzącą wystające zęby w okropnym grymasie, odzianą w białe szaty (w średniowieczu to biel a nie czerń była uważana za kolor śmierci). Wierzono, że gdy szła rozrzucała z worka choroby lub machała swoją zakrwawioną chustką. Jeśli w danej okolicy nie było jeszcze oznak zarazy, a ktoś z okolicy zmarł i szybko stał się aż nienaturalnie siny, wierzono iż to Morowica go zadusiła. A to, że pojawiła się w okolicy, mogło tylko zwiastować nadciągającą plagę, która dotknie zarówno ludzi jak i zwierzęta. Jeśli już zaraza dotarła do danej wsi, stosowano liczne zioła mające ją zwalczyć. Stosowano zarówno wytyczne z zielników opisujących zastosowanie różnych roślin, jak i z ludowej mądrości lokalnych znachorów i znachorek.

Tak opisywał Morowicę Adam Mickiewicz w Konradzie Wallenrodzie[1]:

Nieraz na pustych cmentarzach i błoniach

Staje widomie morowa dziewica,

W bieliźnie, z wiankiem ognistym na skroniach,

Czołem przenosi białowieskie drzewa,

A w ręku chustką skrwawioną powiewa.

Strażnicy zamków oczy pod hełm kryją;

A psy wieśniaków, zarywszy pysk w ziemi,

Kopią, śmierć wietrzą i okropnie wyją.

Dziewica stąpa kroki złowieszczymi,

Na sioła, zamki i bogate miasta:

A ile razy krwawą chustką skinie,

Tyle pałaców zmienia się w pustynie;

Gdzie noga stąpi, świeży grób wyrasta.

 

W niektórych regionach demona przedstawiano w inny sposób, nawet w męskich lub zwierzęcych formach, pod postacią wrony czy nietoperza (i znowu obrywa się temu pożytecznemu łowcy komarów...). Pod postacią mężczyzny pojawiał się jako Tyfus. Wyglądał jak wysoki, chudy starzec o nienaturalnie czerwonej i rozpalonej twarzy. Jego oczy błądziły jak szalone. Odziany był dość schludnie, w czarny garnitur, białą koszulę i czerwony krawat. Nie musiał też rozrzucać chorób – czasami wystarczyło samo spojrzenie w oczy człeka lub usłyszenie jej płaczu, by ciężko zapaść na zdrowiu. Wierzono też, że potrafi zmieniać rozmiar, wlatując do ciała człowieka przez otwarte usta i psując je od środka. Pogłoski o Morowych Dziewicach były ciągle powszechne nawet po I Wojnie Światowej, kiedy powiadano, że przed falą zarażeń widziano przeraźliwie chudą kobietę, czerwonych oczach i czarnych zgniłych zębach, która miała płynnie mówić do swoich ofiar... po hiszpańsku.

Wierzono, że Morową Dziewicę mogło ściągnąć do danej okolicy złe zachowanie się lub krzywdzenie się ludzi nawzajem (bądź co bądź, zaraza często podąża za wojną). Demon odczuwając występki śmiertelników miał być niejako karą za nie. Czasami też litowała się nad poczciwymi mieszkańcami i ostrzegała ich, nim zaczęła rozsiewać choroby w danej okolicy.

Źródło: https://blodloth.tumblr.com/post/120125446908/the-plague-maiden-pol-morowa-dziewica-was-the,
data odczytu: 03.03.2022


W ślad za Morowicą Dziewicą można było ujrzeć Homen – upiorny orszak ofiar zarazy. Były to szkielety na wozach z kości, które tańcząc i śpiewając upiorne pieśni szły po trasie Morowicy. Tam, gdzie pojawiał się Homen padali kolejni ludzie, zwierzęta, a jedzenie się psuło (dziś moglibyśmy powiedzieć, że to była personifikacja kolejnych fal epidemii).

Morowa Dziewica przetrwała w naszym języku. Przekleństwa żeby cię zarazz wzięła! czy najzwyklejsze cholera! są ciągle obecnym świadectwem dawnych wierzeń. A pamięć o niej powinna trwać – wszak Czarna Śmierć zabrała w średniowieczu, wedle różnych podań, między 30-80% ludności kontynentu, co czyni ją jednym z najgroźniejszych potworów, jakie opisałem na blogu.

W ludowych wierzeniach istniały także inne demony odpowiadają za konkretne choroby lub atakujące wybrane grupy ludzi. Te omówimy sobie w przyszłości.

Na koniec tradycyjne podziękowania dla Piotra Brachowicza za wspieranie mojej twórczości. Jeśli i Ty chcesz pomóc w rozwoju bloga - zapraszam na mój profil na Patronite. Ponadto zachęcam do odwiedzenia mojej strony na Facebooku.


[1] Konrad Wallenrod, A. Mickiewicz, Fundacja Nowoczesna Polska, s. 20.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz