sobota, 7 czerwca 2025

Rán

 


Skandynawia jest górzystym terenem o bardzo długiej linii brzegowej, poprzecinanej setkami fiordów. Wzdłuż wybrzeża przebiegało wiele wodnych szlaków handlowych. Wielka woda była także nieodłącznym elementem życia w zatokach. Nie może więc dziwić, iż stanowiła istotny element wierzeń wikingów. Jednym z bóstw, które patronowały morzom, była Rán i to właśnie o niej chciałbym Wam dziś opowiedzieć.

Rán była małżonką Ægira, który tak jak ona był bóstwem morskim. Mieli dziewięć córek, których imiona to poetyckie nazwy fal: Przytoczę tu polskie tłumaczenia, ale na ekranie wyświetlę Wam oryginalne wersje. A więc alfabetycznie były to; Blóðughadda (Krwawowłosa), Bylgja (Fala), Dröfn (Pieniąca), Dúfa (Opadająca Fala), Hefring (Podnosząca się Fala), Himinglæva (Przejrzsysta), Hrönn (Źródlana), Kólga (Chłodna) oraz Uðr (Spieniona). Również i imię Rán było używane w wielu kenningach. Rán-beðr (nord. Łoże Rán) to określenie dna morskiego, Ránar salr (nord. Sala Rán) to poetyckie miano głębin morskich. Ránar land (nord. Kraj Rán),  oraz Ránar vegr (nord. Droga Rán) z kolei określały samo morze. Atrybutem bogini była sieć rybacka, w którą niekiedy była odziana. I podobnie jak rybacy używali sieci do łapania ryb, tak Rán zarzucała ją na statki, by wciągać marynarzy w morską toń. W jednym z mitów Loki, bóg oszustw, pożyczył pewnego razu sieć od bogini, by złapać krasnoluda Andvariego, który potrafił zamieniać się w szczupaka. Ta sama sieć posłużyła później do złapania Lokiego, kiedy ten doprowadził do śmierci Baldura.

Rán
ChatGPT

W tym miejscu warto podkreślić, że nordyckie zaświaty nie były jednym miejscem, a wieloma krainami, do których można było trafić po śmierci. Najbardziej znana jest Walhalla, gdzie wędrowała połowa ludzi walecznych lub zabitych w walce, wedle innej wersji. Topielcy  trafiali do podwodnego złotego (lub wedle inne wersji, koralowego) pałacu Rán, który mieścił się gdzieś na dnie morza, w pobliżu leżącej w cieśninie Kattegat wyspy Læsø, nazywanej przez wikingów Hlésey, czyli Wyspy Hléra (jedno z imion Ægira). Samo imię bogini jest również rzeczownikiem w staronordyckim – rán oznacza kradzież, rabunek. Takie miano nie dziwi – bogini okradła marynarzy z ich życia, a ich rodziny z mężów i ojców, którzy wypływali na otwarte morze, zdając się na kaprysy morskiego bóstwa.

Istniał sposób, by ubłagać Rán i prosić ją o darowanie życia. W momencie, gdy morze stawało się niespokojne, a znajdujący się na pokładach statków ludzie spodziewali się śmiertelnego zagrożenia, należało cisnąć odrobinę złota w morską toń. Bogini była chciwa nie tylko na ludzkie dusze, ale i na cenny kruszec. Taka ofiara wedle wikińskich wierzeń mogła ocalić całą załogę od pewnej zguby. Przypuszcza się, iż część znalezisk z duńskich cieśnin, takich jak wydobyte z dna bronie czy biżuteria, również mogły być rzucone w wody specjalnie w celu udobruchania Rán. Ciekawostką jest, iż samo złoto w poezji było opisywane kenningiem Ogień Ægira. Być może powodem były właśnie znajdywanie samorodków złota lub błyskotek pod wodą – z nad powierzchni wyglądały jak małe, podwodne ogniki. Przypuszcza się, iż mogły również zdarzać się ofiary składane z ludzi, w celu zaspokojenia kaprysów morskiej bogini. Handlarze niewolników mieli rzekomo w tym celu wyrzucać za burtę co dziesiątego schwytanego jeńca.

Rán w przeciwieństwie do męskich bóstw morza, jak jej mąż Ægir czy inny bóg, Njord, jest bardziej niespokojna. Być może ta różnica wyrażała rozdźwięk, jaki wikingowie widzieli między kobiecą a męską naturą – wszak i dziś powiemy, że kobieta zmienną jest. I może właśnie dlatego przypadło jej patronowanie zmiennym warunkom na morzu, a nie spokojnej pogodzie.

Pałac Rán
ChatGPT

Na koniec zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możecie wesprzeć moją twórczość finansowo, również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale, a tymczasem, bywajcie!

piątek, 23 maja 2025

Król Krak

 

Król Krak
Gemini

Każdy z nas zapewne zna historię króla Kraka. Smok, szewczyk, owca, cała kupa siarki… Te motywy są dobrze rozpoznawalne, nawet w kulturze masowej. Dziś jednak chciałbym przytoczyć historię tego władcy z trochę innej strony, szukając historycznych źródeł i porównując je do legendy.

W pierwszych latach XIII wieku Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, spisał Kronikę Polski. To w tym dziele można znaleźć najstarsze wzmianki o Kraku. Historia zaczyna się od wojny z Galami. Kronikarz przypisuje Polakom zabicie tysięcy żołnierzy wroga, co w końcu skłoniło nieprzyjaciela do zawarcia pokoju (przymierza, jak dokładnie jest ujęte w Kronice). Następnie nasi przodkowie mieli toczyć walki z Rzymianami. Być może w tych podaniach są echa walk Słowian pod dowództwem Samona z Frankami za czasów króla Dagoberta. Wiadomo, że po stronie Franków walczyli m.in. Longobardowie, a ich państewko zostało utworzone na Półwyspie Apenińskim, w miejscu dawnych terenów Cesarstwa Rzymskiego. Ponadto Kadłubek wskazuje, iż Gallowie wkroczyli do Panonii, co pokrywa się z terenami, na których władał Samon, gdzie walczył z Awarami i którą to krainę bronił przed Dagobertem. Być może więc część historii Kraka jest zaczerpnięte z dziejów Samona, a być może był on innym przywódcą, który również stawiał dzielnie opór Rzymianom i Galom (Frankom) w podobnym czasie.

Gdy walki się skończyły, (Proto)Polacy jako swego księcia obrali człowieka i imieniu Grakchus, pod którym to mianem Kadłubek na łacińską modłę ukrył Kraka. Ten wrócił po licznych bitwach z Karyntii (obecnie w południowej Austrii) do swej ojczyzny. Zorganizował wiec, na którym ugruntował swą władzę, przemawiając wzniośle do poddanych i obiecując im, iż nie będzie królem, w powszechnym rozumieniu, ale wspólnikiem królestwa. Zjednawszy sobie rodaków zaczął wprowadzać nowe prawa i reformy w kraju. Kadłubek uważa ten czas za początek naszej państwowości, za nową epokę, sprawiedliwą, bez niewolnictwa i gwałtów.

Dalej dowiadujemy się, iż Krak miał dwóch synów. Kronikarz podkreśla także, że król będąc bardziej troskliwym ojcem dla kraju, niż własnych dzieci, wysłał ich na wyprawę. Oto bowiem w okolicy, w załomach pewnej skały zalągł się potwór, zwany całożercą (nie jest powiedziane, chociaż ogólnie tak się przyjęło, iż pod tym mianem Kadłubek miał na myśli smoka). Domagał się składania cotygodniowej ofiary z wyliczonych sztuk bydła, a kiedy ich nie dostawał, pożerał odpowiednią liczbę ludzi.

Synowie Kraka posłusznie wykonali rozkaz ojca, zbrojąc się a następnie stając do walki z całożercą. Niestety, otwarte starcie nie przynosiło skutku, więc uciekli się do podstępu. Ponieważ wiedzieli, że bestia jest łakoma na bydło, wypchali bydlęce skóry zapaloną siarką (wcale nie owcę!). Potwór dał się nabrać, a następnie dostał niemiłosiernej zgagi – dusił się i trawiły go wewnętrznej płomienie.

Tryumf nie trwał długo. Młodszy syn, również o imieniu Krak, w swej zawiści, chcąc przypisać sobie zasługi, zabił starszego brata. Gdy wrócił przed oblicze ojca, całą winę zrzucił na całożercę. Zafrasowało to Kraka, który wkrótce zmarł. Jako jedyny męski potomek, Krak II, przejął władzę po ojcu. Jednak nie nacieszył się tronem zbyt długo, gdyż jego zbrodnia wyszła na jaw i został wygnany z własnego królestwa.

Warto wrócić jeszcze do samej śmierci Kraka. Na jego cześć, na skale całożercy założono miasto, później Krakowem zwane, by pamięć o władcy trwała wiecznie. Kadłubek sam sobie przeczy w następnym zdaniu, twierdząc, iż nazwę gród zaczerpnął od krakania kruków, których była moc w tej okolicy. Co się tyczy samych obrzędów pogrzebowych, podaje, iż żałoba po władcy była tak wielka, iż trwała, aż całe miasto nie zostało ukończone.

Następnie władza złożona została w ręce jedynej córki Kraka, Wandy. Kadłubek podkreśla, iż tak zadecydował cały naród. Kronikarz przypisywał jej wiele zalet – miała przewyższać wszystkich pięknem, jak i mądrością, albowiem swoimi radami potrafiła wprawić wielu w zadumę. Nawet wrogowie przed nią ustępowali. Kiedy została królową pewien przywódca germański postanowił najechać Polskę i samemu zająć tron. Jednak gdy stanął naprzeciw armii Wandy, całe jego wojsko porzuciło zamiar walki. Sam dowódca ukorzył się i zaczął modlić w imieniu królowej i jej narodu.

Wizualizacja grodu Kraków w VII wieku...
Z grodem na wzgórzu Wawel...
I z Wisłą płynącą u stóp wzgórza...
I jest pięknie...

Gemini

Wybiegłem nieco poza rządy samego Kraka, ale uznałem, że historia jego dzieci wiąże się nierozerwalnie z nim samym. Poza tym, pisząc temat uznałem za ciekawe, jak na przestrzeni wieków zmienił się obraz jego córki – od potężnej i mądrej królowej, która budziła respekt nawet wśród wrogów, do księżniczki, która rzuciła się do rzeki, jeno by nie poślubić właśnie tego wroga. Historia ta pokazała legendarnego władcę z trochę innej strony, niż znamy go z bardziej współczesnych źródeł. Zamiast pomysłowego Szewczyka, wplotła także motyw bratobójczej walki, który przewija się w wielu wierzeniach z całego świata (a która być może później znalazła echo w legendzie o Kościele Mariackim w Krakowie). W przyszłości nawiążemy nawet do nordyckich wierzeń, albowiem i tam pojawił się wątek starcia ze smokiem, któremu towarzyszył w tle konflikt rodzeństwa. Na koniec pragnę również zauważyć, iż Kadłubek tytułował go nie księciem, a królem. Również i ta kwestia będzie rozwinięta na moim blogu.

Sam Król Krak, jako książę, pojawia się wspólnie ze Smokiem Wawelskim w książce Porwanie Baltazara Gąbki. W powieści relacje między władcą a całożercą są zgoła inne, niż były u Kadłubka. Ale cóż, wszak to historia dla dzieci… Które może tak jak ja (kto pamięta stare wydanie książki w granatowej okładce?), zainteresują się po niej innymi źródłami, historiami oraz legendami opowiadającymi o Królu Kraku.

Na koniec zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możecie wesprzeć moją twórczość finansowo, również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Następny materiał pojawi się w formie nagrania na Youtube :)

piątek, 9 maja 2025

Licho

 

Licho
ChatGPT

Czasami można usłyszeć, jak ktoś mówi Licho wie, Licho nie śpi, Pal Licho, Do Licha, Niech to Licho, Licho przywiało czy po prostu, że coś jest liche, to znaczy, że coś jest małej wartości, w złym stanie, mizerne lub mało solidne. Czy jednak ktoś z Was zastanawiał się, czym jest to Licho? Dziś powiemy sobie słów kilka o istocie, od której te wszystkie powiedzenia lub określenia się wzięły.

Licho było istotą ze słowiańskich wierzeń. Nie pokazywało się często ludziom, ale jeśli już przybierało jakąś postać, to często jako starej, chudej kobiety. Często o długich czarnych lub siwych włosach, w ciemnej szacie. Charakterystycznym elementem, który odróżniał ją od innych stworów, jak chociażby od Biedy był fakt posiadania jednego oko na środku czoła. Mogło też mieć na przykład tylko jedną rękę.

Wróćmy na chwilę do porzekadeł o Lichu. Zwrot Licho wie, jest bardzo podobny do używanego współcześnie Cholera wie czy Diabeł wie. Wszystkie te wersje pokazują na coś niejasne, co może być zrozumiałe tylko przez złe moce. Tak samo Licho nie śpi, które kładzie nacisk, że zawsze jakieś nieszczęście może spotkać człeka i należy zachować czujność. I takie zwroty zachowały po dziś dzień istotę Licha. Było ono personifikacją tego co złe, a co spotyka ludzi, chorób, nieszczęścia, głodu, wypadków. Ktoś spadł z drabiny, bo szczebel się złamał lub wysunął? Zapewne stało za tym Licho. Komuś zsunęło się ostrze siekiery z trzonka i spadło na stopę? Niewątpliwie stało za tym Licho. Ktoś się przewrócił, potykając o kamień, którego można by przysiąc, nie było jeszcze chwilę temu w miejscu upadku? To na pewno sprawka Licha, które ten oto kamień podłożyło tuż przed stopą nieszczęśnika.

Licho i Chłop
ChatGPT


Licho było także odpowiedzialne za złe myśli i wszechogarniający smutek, który nawiedzały ludzi, a także za zarazy zsyłane na mieszkańców, zwierzęta czy uprawy w danej wsi. Wszelkie niepełnosprawności, typu niewykształcone palce, czy gałki oczne u noworodków także przypisywano działaniom Licha. Być może dlatego często posiadało te same cechy – było zdeformowane lub miało nieparzyste części ciała, które w naturze powinny występować parzyście. W przyszłości jednak rozwiniemy sobie te tematy, wskazując za inne istoty, które również posądzono o choroby, tym samym może nieco uniewinniając samo Licho.

Licho było wszędobylskie, więc w przeciwieństwie do innych stworów, nie upodobało sobie konkretnego siedliska, czy to nad wodą, czy pod ziemią. Mogło, mówiąc kolokwialnie, przyczepić się do człeka wszędzie. W domu, na polu, na drodze, w lesie. Istniało jednak kilka sposobów, by się przed nim bronić. Przykładowo, po zmroku należało zamykać wszystkie drzwi. Kto mieszkał w niebezpiecznej okolicy, ten wie, że taka dobra praktyka to podstawa, by uchronić się przed nieszczęściem. Można było także nosić przy sobie coś czerwonego lub żelaznego. Zarówno kolor czerwony jak i żelazo trzymało różne istoty na dystans. W przyszłości opowiemy sobie o innych stworach, które można było także tym kolorem i materiałem odstraszyć. Niektórzy próbowali je także przekupić, by udobruchać lub wręcz przeciwnie, wygnać przekleństwami.

Czasami zastanawiamy się, czemu coś złego nas spotyka i nie potrafimy tego racjonalnie wyjaśnić. Uważamy, że na coś nie zasłużyliśmy. Tak właśnie działało Licho, sprowadzało nieszczęście, nie kierując się moralnością. Czy człek był dobry, czy zły, Licho mogło go spotkać i wpakować w kłopoty. Było uosobieniem chaosu i pecha.

A Wy, jak zapatrujecie się na Licho? Spotkaliście się z porzekadłami o nim? Czy słyszeliście lub czytaliście coś, o czym dziś nie wspomniałem? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Dzisiejszy temat jest pierwszą, eksperymentalną formą, gdzie materiału możecie również posłuchać :) Zapraszam więc, do zasubskrybowania mojego nagrania na Youtube.


Na koniec zachęcam do odwiedzenia mojego profilu na Facebooku. A jeśli możecie wesprzeć moją twórczość finansowo, również do zostania Patronem, wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale, a tymczasem, bywajcie!

piątek, 25 kwietnia 2025

Gaik


Gaik
ChatGPT

Chrześcijaństwo zaadaptowało wiele świąt starszych religii, nie mogąc ich skutecznie wyplenić ze świadomości ludzkiej. Nie chodzi tylko o symbolikę, ale także o daty, gdzie w miejsce starych obrzędów, wprowadzano nowe, często dopisując im inne znaczenie. Niektóre jednak w takiej formie reliktowej przetrwały do naszych czasów. Takim świętem może być Gaik, który omówimy sobie dzisiaj.

Gaik obchodzono o obchodzi się dalej wiosną, na powitanie nowej pory roku. Obchody następowały najczęściej po paleniu lub topieniu Marzanny. Zniszczenie kukły miał odgonić zimę, natomiast wszystko co związane z Gaikiem służyło budzeniu przyrody do życia. Obnoszono po miejscowości rośliny lub gałązki drzew, a niekiedy i całe małe drzewko, zdobione wstążkami, pisankami, dzwoneczkami, niekiedy też z laleczką, symbolizującą królową wiosny, która miała zastąpić panowanie Marzanny. Obchodzono domy wszystkich mieszkańców, składając im życzenia, a w zamian otrzymując poczęstunki, czym ten zwyczaj może kojarzyć się z kolędowaniem.

Topienie Marzanny
Gemini

Nazwa jest zdrobnieniem słowa gaj, gdyż dawniej związana była ze świętymi gajami. W dawnych wiekach lasy pełniły rolę świątyń, związane z nimi były liczne wierzenia, rytuały i przesądy. Gajenie sprowadzało się do wyznaczania takiej świętej ziemi, najczęściej poprzez oznakowanie jej granic tak zwanymi kiczkami, czyli witkami z brzeziny tudzież rokiciny. Tak odgrodzonego terenu nie wolno było naruszyć niepowołanym osobom, dla przykładu, obcym spoza lokalnej społeczności.

Obecnie, w miejscowościach w której Gaik przetrwał, nie ma jednej wspólnej daty dla obchodzenia tego święta. Wskazuje się terminy od czwartej niedzieli Wielkiego Postu, przez wtorek po Lanym Poniedziałku, aż po pierwszą wypadającą w maju. Miejscem kulminacyjnym dla obrzędów jest udekorowany Majowy Słup (zwanego także Drzewem Majowym, Maikiem lub także Gaikiem), wokół którego zbiera się społeczność, świętuje, bawi i śpiewa.

Majowy Słup
Gemini

Na samo koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza. A już zupełnie kończąc… Wypatrujcie nowości, na kanale na Youtube :)

piątek, 11 kwietnia 2025

Margygie i Havmannowie

 

Margygia
ChatGPT

Wierzenia związane z morzem są tak bezkresne jak ocean. Wiele razy zanurzaliśmy się już na blogu w opowieści o głębinach, poznając jej mieszkańców. Dziś wrócimy w morską toń, by spotkać kolejne istoty wywodzące się ze skandynawskiego folkloru, ale jakże podobne to stworzeń znanych z innych zakątków świata.

Pierwszą rasę, o której powiemy sobie dziś kilka słów, są Márgygie (nord. MárgygrMorskie Olbrzymki). Istoty te mają rybi ogon i ciało kobiety, czym podobne są do powszechnie znanych z różnych wierzeń syren. Co jednak może je odróżniać, to o wiele większy rozmiar, długie szpony, błony między palcami, końskie uszy i ostre kły. Uważa się, że mogły mieć także szkaradne, wedle standardów piękna, twarze. Z natury bliżej im było do potworów, które gubiły marynarze, niczym te spotkane przez Odyseusza, niż do uczuciowej istoty z legendy o Warsie i Sawie. Często pojawiały się wraz z nadciągającym sztormem. Kołysały statkami lub wyciągały marynarzy za burtę.

Jedną z tych istot miał spotkać sam norweski król, Olaf Tryggvason. Władca musiał walczyć o życie i ostatecznie zabił Márgygię. W pochodzącym z XIII wieku utworze Lustro Królów przytaczane są bardziej szczegółowe opisy tych stworzeń. Miały mieć małe czoła, nienaturalnie duże usta, ramiona oraz sutki oraz pomarszczone policzki. Widywane miały być zwłaszcza przy burzowej pogodzie pomiędzy Islandią oraz Grenlandią. Być może początek ich legendy stanowiły pierwsze spotkania z fokami, morsami lub krowami morskimi, ponieważ niektóre elementy opisów są podobne do tych zwierząt, jednak inne, jak o długich ramionach zakończonych szponami, już nie.

Havmann
ChatGPT

Ich męskimi odpowiednikami byli Havmannowie (nord. HavmannMorski Mężyzna), przypominający greckich trytonów. Czasami uważano, iż pomimo posiadania szerokiego, muskularnego torsu, brakowało im ramion. Cechowały się długimi włosami i brodą. Mogły być znane też pod nazwą Marmennilli, chociaż niektórzy uważają, iż byli to ich dalecy, mniejsi krewni, którzy mieli zdolność przepowiadania przyszłości. Wieszczenie odbywało się najczęściej w formie rymowanych utworów. Ponadto, potrafiły odwdzięczyć się za dobre traktowanie. Jeśli ofiarowywało im się sowity posiłek, zapewniały rybakom dobry połów.

Wierzenia w Márgygie przetrwały próbę czasu i chrystianizację. To na podaniach o tych morskich stworzeniach oparł fabułę Hans Christian Andersen, pisząc Małą Syrenkę (duń. Den Lille Havfrue, czyli dosłownie Mała Morska Dama).

Na samo koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.

piątek, 28 marca 2025

Hieronim i Dąb Peruna

 

Hieronim i dąb Peruna
ChatGPT

Kiedy chrześcijaństwo wypierało stare religie w Europie, misjonarze nowej wiary starali się niszczyć relikty poprzednich kultów. Pierwszym opisanym tego przykładem na blogu była historia świętego Bonifacego, który w 723 lub 724 roku naszej ery ściął Dąb Donara, który rósł w pobliżu Gaesmere (dzisiejsza dzielnica Geismar w niemieckim Frankenbergu, a kiedyś osobna wieś). W jego kroki poszedł Karol Wielki, niszcząc święty dla Sasów dąb Irminsul w 772, który znajdował się gdzieś na pograniczu Westfalii. Dziś omówimy sobie następny dąb, który padł ofiarą Chrześcijan, tym razem jednak z terenów współczesnej Litwy.

W 1410 roku na tereny Królestwa Polskiego przybył Hieronim z Pragi, czeski teolog. Przez poprzednie lata Hieronim podróżując po Europie i nauczając na wielu uniwersytetach, jednak gdzie się nie pojawił, był uznawany za heretyka. Był bowiem jednym z husytów, stronników Jana Husa, który domagał się reformy Kościoła Katolickiego, zarzucają mu między innymi zbyt duże dążenie do bogactwa, kupczenie urzędami kościelnymi i brak skromności. Przebywając w naszym kraju Hieronim udał się na Litwę, by wspierać ruchy misjonarzy. Litwa oficjalnie zobowiązała się przyjąć chrzest podczas unii z Koroną Polską w 1385 roku, jednak proces ten trwał następne dekady (jak nie wieki). Głosząc nową wiarę wpisywał się to, jak misjonarze traktowali dawne miejsca kultów. Jak czytamy u Aleksandra Gieysztora w Mitologii Słowian[1]:

W początkach wieku XV Hieronim z Pragi udał się na Litwę, głosząc wiarę chrześcijańską w zachodniej połaci kraju. Jego relacja, przekazana przez Eneasza Sylwiusza Piccolominiego w pół wieku później, zawiera opis czci wężów, kamiennego młota niezwykłych rozmiarów, wiecznego ognia, świętych lasów i drzew szczególnie wysokich. Najstarszy dąb w lesie uważano za siedzibę bóstwa. Hieronim w zapale misjonarskim pozabijał węże, pogasił ogniska i ściął święte drzewo. Wywołało to sprzeciw ludzi, którzy udali się do wielkiego księcia Witolda ze skargą na przybysza o zniszczenie domu bożego (sacram Dei domum), skąd otrzymywano deszcz i dobrą pogodę; nie wiadomo już było, gdzie się modlić i szukać swego boga. Witold wzruszył się dolą ludu i skłonił Hieronima do opuszczenia kraju18 ''. Nowożytne informacje o pogaństwie litewskim, miejscami żywym jeszcze w wieku XVII, wspominają o ponownym wzniecaniu świętego ognia przez tarcie dębiny o szare kamienie polne.

Jak więc widać, Litwini również czcili dęby. Warto również zauważyć, iż relacja wspomina o kamiennym młocie niezwykłych rozmiarów. Wspomniana przeze mnie historia Bonifacego nierozerwalnie związana jest z Dębem Donara – gromowładnego bóstwa południowych Germanów. Dla porównania północne ludy germańskie, wikingowie, jak nazywamy ich sobie na blogu, również czcili Boga Piorunów – Thora. Co ciekawe, to jemu poświęcony był dąb również w Skandynawii i to on również dzierżył potężny magiczny młot. Wśród Słowian i Bałtów z kolei wierzono, że uderzenie pioruna w drzewo było naznaczeniem go przez Bogów. Brzmi to o tyle ciekawe, że dąb jest właśnie wyjątkowo odporny na przetrwanie gromów – potrafi się odrodzić i po pożarze, co widzieliśmy w 2019 roku, kiedy ofiarą pożaru padł 600-letni pomnik przyrody, Mieszko, a jego liście bardzo źle się palą.

Litwini skarżą się do księcia Witolda
ChatGPT

W tym miejscu przejdę do słowiańskiego Boga piorunów, Peruna, znanego wśród Bałtów jako Perkun lub Perkon. Nie będzie już niespodzianką, że święte dęby z Litwy poświęcone były właśnie jemu. Jednak to nie same drzewa były obiektem kultów, a jeno symbolami gromowładnego Boga. Biorąc pod uwagę, że południowi Germanie uważali dąb za drzewo Donara, Skandynawowie za drzewo Thora a Słowianie za drzewo Peruna nie da się uniknąć myśli, że wszystkie te religie miały wspólne korzenie. Ba, Bogu piorunów zawsze poświęcony jest czwarty dzień tygodnia – w języku niemieckim jest to Donnerstag (Dzień Donara), w angielskim  jest to Thursday, norweskim Torsdag (Dzień Thora). Wśród Słowian Połabskich dzień ten zwany był Perěndan, a więc Dzień Peruna.

Do podobnych wniosków doszliśmy omawiając sobie Mojry, Norny, Parki i Rodzanice, wskazując, że Boginie Przeznaczenia w różnych religiach musiałby wywodzić się z jednej, wspólnej, indoeuropejskiej wiary. Chciałbym, by i to było jednym z wniosków dzisiejszej historii o zniszczonym Dębie Peruna na Litwie, historii jakże podobnej do tych o drzewach zniszczonych przez świętego Bonifacego i Karola Wielkiego.

Na koniec warto wrócić do samej postaci Hieronima z Pragi. Po wyrzuceniu go przez księcia Witolda (kuzyna Władysława Jagiełły) z Litwy ten ukrywał się do 1415, ścigany przez agentów Kościoła Katolickiego za herezję. W końcu jednak został złapany i 30 maja 1416 roku spalony na stosie, niecałe jedenaście miesięcy po Janie Husie. Kościół Katolicki czekała reformacja, gdyż w ślad za Husem także inni widzieli zżerające go zepsucie – następne wieki przyniosą takich religijnych reformatorów jak Marcin Luter czy Jan Kalwin. A co czekało Dęby Peruna? Wedle Aleksandra Gieysztora były miejscami kultu na Litwie jeszcze na przełomie XVII i XVIII wieku. Tak wiele aspektów stały się reliktami dawnych wierzeń, których misjonarze nie potrafili do końca zniszczyć. 

Na sam koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.


[1] Mitologia Słowian, Aleksander Gieysztor, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2006, Wydanie II, s. 89.

sobota, 8 marca 2025

Marzanna

 

Marzanna, ChatGPT

Wiele lat temu, uczęszczając do czwartej klasie podstawówki, moja klasa udała się na wycieczkę nad pobliską rzekę. Był wiosenny, pochmurny dzień. A my w kurtkach staliśmy obok starego mostu, obok przygrywała orkiestra. Wtedy też miał miejsce mój pierwszy kontakt z pewnym starożytnym rytuałem. Tamtego dnia pierwszy raz pierwszy raz byłem świadkiem topienia kukły Marzanny.

Marzanna jest słowiańską Boginią zimy oraz śmierci. Wstęp do tego artykułu mógł przypomnieć i Wam obserwowanie związanego z nią rytuału, który odbywa się po dziś dzień w pierwszy dzień wiosny. Na bazie tego można więc wysnuć wniosek, iż nie była i nie jest zbyt lubianym i popularnym bóstwem, ponieważ tradycyjnie żegna się z nią w symboliczny, aczkolwiek brutalny sposób, miast oddawać jej cześć i modły. Budzi to skojarzenia do greckiego Hadesa, Boga Zaświatów, któremu nie budowano nawet świątyń, albowiem bardziej się go obawiano, niż czczono (zachowały się wzmianki tylko o jednej takiej wzniesionej budowli). Za chwilę przytoczymy sobie kontrargument Jana Długosza, jednak pierw warto powiedzieć kilka słów o samej Bogini.

W tradycji była znana pod różnymi imionami, między innymi jako Morena, co przywodziło na myśl zimowe miesiące, pełne śniegu i lodu, a także jako Śmierć, personifikacja tego, co nieuchronne dla śmiertelników. Samo jej imię wywodzi się z praindoeuropejskiego ­mar/mor, tak samo jak łacińskie mors, śmierć (jak w post mortem). W niektórych regionach Śląska istniał też męski odpowiednik Bogini, Marzaniok.

Najstarsze wzmianki o niej pochodzą z ziem czeskich z XIII wieku. O Marzannie wspominał też już Jan Długosz, XV-wieczny polski kronikarz. Ten napomykał, iż w dawnych wiekach istniał pewien jej kult. Opowiadał, jakoby rolnicy ofiarowali jej dary ze zboża, zapewne by przebłagać kapryśne bóstwo, które przymrozkami mogło zniszczyć uprawy. Tu z kolei przypomnijmy sobie postać Rán, Bogini Sztormów, która sprawowała pieczę na jedną z domen zaświatów w mitologii nordyckiej. Marynarze, by ubłagać ją o dobrą pogodę na morzu, również ciskali dla niej w głęboką toń ofiary i podarunki. Robili to jednak bardziej ze strachu, niż miłości do bóstwa.

Trzeba jednak pamiętać, iż były to czasy po chrystianizacji, kiedy starano się zwalczyć starszą wiarę. W 1420 roku biskup poznański, Andrzej Łaskarz, potępiał uroczystości związane z topieniem kukły[1]:

Item prohibeatis, ne In dominica ludica alias Byala Nijedzela supersticiosam consuetudinem observent offerentes auandam ymaginem, quam Mortem vocant et In lutum postea proiciunt, quia non carent huiusmodi facta supersticionis.

Czyli tłumacząc na nasze:

Zabrońcie im też praktykowania zabobonnego zwyczaju w Białą Niedzielę wynoszenia jakiegoś obrazu, którego Śmiercią nazywają, a potem w błoto rzucają, albowiem takich przesądów u nich nie brakuje.

Tradycyjna topienia Marzanny miała się jednak dobrze. W kolejnych wiekach kościół nie mogąc jej zabić, próbował przerobić ją na swoją modłę. Podjęto próby, by miast topić kukłę Bogini Śmierci, z wież kościołów zrzucano inną, symbolizującą Judasza. Jednak te praktycznie nie cieszyły się powodzeniem i odeszły w zapomnienie, a rytuał związany z Marzanną przetrwał do dziś.

Marzanna, ChatGPT

Tradycja przetrwała nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach słowiańskich. Lalkę, wykonaną ze słomy lub innego materiału, ubiera się w suknię, zdobi kokardkami oraz innymi elementami dekoracyjnymi. Wokół obrzędów powstało wiele przesądów i zwyczajów. Dawniej rytuał sprowadzał się nie tylko do topienia kukły w rzece, ale do obchodzenia z nią wszystkich domów we wsi. Po drodze podtapiano Boginię we wszystkich napotykanych jeziorach, strumieniach czy kałużach. Następnie, nim została ostatecznie ciśnięta w wodę, podpalano ją lub zrywano z niej odzienie. Tak zrzuconej do rzeki Marzanny nie wolno już było dotknąć, gdyż groziło to zapadnięciem na chorobę. Tak samo niebezpieczne było dla zdrowia oglądanie się za siebie po rytuale, aż do momentu wejścia do własnego domu. A już śmiertelnie niebezpieczne było potknięcie się w drodze powrotnej. Osoba, której to się przydarzyło, lub co gorsze, przewróciła się, miała nie dożyć do następnego topienia Marzanny.

Obecnie oprócz samego topienia Marzanny można czasem usłyszeć o różnych imprezach wplecionych w tematykę rytuału. Są więc konkursy, niczym na szopki Bożonarodzeniowe, są organizowane biegi. Tak więc pomimo wieków walczenia z tradycją, coroczne topienie Marzanny ciągle jest żywą tradycją i oby tak pozostało.

Na sam koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zaprasza do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.


[1] Najdawniejsze statuty synodalne archidiecezji gnieźnieńskiej oraz statuty z rękopisu Oss. Nr 1627 z uwzględnieniem materjałów zebranych przez ś.p. b. , Władysław Abraham, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 1920, s. 50

piątek, 14 lutego 2025

Raróg

 

Źródło: https://www.slawoslaw.pl/rarog-boski-ptak-ognia/, data odczytu: 13.02.2025

Gdybym spytał o mitologiczny gatunek ptaka, którego żywiołem jest ogień, zapewne usłyszałbym o greckim Feniksie. Nie pytałbym jednak, gdyby było tak oczywiste. Dziś chciałbym więc przybliżyć wierzenia w taką istotę, ale ze słowiańskich wierzeń.

W naszych rodzimych wierzeniach Bogiem Słońca był Swaróg. Sama postać jest dość tajemnicza i pojawia się jeno w Powieści Minionych Lat, najstarszej kronice ruskiej, spisanej przez mnicha Nestora. Jako takiego widział go Aleksander Gieysztor, uważając iż był jednym z naczelnych bóstw, patronem niebiańskiego ognia. Jego towarzyszem, czy też wręcz personifikacją, miał być ognisty ptak Raróg. Powietrzna istota podkreślała związek z Niebem, a płomienisty charakter z samym Słońcem. Nie da się ukryć, że taką samą rolę pełnił egipski Benu, którego uważano wcielenie Boga Słońca, Ra. Następnie Benu został zaadaptowany na potrzeby wierzeń Greków i Rzymian, przyjmując postać lepiej nam znanego, odradzającego się z płomieni, Feniksa.

Aleksander Gieysztor przytacza taki oto opis Raroga, pochodzący od naszych południowych sąsiadów[1]:

Czeski Raroh, Rarach to miała istota demoniczna, równie szczodra co mściwa, ruchliwa, przybierająca postać ptaka i smoka, bliska ognia, o ciele i włosach płomienistych, wylatująca kominem jako kłąb ognia lub jako wicher.

Być może pierwotnie było to zwierzęce wcielenie Swaroga, później w dobie chrystianizacji odseparowane i zdegradowane. Ciężko bowiem wyobrażać sobie, by Bóg mógł rodzić się raz za razem za sprawą człowieka, a takie bowiem wierzenia krążyły o Rarogu. Ludzie byli bowiem przekonani, że Rarogiem stawał się ptak wysiadywany przez człowieka przez dziewięć dni i nocy ze złotego jajka. Ten przepis na hodowlę ognistej istoty dopuszcza istnienie wielu stworów tego gatunku, a nie jednego, jedynego, który jeszcze byłby bóstwem niebieskim. Sam przytoczony przekaz Gieysztora jeno podkreśla, iż Raróg zdegradowany został do roli demona. Na bazie przytoczonego opisu można też wnioskować, iż potrafił zmieniać swoją postać, zamieniając się w płomienie czy wiatr.

Niebiańska natura Raroga objawiała się także w roli strażnika Raju (Wyraju), jaką mu przypisywano. W dawnych wiekach wierzono, iż dusze ludzkie pod postacią ptaków, lub wespół z nimi, opuszczają i wracają do tego świata. Raróg miał wtedy pilnować bram zaświatów, dzierżąc w swoich szponach klucz do Raju.

Przypuszcza się, że pochodzący z rosyjskiego folkloru Żar-Ptak to właśnie zdegradowany Raróg. Wyobrażany jako czerwono-złoty paw o płonących piórach na ogonie. Na Słowiańszyźnie wierzono, iż jego zobaczenie miało przynosić szczęście. Ukazać się śmiertelnikom mógł w nocy, jak niespokojny, ledwo uchwytny błysk światła. Być może więc przesąd o wypowiadaniu życzeń przy obserwowaniu spadających gwiazd tak naprawdę powstał z wierzeń o Rarogu, przelatującym szybko po nocnym niebie.

Przeglądając źródła zanotowałem sobie powiedzenie, które istnieje w języku polskim – Patrzeć na kogoś/coś jak na raroga. Oznacza ono ni mniej, ni więcej, tylko oglądanie osoby, rzeczy z niedowierzaniem, jako niezwykłego, niecodziennego zjawiska. Fanom twórczości Andrzeja Sapkowskiego może wydać się znajome – pojawiło się w opowiadaniu Trochę poświęcenia.

Dziś imię tego mitologicznego ptaka nosi jeden z drapieżników – Raróg Zwyczajny. Tym, którzy pamiętają Ogniem i Mieczem Henryka Sienkiewicza, na pewno przypomni się pierwsze spotkanie Pana Skrzetuskiego z Heleną, kiedy to ten majestatyczny ptak, jednocześnie chwycił nóżkami dłonie obojga.

Ślad językowy po Rarogu przetrwał też w nazwie jednej z gór w paśmie Sudetów Środkowych (mierzącej 745 metrów, na którą biegnie zielony szlak ze wsi Tłumaczowa).

Na sam koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza. 



[1] Mitologia Słowian, Aleksander Gieysztor, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2006, Wydanie II, s. 178.

sobota, 1 lutego 2025

Podróż Wulfstana do Truso


Źródło: https://www.ubogdana.net/blog/truso-osada-wikingow/, data odczytu: 01.02.2025


W IV wieku rzymski historyk rzymski historyk Paweł Orozjusz napisał Siedem Ksiąg Historii Przeciw Poganom. Księga ta uchodziła za wyznacznik, jeśli chodzi o opis świata, jeszcze w IX wieku. Przykładem może być przetłumaczenie jej na dworze Alfreda Wielkiego po roku 892, oraz włączenie do niej innych relacji, uzupełniających opis ówczesnego świata. Takim dodatkiem była historia Ottara, norweskiego podróżnika i kupca, który zawitał do Wessexu i opowiedział o swoich przygodach oraz o życiu w jego stronach. Innym włączonym źródłem jest historia Wulfstana, anglosaskiego handlarza, którą omówimy sobie właśnie dzisiaj.

Podróż Wulfstana miała mieć miejsce w podobnych latach, jak wyprawa Ottara, ok. 880-890 roku. Jednak w przeciwieństwie do Norwega, który przybył do Wessexu, Wulfstan udał się na daleki dla niego wschód, na wody Bałtyku. Na pewno zawitał do Hedeby w Danii, a następnie skierował się dalej, poza Półwysep Jutlandzki. Po tygodniu żeglugi, mijając szwedzką Skanię i Bornholm na północy, dotarł na ziemie germańskiego plemienia, którego nazywał Estami (od staroangielskiego éast oznaczającego wschód). Dalej opisywał, iż rzeka Wisła oddziela kraj Słowian na zachodzie od Witlandu, kraju Estów. Sam Zalew Wiślany zwał Zalewem Estyjskim i szacował jego szerokość na piętnaście mil. Z Zalewu płynąc rzeką Ilfing (dzisiaj znaną jako Elbląg) dotarł do portu w Truso (okolice Janowa pod Elblągiem właśnie). Było to wikińskie emporium, jedna z największych tego typu osad w okolicach Bałtyku. Tam zatrzymał się na jakiś czas. Ślady owej osady dla współczesnych odnaleziono dopiero w 1982 roku, podczas prac wykopaliskowych prowadzonych pod kierownictwem Marka Jagodzińskiego.

Dziś historycy spierają się, czy sam Wulfstan był rodakiem Alfreda Wielkiego, czy może Duńczykiem. Imię, oznacza Wilczy Kamień, jednak może być też zangielszczonym imieniem germańskim, a sam szlak do Hedeby nie wydawał się obcy podróżnikowi. Warto zwrócić uwagę również, iż jego podróż miała miejsce cały wiek po pierwszych najazdach wikingów na Anglię. Prze te dekady krew obu nacji mogła już się wymieszać. Być może też był więc w połowie Duńczykiem, w połowie Anglikiem (dla uproszczenia uznajmy, iż istniała wtedy taka narodowość).

Źródło: https://sv.wikipedia.org/wiki/Truso, data odczytu: 01.02.2025

Nie znamy też motywów, które kierowały dokładnie Wulfstanem. Być może była to zwykła wyprawa kupiecka do dalekiego portu w Truso. Być może pod pretekstem handlu miał zebrać informacje o wybrzeżu Bałtyku i żyjących tam plemionach. Być może też w imieniu Alfreda szukał sojuszników po drugiej stronie ziem Duńczyków i Norwegów, którzy dawali się we znaki władcy Wessexu.

Co jednak nie ulega wątpliwością, to iż dotarł do ujścia Wisły a dalej do Truso. Chętnym, i mającym możliwość, polecam wizytę w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu, gdzie tejże wikińskiej osadzie poświęcona jest bardzo bogata wystawa.

Na sam koniec tradycyjnie chciałbym zachęcić do polubienia mojego profilu na Facebooku, a także do udostępniania moich artykułów, bym mógł dotrzeć do szerszego grona Czytelników. A jeśli jesteś w stanie wesprzeć mojego bloga finansowo, zapraszam do dołączenia do grona Patronów, wzorem Piotra Brachowicza.