piątek, 5 sierpnia 2022

Kelpie

 

Źródło: https://twitter.com/withustarlost/status/1323840929413976065,
data odczytu: 04.08.2022

Jednym ze zwierząt, które od zarania dziejów towarzyszyło człowiekowi, jest koń. Fascynację tym ssakiem widać także w wierzeniach z wielu kultur. Na blogu omówiliśmy już sobie upiornego Helhesta z Danii. Koni dosiadali także irlandzcy Dullahanowie. Również woda stanowiła istotny element podań o nadprzyrodzonych istotach. To pod powierzchnią jezior czaiły się niebezpieczne nordyckie Nøkki i to na dnie morza swój pałac miała Bogini Rán. Dziś połączymy sobie te dwie fascynacje i opowiemy o postaci konia nierozerwalnie związanego z wodą. Przed Wami celtycki Kelpie.

Nazwa pochodzi prawdopodobnie od szkockiego słowa cailpeach, oznaczającego źrebaka. Śladów wierzeń w tę istotę można doszukiwać się już u Piktów (plemię, które zamieszkiwało ongiś Szkocję) między VI a IX wiekiem. Niedaleko szkockiej miejscowości Inverurie znajduje się kamień z inskrypcjami, które przez niektórych interpretowane są jako wyobrażenia tej wodnej istoty.

Kelpie pojawiał się przy potokach i rzekach, najczęściej jako biały lub siwy wierzchowiec (w niektórych wersjach czarny, jak piekło). Z natury był łagodny, jednak nie należało próbować go dosiadać. Kiedy człowiek wsiał na grzbiet istoty, ta szarżowała w stronę wody, by utopić jeźdźca. Już w tym momencie pojawia się skojarzenie do skandynawskich Nøkków, które również przybierały postacie koni i potrafiły utopić kogoś, kto je dosiadł. W części Skandynawii znany był jako Bäckhästen, czyli dosłownie Koń Potokowy.

Kelpie również potrafił zamienić się w człekokształtną istotę. Co go jednak odróżniało, to mocne owłosienie ciała i sine zabarwienie skóry, jak u topielca. W Szkocji wierzono, że nawet gdy zamienił się w człowieka, pozostawały mu końskie kopyta. Najstarsze zapiski o tej charakterystycznej cesze pochodzą jednak z czasów po chrystianizacji i zostały spisane przez mnichów – być może więc był to element, który miał upodobnić Kelpie to diabła, często przedstawianego również z kopytami, rogami i ogonem. Na północnym wybrzeżu istniała również słonowodna odmiana tego stwora, zwana z języka celtyckiego jako Each uisge. To te wodne konie powodowały, iż na morzu powstawały fale, ściągały także sztormy. Powiadano, że grupka sinych ludzi zadomowiła się w cieśninie Minch między szkockim wybrzeżem a Hebrydami i powodowała tam ciągłe burze, zmuszając żeglarzy do szukania innych dróg morskich. Pod postacią koni tak samo kusiły ludzi, by ich dosiąść. Jednak gdy człowiek wsiadł na grzbiet stwora ten stawał się tak lepki, że nie można było od niego się oderwać. Czasami samo dotknięcie istoty lub pogłaskanie jej, w przekonaniu, że to zwyczajny koń, wystarczyło, by człowiek przykleił się na stałe. Następnie porywał swoją ofiarę na dno morza, gdzie zjadał go całego… Oprócz wątroby (widocznie to najmniej smaczny kawałek człowieka).


Źródło: https://sco.wikipedia.org/wiki/Kelpie,
data odczytu: 04.08.2022

Powszechne są wariacje podania o grupce dzieci, która dosiada Kelpie. Jedno z nich nie zawsze chce wsiąść i tylko głaszcze istotę. Kiedy okazuje się, że żadne z nich nie może się oderwać od skóry stwora, jedyne dziecko, które nań nie wsiadło potrafi się ocalić poprzez odcięcie sobie palców lub całej dłoni, tylko po to by być bezradnym i okaleczonym świadkiem, jak jego przyjaciele giną w pod taflą wody.

Kelpie pojawiały się przeważnie podczas mgły. Można je było odróżnić od zwykłych koni, ponieważ te ostatnie panicznie ich się bały. Stwory wykorzystywały to i umyślnie potrafiły straszyć ludzkie wierzchowce, by te zrzucały z grzbietów swoich jeźdźców. Czasami oddalały się od swoich zbiorników, zwabione zapachem pieczonego mięsa. Taki Kelpie potrafił podejść nawet pod ludzkie domostwa.

W Irlandii podobne istoty nazywano Aughisky. Wierzono jednak, że dosiadanie ich nie było pewnym wyrokiem. Jeśli udało się uwięzić stwora do czasu jego ujeżdżenia i osiodłania, ten stawał się nad wyraz dobrym wierzchowcem i już nie porywał jeźdźca pod wodę. Również potomstwo Kelpie i konia wyróżniało się na tle innych wierzchowców. Taka krzyżówka nigdy nie tonęła w wodzie. W późniejszych wiekach chrześcijaństwo również wymyśliło sposób osiodłania Kelpie – mianowicie przed pierwszym dosiadaniem stwora należało mu założyć na głowię kantar z krzyżem. Zaczerpnięto również sposób znany z polowań na wilkołaki – srebrne kule mogły skutecznie zabić istotę, a jej ciało zamieniało się w resztki wodorostów, darń i wodnistej masy podobnej do ciał meduz.

Wariacja wierzenia z wyspy Mann wspomina o Glashtynie, wodnym koniu lub wodnym byku, który również wciągał pod wodę ludzi, w szczególności kobiety. Potrafił także pojawiać się w postaci pół-byka lub pół-konia i pół-człowieka (czyżby inspiracja greckim Minotaurem?). Jeśli przybierał ludzką postać to robił to nieudolnie i można go było rozpoznać po końskich lub krowich uszach. Glashtyn polował nocami a płoszyło go pianie koguta.

Co ciekawe, podobne wierzenie pojawia się w podaniach oddalonego o tysiące kilometrów indiańskiego plemienia Miskito, zamieszkującego środkową Amerykę. Wihwin, bo tak go zwano, latem przebywał w pobliżu słodkich zbiorników wodnych, a zimą wracał na nadmorskie wybrzeże. Podobnie jak Glashtyn żerował tylko nocą. Jako, że konie (przynajmniej nam współczesne) nie występowały pierwotnie w Ameryce, przypuszczam, że pierwsze podania o nich przywędrowały ze Starego Świata, być może od irlandzkich osadników i zostały wkomponowane w miejscowe legendy.

Co ciekawe, starsze opowieści o słynnym Potworze z Loch Ness opisują go bardziej jako istotę podobną do konia, niż do dinozaura. Być może więc ludzie niepotrzebnie szukają olbrzymiej istoty, kształtem przypominającej plezjozaura, a być może powinni wypatrywać nadnaturalnego wierzchowca podczas mglistych poranków nad tym szkockim jeziorem.

Wiara w Kelpie to przestroga przez zdradziecką wodą. To także ostrzeżenie, by uważać na to, co nieznane. Tak więc kiedy następnym razem znajdziecie się nad jakimś zbiornikiem wodnym, zwłaszcza w mglisty poranek, uważajcie na siebie.

Na koniec tradycyjnie zapraszając do odwiedzenia mojej strony na Facebooku oraz do wsparcia mojej twórczości na profilu na Patronite. Nie mogłoby się oczywiście obyć bez podziękowań dla Piotra Brachowicza, który został pierwszym Patronem bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz