Bohaterem
dzisiejszego tematu jest Kojot. I to jest jego imię, nie żadne wymyślne miano
czy tytuł, ale niech prostota tej nazwy Was nie zmyli. Kojot w indiańskich
wierzeniach był istotą o wielkiej mocy. Przykładowo, w mice plemienia Maidu,
postać zwana Stwórcą Świata unosi się nad nieskończonymi wodami, u zarania
dziejów. Wtem woła go Kojot i razem zaczynają śpiewać pieśń. Jest to akt
stwórczy, w wyniku którego powstaje świat oraz zamieszkujący go ludzie.
Następnie Stwórca widząc swoje dzieło, postanawia, że zniszczy ziemię, ale
pierw rozkazuje ludziom zabicie Kojota. Istota jest jednak przebiegła,
niejednokrotnie wymyka się ludziom, aż w końcu Stwórca Świata odpuszcza swoje
plany, uznając Kojota za równego sobie, a ziemia i jej mieszkańcy istnieją aż
po dziś dzień.
Inna
wersja mitu o stworzeniu opowiada, jak Kojot wraz ze Starcem przemierzali
świat, nadając górom, rzekom i lasom ich obecny kształt. W końcu przemienili także
istoty zamieszkujące świat – te złe zamienili w zwierzęta, a te dobre, w
pierwszych ludzi. Ja to tam nie wiem, ale zwierzęta często są lepsze niż
ludzie, więc ten podział mnie trochę dziwi.
![]() |
Kojot Copilot |
Z
kolei wedle plemienia Miwok Kojot stworzył wszystkie zwierzęta i wezwał je na
naradę, by stworzyć człowieka. Każde ze zwierząt chciał podarować nowej istocie
jakąś ze swoich cech, ale Kojot uznał, że tylko dowcip i przebiegłość
zasługują, by przekazać je ludziom. Kiedy każdy zwierzak tworzy swoją wersję
człowieka, Kojot po kryjomu pod osłoną nocy niszczy je, także na samym końcu
pozostaje tylko jego, co tłumaczy, skąd wśród ludzi przebiegłość większa, niż u
innych istot żywych.
W
plemieniu Nawaho wierzy się, że u zarania Dziejów Czarny Bóg tworzył gwiazdy.
Kojot to podpatrzył i spróbował stworzyć swoje. Czarny Bóg starał się
rozmieszczać gwiazdy równomiernie na nieboskłonie, ale Kojot, jak to Kojot,
żartowniś, rozrzucał gwiazdy byle jak, stąd ich nierównomierne ułożenie i
liczne konstelacje na niebie. Te, które świecą mocniej i jaśniej na nocnym
niebie, to dzieło Czarnego Boga, a te słabsze, były wyrzucone przez Kojota, ale
Czarny Bóg nie chciał ich zapalić tak mocno, jak swoich. Tak też powstała Droga
Mleczna, która według Nawaho jest drogą, po której chodzą dusze między niebem a
ziemią. W tym samym plemieniu istnieje rytuał zwany Drogą Kojota. Ma on na celu
przywrócenie zdrowia pacjentowi, poprzez zyskanie harmonii między nim a
Kojotem, uznawanym za opiekuńczego ducha. W ich języku to brzmi Nawaho wierzą, że czarownice, zwane
skin-walkerami, w ich języku naaldlooshii, potrafią się zamieniać
właśnie w Kojoty. Istnieje też przesąd, że jeśli człek wyruszy w podróż i na
drodze stanie przed nim Kojot, należy zawrócić i nie kontynuować tej wyprawy,
ponieważ podczas niej wydarzy się jakieś nieszczęście. Ot, taki indiański odpowiednik
europejskiego czarnego kota.
Inna
historia opowiada, jak w dawnych wiekach ziemię terroryzował pewien Olbrzym. Łapał
ludzi i ich zjadał, nie oszczędzał nawet ludzkich dzieci. Widząc to, Kojot
postanowił z nim porozmawiać i zademonstrował, jak szybko biega. Obiecał
olbrzymowi, że przekaże mu swoją moc szybkiego biegania, ale w tym celu musi
złamać olbrzymowi nogi a następnie na nie napluć, by w ten sposób przenieść na
niego swoją zdolność. Olbrzym, skuszony wizją nowej umiejętności, zgodził się.
Kojot złamał mu więc nogi… i uciekł. Od tej pory olbrzym był bezradny i już długo
wśród ludzi nie pociągnął.
Dwie
najciekawsze historie o Kojocie zostawiłem na sam koniec. Pierwsza z nich
pochodzi z plemienia Karuk. U zarania dziejów ogień należał wyłącznie do istot
zwanych Starymi Ludźmi. Trzymali go w zamknięciu przed innymi i nie pozwalali
się do niego zbliżyć. W tej epoce Indianie żyli w ciemności, chłodzie, jedli
jeno surowe mięso. I wtedy na scenę wkracza on. Pan Kojot. Postanawia zmienić
stan rzeczy i wykraść ogień, by każdy mógł z niego korzystać. Kojot więc udał
się do miejsca, w którym przebywali Starzy Ludzie. Zaczął z nimi rozmawiać,
dowcipkować, jak to miał w zwyczaju, bawić się. Wszystko po to, by uśpić ich
czujność. Kiedy zapadła noc, podkradł się do ogniska i porwał jedno z płonących
polan. Gdy wymykał się, dostrzegli go strażnicy Starych Ludzi i zaczął się
epicki pościg, przez góry, doliny, na przełaj przez rzeki. Kojot uciekał, ile
sił w nogach, a polano coraz bardziej się spalało. W końcu zaczęło go parzyć w
pysk. Widząc to, inne zwierzęta pospieszyły na pomoc. Kojot przekazał pierw
zdobycz Orłowi, Orzeł Jeleniowy, a Jeleń Wilkowi. Na końcu Wilk oddał płonące
polano Sowie, a ta dostarczyła go ludziom, ukrywając w suchym kawałku drewna.
Od tej pory Indianie mieli ogień, a także nauczyli się od zwierząt rozpalać go,
pocierając o siebie suche patyki, gdyby wygasł. Mit tłumaczy jeszcze jeden fakt
– w miejscach na ciele, gdzie ogień poparzył Kojota, wszyscy przedstawiciele
tego gatunku mają teraz jaśniejsze futro. W tym micie łączą się dwie cechy
Kojota – dowcipnisia i szachraja oraz ducha opiekuńczego ludzkości. Z jednej
strony robi na złość Starym Ludziom, burząc ich porządek świata, niczym Loki
czynił na złość Asom, z drugiej strony, jest prawdziwym altruistą, gotowym na
poświęcenie i cierpienie, by pomóc ludzkości, niczym grecki Prometeusz.
Plemię
Zuni opowiada ciut inną wersję. U zarania dziejów ludzkość żyła w półmroku. Nie
było dnia, jaki dziś znamy, ale coś jak przedświt. Nie dało się uprawiać roli,
niebezpiecznie było podróżować. Chłód i ciemność były codziennością i zmorą
ludzkości. Słońce było własnością Wielkiego Wodza, który mieszkał daleko za
górami i lasami. By nikt go nie wykradł, trzymał je zamknięte w cedrowej
skrzyni, która była ukrywa w jeszcze większej skrzyni, a ta w jeszcze większej.
Mimo wszystko, Słońce świeciło tak jasno, że światło przebijało się trochę przez
szczeliny skrzyń, stąd też na świecie panował półmrok, a nie całkowita ciemność
w ciągu dnia. Kojot uznał, że tak cenne źródło światła marnuje się w
zamknięciu, więc użył swoich magicznych zdolności i zamienił się w sosnową
igłę. Następnie popłynął rzeką do miejsca, gdzie Wielki Wódz i jego Córka
czerpali wodę. Dziewczyna zaczerpnęła drewnianym kubkiem wodę z rzeki, w której
znalazła się sosnowa igła. Albo Kojot pod postacią igły. Albo Kojotoigła.
Nieważne jak go nazwiemy. Wypiła wodę, nie zauważając igły i połknęła ją. W
magiczny sposób zaszła w ciążę, a po dziewięciu miesiącach urodziła syna… Który
był Kojotem w formie niemowlaka, ale tego jeszcze nie wiedziała. Kojot
wychowywał się i dorastał u Wielkiego Wodza oraz Córki Wodza, a jednocześnie
jego ludzkiej matki. Pewnego dnia uprosił dziadka, by mógł się pobawić skrzynia
ze Słońcem. Wielki Wódz się zgodził. Wtedy Kojot porwał skrzynię i zamieniwszy
się w wielkiego orła, odleciał. Podczas lotu skrzynia otworzyła się, a
uwolnione Słońce poleciało wysoko na niebo, gdzie znajduje się po dziś dzień.
Wódz był wściekły, ale kradzież dokonała się, a Kojot stał się bohaterem
ludzkości, która weszła w nowy wiek słonecznych dni. W momencie, jak Słońce
opuściło skrzynię, zaczęło się toczyć po niebie i właśnie ten ruch od wschodu
do zachodu możemy obserwować.
![]() |
Kojot kradnący ogień Copilot |
Na
dziś to tyle. Zachęcam do pozostawienia subskrypcji, by nie ominęły Was
następne materiały, a także do polubienia, jeśli odcinek Wam się podobał. Chciałbym
również zaprosić do odsłuchania innym słuchanek, które już miały premierę na
tym kanale, byście mogli poznać istoty z różnych wierzeń. Zachęcam także do
odwiedzenia mojego profilu na Facebooku, gdzie publikuję informacje o nowych
artykułach na blogu, jak i zapowiedzi tego, co pojawi się tu, na Youtube. A
jeśli możesz, drogi Słuchaczu lub droga Słuchaczko, wesprzeć moją twórczość
finansowo, zapraszam do odwiedzenia strony na Patronite, by zostać Patronem
wzorem Piotra Brachowicza. Do usłyszenia w następnym materiale. A tymczasem,
bywajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz