niedziela, 8 maja 2016

Karmienie Fiordów 2015 - Część Szósta

 
Ta część będzie poświęcona zwiedzaniu skansenu Jomsborg. W porównaniu do skansenu w Borg Jomsborg zajmuje o wiele mniejszy teren, jednak jest bardziej zabudowany. Zwiedzanie zacząłem jeszcze na zewnątrz murów. Rekonstrukcja budynku z epoki, w którym mieściły się kasy, zawierała także wystawę przedmiotów codziennego użytku. Na ustawionych w środku ławach można było usiąść i obejrzeć film o historii warowni. Poruszane w nim były ważniejsze wydarzenia historyczne dotyczące Jomsborga, opisy z źródeł pisanych, wspomniane postaci, które związane były z tym miejscem, a także przebieg wykopalisk archeologicznych na wyspie Wolin.

 Ozdoby i Paciorki wikingów - można dopatrzeć się symboli topora, Młotu Thora, czy buta Widara.

Zdobione drewniane łyżki.

Kompas słoneczny (replika) - jedyny egzemplarz, który w całości dotrwał do naszych czasów,
pochodzi właśnie z wyspy Wolin. Widzowie serialu Wikingowie zapewne kojarzą ten przyrząd 
z pierwszych wypraw Ragnara Lothbroka to Anglii. 

 Przedmioty codziennego użytku.

Mapa skansenu opisana alfabetem Braille'a 
- część widocznej zabudowy jeszcze nie powstała.

Po wyjściu z budynku zobaczyłem znajomy widok z większości historycznych muzeów - narzędzia tortur. Nie rozumiałem za bardzo idei umieszczania ich w tym miejscu, gdyż nie pochodziły one z epoki wikingów.

Gilotyna niepochodząca z epoki wikingów.
Swoje kroki skierowałem do środka murów. Pierwszą atrakcją była odwzorowana kuźnia.

Wieża bramna.

Miechy kowalskie.

 Warsztat (w tle widoczny kamień szlifierski).

 Drewniane młoty.

 Piec.

 Widok na Dziwnę z wyspy Ostrów. 

 Jeden z kamieni runicznych w skansenie.

 Kamień runiczny Olafa Trygwasona (Olava Tryggvasona) - wspomniany w pierwszej części
król Norwegii. Kronika Królów Norwegii podaje, że Olaf spędził w młodości 3 lata
w Jomsburgu, obserwując, jak funkcjonuje port, poznając sztukę żeglowania,
 a w wieku 12 lat został wikingiem.

Drakkar przy przystani w Jomsborgu (przepraszam za jakość tego i następnych zdjęć).
Statek o wiele mniejszy niż ten, którym dane mi było żeglować po Borgfjordzie.

 Idąc w stronę przystani można minąć kilka kamieni runicznych a także plac zabaw dla dzieci. Część rzeczy to rekonstrukcje huśtawek ze średniowiecza, ale znalazł się wśród nich i mocno współczesny domek.


Rzucanie obręczy.

Drewniane koniki.

 Łowienie ryb w beczce.

Reszta placu zabaw...

... i stojąca w pobliżu klatka dla niewolników.

Środkowa część skansenu tętniła życiem. Można w niej było zjeść kiełbasę z grilla, skosztować różnych napojów, albo kupić wypiekany na miejscu chleb. Pracujący w warowni rzemieślnicy wyrabiali dekoracje - można było podpatrzyć, jak powstaje nowe wyposażenie warowni.

Piec, w którym wypiekano chleb.




 Kamień runiczny poświęcony Świętosławie.

 Drogowskaz pokazujący, ile dni konno, a ile statkiem, 
zajmowała podróż do konkretnych miejscowości.
Widoczna na zdjęciu nazwa miejscowości Hedeby odnosi się do portu, 
który scenarzyści serialu Wikingowie oddali pod panowanie Lagerthy.



Wielkim plusem skansenu jest możliwość nie tylko obejrzenia eksponatów, ale i dotknięcia ich. Przemierzając kolejne alejki mogłem spróbować sił w strzelaniu z łuku, podnieść tarczę, czy wznieść toast siedząc na tronie. Dodatkowo, po terenie swobodnie chodziły owce i koń. Zapewne w okolicach festiwalu atrakcji jest znacznie więcej. Ponoć podczas ostatniej imprezy (2015) na inscenizację bitwy zjechało sześćset wojów oraz prawie półtorej tysiąca innych osób z bractw z całego świata.

Zaraz ktoś dostanie strzałę w kolano...

Dzielny wiking z tarczą, w hełmie i jeansach z epoki.

Skål!

Na początku wspominałem, że mapa osady dla niewidomych pokazuje również budynki skansenu, które jeszcze nie powstały. Jednym z nich jest świątynia. W jej miejscu na razie stoi osłonięty pomnik Światowida. Dookoła można dostrzec mniejsze wyobrażenia innych bóstw. Prawdopodobnie w wielokulturowym Jomsborgu w jednej świątyni znajdowały się posągi i ołtarze różnych bogów z wielu religii. Wiadomo, że jedyną religią, która była w tym miejscu zakazana za rządów Palnatokiego, było chrześcijaństwo.

 Światowit.

 Jeden z posążków innych bóstw.

Na terenie Jomsborga znajduje się wiele zrekonstruowanych domów. Wybudowane są w różnych stylach, dzięki czemu można porównać różnice ich konstrukcji. Do każdego można wejść i obejrzeć, jak wyglądało życie w epoce. Wszystkie połączone są siecią drewnianych chodników - taka sama przed wiekami istniała w oryginalnej osadzie. 


 Posłania.

  Drewniane schodki do antresoli.



 Hełmy z epoki - widać wpływy kultury wschodniosłowiańskiej,
jak i nordyckiej.



Odwzorowany zamek z epoki.


Kołyska dla dziecka.


Powstająca na oczach zwiedzających nowa dekoracja do skansenu.


Zestaw narzędzi.



Historyczne opisy Jomsborga.



Opisy naturalnie uzyskiwanych barwników.
 
Kosze na ryby. 

 
 Drewniana balia.


 Cennik myta zapisany pismem stylizowanym na runy.


 Tablica informująca o rejsach drakkarami.
Zapewne była to jedna z atrakcji podczas festiwalu.


 Widok na południową część skansenu spod palisady.


Widok na północną część skansenu.

Mur widziany z wieży bramnej.

Odpoczynek na sianie.

Po zwiedzeniu skansenu wróciłem do internatu, by dalej odsypiać nocne podróże przez Skandynawię. Po kilku godzinach udałem się na zwiedzanie wyspy, tym razem na jej południowy brzeg. Szlak doprowadził mnie do Wzgórza Wisielców. Podczas wykopalisk znaleziono w tym miejscu mogiły datowane na IX-XI wiek ze śladami birytualnych pochówków (ciało zmarłego najpierw palono, następnie jego prochy grzebano w kurhanie). Pogrzeby odprawiane w ten sposób świadczą o przeplataniu się różnych kultur i religii. Całopalne pogrzeby z rdzennych religii ustępowały miejsca chrześcijańskiemu pochówkowi w ziemi. Nazwa wzgórza wywodzi się z późniejszych wieków, kiedy to urządzono na nim miejsce egzekucji, głównie dla bałtyckich piratów. 

Szlak na Wzgórze Wisielców.

Pozostałości dawnych mogił.

 Dziwna w pobliżu Zalewu Szczecińskiego.

 Posąg Trygława (słowiańskiego boga o trzech twarzach) w parku miejskim w Wolinie,
upamiętniający 1000 rocznicę (967 r.) zajęcia wyspy przez Mieszka I.



 Zalew Szczeciński.

 Pomnik Światowida przy plaży nad Zalewem Szczecińskim.

 Widok na Jomsborg o zachodzie słońca.



Po zwiedzeniu nabrzeża wyspy wróciłem do internatu, by spakować się i przespać przed następnym etapem podróży. Na koniec pobytu w Wolinie ciekawostka. Na korytarzu na obu końcach znajdowały się drzwi uchylające się w obie strony. Przez całą noc, pomimo, że byłem sam na piętrze, z powodu przeciągów w budynku było słychać, jak ruszają się to w jedną, to w drugą. W połączeniu z zielonym odcieniem ścian, to miejsce wyglądało na mocno nawiedzone :}

 Korytarz w internacie.

 Po godzinie 4.00 zacząłem zbierać się w dalszą podróż. Spakowałem się i opuściłem internat jeszcze przed świtem, by zdążyć na pierwszy pociąg do Szczecina. Kiedy szedłem chodnikiem w centrum miasta usłyszałem za sobą szybkie dreptanie. Pomyślałem, że jakiś pies przebiega ulicę. Obejrzałem się w prawą stronę... Środkiem drogi, jakieś 4 metry ode mnie biegł największy dzik, jakiego widziałem. Ponad metr w kłębie, jak gdyby nigdy nic, przemierzał puste ulice miasta.

  Skrzyżowanie przy ulicy Słowiańskiej
- to właśnie tu miałem przyjemność spotkać dzika.

 Widok z peronu w Wolinie na tory kolejowe biegnące na wschód.

Dotarłem na dworzec przed pociągiem. W ciągu następnych godzin udało mi się dotrzeć do Szczecina. Do odjazdu następnego pociągu do Poznania miałem kilkadziesiąt minut, które spędziłem spacerując po mieście. Bardzo spodobała mi się stara ceglana zabudowa. Na pewno jest to miejsce, do którego chciałbym kiedyś wrócić, by móc je lepiej zwiedzić.


Czerwony Ratusz w Szczecinie.

Kolejnym pociągiem pojechałem dalej na południe, do Poznania. Trasę spędziłem z budowlańcem, który wracał z robót z Niemiec. Miał nogę w gipsie. Opowiadał, że tylko się poślizgnął i wpadł do płytkiego rowu. Nie raz miał poważniejsze wypadki na budowach, ale wychodził z nich cało. Niepozorny dół na kilkadziesiąt centymetrów okazał się bardziej niebezpieczny. Wymieniliśmy się historiami, które znaliśmy. Opowiedziałem mu o swojej podróży. On sam pochodził ze wsi w północnej Polsce, w której rozegrała się wielka bitwa podczas I Wojny Światowej (nazwy niestety nie pamiętam). Mogłem mu w zamian opowiedzieć o moich stronach, i bitwie o Twierdzę Kraków z 1914 roku. Kiedy trasa dobiegła końca, każdy z nas udał się w swoją stronę. Moja prowadziła na inny peron, gdzie po kilkunastu minutach odjechałem na południe pociągiem do Wrocławia.

W tym miejscu zakończę. W następnej części opowiem o podróży przez Niemcy oraz Dolny Śląsk... Nawet tam, kilkaset kilometrów od morza, trafiłem na ślady wikingów :}