Kategorie

Polecane strony

piątek, 24 grudnia 2021

Mimir i Źródło Mądrości

 

Źródło: https://www.britannica.com/topic/Mimir,
data odczytu: 21.12.2021

Bogowie nordyccy nie byli wszechpotężni. Tak jak ludzie miewali swoje słabości, lęki, targały nimi emocje. Nie byli nieśmiertelni, co omówiliśmy sobie przy historii Idunny, a jedynie potrafili powstrzymać starzenie lub nawet cofnąć ten proces. I w końcu, co nas dziś będzie najbardziej interesować, nie posiadali nieograniczonej wiedzy. Mądrość można było uzyskać między innymi poprzez napicie się z magicznej Studni Mimira.

Mimir był jednym z najstarszych bytów w mitologii nordyckiej. Źródła wspominają, iż był on wujem Odyna. Przypuszcza się, że urodził się jako syn olbrzyma Bölþorna i był bratem Bestli, żony Borra. Etymologia jego imienia nie jest jasna, jednak wiele wskazuje, iż łączy się z pojęciami takimi jak wiedza, mądrość, pamięć (imię Mimir może wydawać się nawet podobne do łacińskiego Memento).

Siedziba Mimira znajdowała się u jednego z korzeni Kosmicznego Jesionu Yggdrasil, w pobliżu lub nawet w samym Jotunheim, świecie lodowych olbrzymów. Jest to dość logiczne, jeśli bierze się pod uwagę fakt, że mędrzec pochodził właśnie z rodu gigantów. Mimir codziennie pił wodę ze swojego źródła a także miód pitny z rogu o nazwie Gjallarhorn (nord. Huczący Róg). W przepowiedni o Ragnaröku wymienionych jest siedmiu synów mędrca, jednak żadna bardziej szczegółowa informacja na ich temat nie zachowała się do naszych czasów, a cały zwrot mógł być jedną z licznych stosowanych przez skaldów przenośni. Również przy tej samej okazji wspomniany jest jego róg, którego przy końcu czasów będzie używał bóg Heimdall, ale nie jako naczynia tylko jako instrumentu muzycznego.

Pierwsza historia o Mimirze, którą sobie dziś przytoczymy, dotyczy chęci zdobycia przez Odyna większej mądrości. W tym celu udał się do Mímisbrunnr (nord. Studni Mimira). Pilnujący jej mędrzec nie chciał się jednak zgodzić, by dobrowolnie dać się napić ze źródła mądrości, nawet swojemu krewnemu. Zażądał wysokiej ofiary – w zamian za możliwość skosztowania magicznej wody Odyn miał mu oddać swoje oko – wszak czyjaś gałka oczna to zawsze fajny przedmiot do prywatnej kolekcji, prawda? Wszechojciec zgodził się na wymianę i do Asgardu wrócił jednooki, ale z o wiele większą wiedzą. Mimir ostatecznie umieścił otrzymane oko na dnie swojej studni. Inną ofiarę mógł złożyć także Heimdall. Zdaniem profesor Carolye Larrington wystąpiło pewne nieporozumienie w tłumaczeniu, łączące róg Mimira z rogiem drugiego boga. Uczona twierdzi, że mylnie uznano staronordyckie słowo słyszeć, jako róg/grać na rogu. Według niej Heimdall, tak samo jak Odyn, musiał złożyć przy studni ofiarę, w jego przypadku było to ucho. Być może tym razem nagrodą za ofiarę nie była wiedza, a doskonały słuch. Mówiono bowiem, że Heidemall potrafił usłyszeć szelest trawy w każdym zakątku świata a nawet wełnę rosnącą na owcach.

Źródło: https://historyofvikings.com/brutal-torture-in-norse-mythology/,
data odczytu: 21.12.2021


Drugi raz Mimir pojawia się na kartach mitologii po wojnie Asów z Wanami. Dwie dynastie bogów toczyły ze sobą walki, jednak zwycięzcy nie było i obie strony postanowiły zawrzeć rozejm. Jednym z jego warunków było wymienienie zakładników. Z Asgardu do Wanaheimu zostali wysłani Hönir oraz Mimir. Ten pierwszy zdawał się być nad wyraz mądry, tak iż został uznany wodzem Wanów. Jednak jego sekret szybko został odkryty. Gdy w pobliżu nie było Mimira Hönir nie potrafił decydować i kazał robić to innym za siebie. Wściekli mieszkańcy Wanaheimu, widząc, że Hönir tylko słucha rad mędrca, odnaleźli Mimira i ścięli jego głowę, którą następnie odesłali do Asgardu. Odyn otrzymawszy tak drastyczny prezent postanowił w jakimś stopniu odzyskać mądrość Mimira. Zabalsamował odcięty czerep mędrca ziołami i wypowiedział nad nim magiczne słowa. Od tej chwili głowa doradzała mu, przekazując różne sekrety i wiedzę.

Z Mimirem kojarzą się jeszcze dwie nazwy. Pierwsza z nich to Mímameiðr, czyli Drzewo Mimira. Jego opis jest bardzo zbliżony do Yggdrsasilu, a przez wzgląd na zlokalizowanie Źródła Mimira przy korzeniu kosmicznego Jesionu uważa się, że to jedno i to samo drzewo. Inne określenie to Hoddmímis, czyli Spichlerz Mimira. Było to miejsce albo kolejny synonim Yggdrasila, gdzie para ludzi, Lif oraz Lifþrasir przetrwają nordycki koniec świata, Ragnarök. Nim to się jednak stanie Asowie ostatni raz zbiorą się przy Źródle Mimira, by naradzić się przed ostatnią wojną.

Mędrzec (oraz jego odcięta głowa) są zapewne znani fanom gry God of War z 2018, której akcja w przeciwieństwie do poprzednich części przeniosła się ze starożytnej Grecji w świat mitów skandynawskich.

Na sam koniec chciałbym zaprosić na mój profil na Facebooku, a także tradycyjnie podziękować Patronowi, Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojej twórczości.

piątek, 10 grudnia 2021

Jak dorosnę, zostanę wikingiem - czyli kim?

Źródło: http://www.puttyandpaint.com/projects/20166, data odczytu: 07.12.2021

Jak dorosnę, zostanę wikingiem… Czyli właściwie kim? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ etymologia staronordyckiej nazwy vikingr ginie w mrokach historii. Dziś omówimy sobie kilka teorii dotyczących tego miana. A okazja, by w końcu zastanowić się nad znaczeniem nazwy bloga, jest szczególna - 19 grudnia mija siedem lat odkąd zacząłem tworzyć stronę, a w tym miesiącu przekroczyliśmy także 20.000 odwiedzin! Z tej okazji chciałbym podziękować każdej osobie, która wspierała moją twórczość, za każde miłe słowo oraz wszystkim, którzy znaleźli na blogu coś dla siebie i wracają po kolejne tematy. A teraz już przejdźmy do dzisiejszego tematu!

Oryginalna forma rzeczownika brzmiała víkingr lub víkingur, a liczba mnoga víkingar. Ostatnia litera r wskazuje, iż był to rzeczownik rodzaju męskiego. Pierwszy człon – vík – oznacza zatokę. Nawet współcześnie można spotkać się z tym znaczeniem słowa w językach skandynawskich, a wiele miejscowości zawiera je w swoich nazwach – by nie szukać daleko, podam przykład stolicy Islandii, Reykjavíku. Drugi człon – ingr – ma kilka znaczeń, jednak na potrzeby dzisiejszego tematu przytoczę tylko jedno oznaczające kogoś pochodzącego z danego miejsca. Tak więc pierwszym tłumaczeniem słowa víkingr może być Człowiek pochodzący znad zatoki. Takie określenie nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę, iż całe skandynawskie wybrzeże poprzecinane jest zatokami.

Skoro już wiemy, że víkingr to mieszkaniec zatoki, to skąd przekonanie, iż wikingowie byli skandynawskimi piratami morskimi? W tym momencie musimy cofnąć się do przełomu VI i VII wieku. Mniej więcej w tym czasie powstał anglosaski poemat Widsið (stang. Pieśń Wędrowca). Utwór wspomina króla Hrodgara, który miał odpierać ataki nacji Wikingów (Stang. Wicinga cynn). Zapewne było to błędnie przyjęte miano – pierwsi wikingowie musieli sami siebie określić tą nazwą, by podkreślić, iż przypłynęli ze skandynawskich zatok. Zostało jednak błędnie połączone z tym, czego dokonywali – czyli z rozbojami na morzu i nabrzeżach. Sami Skandynawie użyliby zapewne na miejscu Anglosasów określenia drængr/drengr – czyli wojownik, śmiałek, twardziel. W innym poemacie, starszym o ponad wiek Exodus, pojawia się określenie sæwicingas, które zostało przetłumaczone na współczesny angielski jako morscy wojownicy (ang. sea-warriors). Co ciekawe, nie odnosiło ono do Skandynawów… A do ludu Ruben, jednego z dwunastu plemion Izraela[1].          

Przybycie wikingów do Anglii z zatoki lub zatok nie koniecznie musiało oznaczać niezliczone fiordy Skandynawii, a nazywać konkretny obszar. Od średniowiecza nazwa Viken określała jeden z największych fiordów Norwegii – dziś znany jako Oslofjorden. Wskazywałoby to, że najeźdźcy Wysp Brytyjskich mogli pochodzić właśnie z tych terenów albo przynajmniej być z nimi utożsamiani. Opuszczając fiord udawali się w podróż po zatoce, która to wyprawa w staronordyckim nazywana była… Víking. Tak więc zwrot fara í víking oznaczał dokładnie wyruszyć na wyprawę (po zatoce, morską).

Do tej pory omawialiśmy sobie tezy, wedle których nazwa víkingr związana jest z morzem. W literaturze pojawiają się jednak i inne, mniej lub bardziej wiarygodne przypuszczenia[2]. I tak niektórzy uważają, że określenie pochodzi od staronordyckiego vig oznaczającego coś związanego z bitwą, od słowa víkja, które można przetłumaczyć jako przemieszczać się (w związkach frazeologicznych używa się go także jako poddawać się, jednak ze względu na naturę wikingów to przypuszczenie należy odrzucić) lub od łacińskiego vikus, czyli osada lub obóz, co miałoby podkreślić osadniczy tryb życia Skandynawów w różnych zakątkach Europy.

Określenie víkingr, pomimo, że w samej epoce było stosowane dość sporadycznie, nie było obce ani i Skandynawom, ani ludom, które najeżdżali. Anglosaskie kroniki sprzed bitwy o Hastings (1066 rok) używają go tylko cztery razy w formie wícenga oraz wícinga. W szwedzkiej miejscowości Bro (której nazwę można tłumaczyć jako Most) w pobliżu kościoła stoi kamień runiczny o oznaczeniu U 617. Jego fundatorka, niejaka Ginnlaug, wniosła go na pamiątkę po swoim zmarłym mężu, Assurze, który miał chronić miejscowość przed wikingami. Poezja skaldyczna, która przetrwała do naszych czasów, zawiera kilkadziesiąt odniesień do wikingów – wszystkie mają formę pochwał i podkreślania heroicznej natury wojowników.

Źródło: https://www.visitengland.com/experience/visit-largest-viking-festival-europe,
data odczytu: 07.12.2021

W epoce wikingów pojawiały się także inne określenia na Skandynawów. Adam z Bremy używał zlatynizowanej germańskiej nazwy Ascomanni, czyli Mieszkańcy Jesionu (Popielnego Drzewa), jak zapewne wikingowie nazywali sami siebie. W mitologii nordyckiej wielki jesion Yggdrasil był osią całego świata, a w jego centrum leżał Midgard – świat ludzi. Na wschodzie szwedzcy wikingowie nazywani byli Rusami (Rhos). Określenie to pochodzi z fińskiego słowa Routsi, określającego wioślarza. Zostało następnie spopularyzowane na Słowiańszczyźnie, w krajach arabskich oraz w Cesarstwie Wschodniorzymskim. A skoro już jesteśmy przy Bizancjum to warto wspomnieć o określeniu Waregowie, pochodzącego od staronordyckiego vearingi określającego sprzymierzeńca, gdyż od X wieku osobista gwardia cesarza składała się ze Skandynawów, wysłanych do niego z terenów Rusi Kijowskiej. Z kolei Frankowie określali ich Nortmannami, a więc Ludźmi Północy. Gaelowie nazywali ich po prostu Obcymi (gd. Gaill, czasami doprecyzowując Finn-Gaill, Jasnowłosi, odnośnie Norwegów i Dubh-Gaill, Ciemnowłosi, odnośnie Duńczyków). Dla Irlandczyków byli to Lochlannach Ludzie Jezior/Zatok (Loch to także współczesne irlandzkie określenie na obydwa zbiorniki wodne).

Ustalenia najbardziej uniwersalnego określenia wikingów nie ułatwia fakt, iż sami Skandynawowie określali się różnie, w zależności skąd pochodzili i o kim mówili. Przykładowo, dla osadników na Islandii Norwegiowie nie byli Ludźmi Północy, jak w zwyczaju mieli określać ich Frankowie, a Ludźmi Wschodu ­- Austmenn, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę geograficzne rozmieszczenie obu krain. Tak samo nazywali siebie i swoich krewnych wikingowie, którzy podbijali Irlandię - pozostałość po tej nazwie widać do dziś w jednej z dzielnic Dublina (skąd inąd, wikińskiej osady), która zwie się Oxmantown (dawniejsze Austmanna-tún, czyli Dziedzina Ludzi Wschodu).

Mnogość określeń, mnogość znaczeń i przypuszczeń… Czy więc powinniśmy utożsamiać wikingów jako ludzi trudzących się wyprawami morskimi, czy raczej określać tym mianem plemiona zamieszkujące brzegi zatok? A może ważniejszy jest kierunek świata z którego przybywali lub to, gdzie umiejscawiali samych siebie w przedchrześcijańskich wierzeniach? Odpowiedź pozostawiam Wam – ufam, że każdy z czytelników znajdzie po dzisiejszym artykule miano dla Skandynawów, które przypadnie mu do gustu.

Płynąc wzdłuż Lofotów :)

P.S. Na sam koniec przyznam się, która etymologia słowa víkingr najbardziej mi odpowiada. Ponieważ dane mi było w życiu żeglować na pokładzie drakkaru po norweskim fiordzie i nie tylko, więc mogę z czystym sumieniem uznać się za wikinga, wedle teorii, iż miano to pochodzi od przemierzania skandynawskich fiordów :)


[1] Młot i Krzyż – Nowa historia wikingów, Robert Ferguson, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2018, s. 13

[2] Furia Ludzi Północy. Dzieje Świata Wikingów, Philip Parker, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2016., s. 18

piątek, 26 listopada 2021

Þat mælti min móðir - My Mother told me - Tak powiedziała moja matka

Źródło obrazka: https://icelandmag.is/tags/day-tours-reykjavik,
data odczytu: 23.11.2021

Dzisiejszy artykuł będzie zawierał spoilery z serialu Wikingowie, o czym z góry uprzedzam. Fani produkcji na pewno kojarzą ekranowych braci – Haralda Pięknowłosego i Halfdana Czarnego (warto zaznaczyć, że z historycznego punktu widzenia nie byli rodzeństwem, a ten pierwszy był synem drugiego). Przed bitwą, którą obaj mieli stoczyć po różnych stronach konfliktu śpiewają pieśń Þat mælti min móðir (nord. Tak powiedziała moja matka). Ten sam utwór powtórzony jest przy (równie niehistorycznej) śmierci Haralda. O wspomnianych władcach Norwegii opowiemy sobie innym razem – dziś omówimy sobie samą pieśń, szukając odpowiedzi, czy była wymyślona na potrzeby serialu czy też bazowała na prawdziwym źródle, znanym w epoce wikingów?


By poszukać odpowiedzi, musimy przenieść się na Islandię do X wieku. Wtedy też swoją karierę zaczynał młody skald, Egil Skallagrímsson. Urodził się między 900 a 905 rokiem naszej ery. Mając siedem lat podczas gry w knattleikr (na chwilę obecną przyjmijmy, że jest to gra najbardziej podobna do współczesnego hurlingu, w której dwie drużyny uderzając piłkę drewnianymi kijami starają się ją wbić do bramki przeciwnika) pokłócił się ze starszym i silniejszym od siebie Grimem. Egil przegrał bójkę i upokorzony wrócił do domu. Jego przyjaciel, Thord Granason, zaproponował, iż użyczy mu topora o grubym ostrzu i razem wrócą zmierzyć się z nastolatkiem, który pokonał Egila. Grim i inny chłopcy grali dalej. Gdy Egil dotarł do boiska, nie czekając ani chwili ruszył na niego i jednym ciosem rozpłatał mu głowę, aż do mózgu (jak pięknie opisano to później w sadze o jego przygodach). Rozgorzała regularna walka, kto mógł, chwycił za broń. Kiedy kurz opadł nad pobojowiskiem łącznie siedem osób leżało martwych na ziemi. Ot, typowa zabawa wikingów – od niewinnej gry w piłkę do rzezi na boisku.


Po powrocie do domu Skallagrim, ojciec Egila, stwierdził, że nie jest zadowolony z zachowania syna. Jego matka, Bera, stwierdziła natomiast z dumą, iż stał się prawdziwym wikingiem i pewnego dnia będzie posiadał okręt wojenny. Siedmioletni chłopiec miał wówczas wyrecytować swój pierwszy poemat. Został on następnie przytoczony w spisanej w XII wieku Sadze o Egilu, w rozdziale 40:

Þat mælti mín móðir,

at mér skyldi kaupa

fley ok fagrar árar,

fara á brott með víkingum,

standa upp í stafni,

stýra dýrum knerri,

halda svá til hafnar

höggva mann ok annan

 

I w przekładzie na nasz język:

Tak powiedziała mi matka,
że powinienem kupić
okręt z pięknymi wiosłami
i pożeglować z wikingami.
Stanąć przy sterze
i kierować statkiem.
Obrać kurs na zatokę,
gdy już usiekę człowieka lub dwóch

Jak pewnie widać nie jest to wierszyk, którego uczą się współcześni siedmiolatkowie. Na ile też umiejętności retoryczne małoletniego Egila pozwalały na wygłoszenie tego utworu, nie wiadomo. Przyjmijmy jednak, że wygłosił je po zabiciu Grima – musiało to mieć miejsce między 907 a 912 rokiem naszej ery (bazując, iż urodził się pomiędzy 900 a 905 rokiem). Halfdan Czarny zmarł ok. 860 roku, tak więc nie mógł w żaden sposób poznać utworu, który powstał na Islandii co najmniej kilkadziesiąt lat później. Harald Pięknowłosy urodził w 855 a zmarł w 933 roku. Ten władca był w stanie już zapoznać się z twórczością młodego Egila, o ile założymy, że jego utwór znalazł się na listach przebojów skaldów w Norwegii. Sędziwy król abdykował w 930 – na pewno więc nie śpiewał tej pieśni umierając na polu bitwy, jak było to przedstawione w serialu. Zmarł trzy lata później, w podeszłym wieku.


Cokolwiek by nie powiedzieć o piosence, jej współczesna wersja wpada w ucho. W sieci można znaleźć jej liczne przeróbki. Kilka z nich powplatałem między akapity dzisiejszego artykułu – na koniec nie zostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do ich przesłuchania!

Tradycyjnie zaprasza do odwiedzenia profilu na Facebooku oraz dziękuję Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojej twórczości.

piątek, 12 listopada 2021

Vegvísir

 

Źródło: https://akademiaducha.pl/vegvisir-runiczny-kompas-ochronny/,
data odczytu: 11.11.2021

Serial Wikingowie od History Channel rozpromował nordyckich wojowników w telewizji. To samo miało miejsce w świecie gier komputerowych dzięki God of War czy Assasin Creed: Valhalla. Wikingowie stali się więc ostatnimi czasy bardziej modni, a to co z nimi związane trafiło na koszulki, kubki czy posłużyło jako wzory tatuaży. Oprócz wizerunków wojowników, bogów czy statków pojawiają się także runy. Były to litery, którym przypisywano magiczną moc i boskie pochodzenie – ludzie nauczyli się ich od Odyna, Wszechojca. Oprócz samego alfabetu, który mniej lub bardziej odpowiada naszym literom, powstawały także złożone runiczne symbole. Przykładem może być tatuaż, który na ramieniu ma islandzka piosenkarka Björk i który sam otrzymałem na koszulce od mojej żony (a wtedy jeszcze narzeczonej :). To właśnie ten znak sobie dziś omówimy.

Vegvísir, bo tak się nazywa ów symbol, pierwszy raz pojawia się w XIX-wiecznym manuskrypcie Huld pióra Geira Vigfussona. Nazwa oznacza Wskazującego Drogę. Autor objaśnia, że ten kto używa tego symbolu nigdy nie zabłądzi w czasie burzy lub złej pogody, nawet jeśli nie zna drogi (dla zainteresowanych w oryginale - Beri maður stafi þessa á sér villist maður ekki í hríðum né vondu veðri þó ókunnugur sé). Cofając się o ponad dwa stulecia wcześniej, uproszczona forma pojawia się w magicznej księdze Galdrabók (dosłownie Księga Zaklęć)  z 1600 roku. W podaniach pojawił się jednak już w XIII/XIV wieku. Saga o Hranim Htringu wspomina, iż był używany do nawigacji na morzu. W pochmurny dzień, kiedy nie można było ustalić pozycji słońca na niebie, Vegvísir potrafił wskazać właściwy kierunek. Ten opis przywodzi na myśl inny przyrząd nawigacyjny stosowany w Skandynawii – szpat islandzki, rodzaj kalcytu, który skupiał światło słoneczne na tyle, iż dzięki niemu można było ustalić, gdzie za chmurami znajduje się słońce. Czyżby więc oryginalny Vegvísir był poetycką nazwą kryształu?

Źródło: https://bavipower.com/blogs/bavipower-viking-blog/the-vikings-used-sunstone-for-navigation-study-shows, data odczytu: 11.11.2021


Co się tyczy samego symbolu, to ma on odzwierciedlać kosmologiczne wyobrażenie wikingów o świecie. Ze środka, który reprezentuje świat ludzi, Midgard, wychodzi osiem ramion, a runiczne zakończenie każdego z nich przedstawia inną krainę. I tak oto trzy górne promienie wskazują odpowiednio Vanaheim (Świat Wanów), Asgard (Świat Asów) oraz Alfhreim (Świat Elfów), boczne odchodzą w stronę Jotunheimu (Świata Lodowych Olbrzymów) i Muspelheimu (Świata Ognistych Olbrzymów), a trzy dolne to Svartalfhaimu (Świata Ciemnych Elfów), Helheimu (Świata Umarłych) oraz Nilfheimu (Świata Mgieł).

Obecnie Vegvísirowi przypisuje się także kierowanie ludźmi, podejmującymi różne decyzje, tak więc stał się nie tylko kompasem na morzu, pomiędzy Dziewięcioma Światami, ale i na ścieżce życia. Nie da się jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, jak zapatrywali się na niego wikingowie tysiąc lat temu. Nie jest nawet pewne, czy go znali. Na Islandii przetrwało wiele spisanych sag, język mieszkańców tej mroźnej wyspy najmniej zmienił się od setek lat. Być może Huld i Galdrabók były oparte na wcześniejszych rękopisach, jednak dopóki nie zostaną one odnalezione, ciężko doszukiwać się wcześniejszych wyobrażeń Vegvísira. Jego kształt przypomina inne magiczne symbole oraz pieczęci ze średniowiecza, być może był więc inspirowany wpływamy z kontynentu.

Tradycyjnie zaprasza do odwiedzenia profilu na Facebooku oraz składam podziękowania dla Piotra Brachowicza, za wspieranie mojego bloga. Ponadto chciałem podziękować tym wszystkim czytelnikom, którzy ostatnimi czasy podesłali mi inspiracje do tworzenia nowych tematów, wskazali literówki w już istniejących oraz podzielili się swoimi historiami dotyczącymi tradycji Pustej Nocy.

sobota, 23 października 2021

Pusta Noc - Òpi oraz Wieszczi

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dziady_(zwyczaj),
data odczytu: 23.10.2021


Śmierć bliskiej osoby nie jest łatwym przeżyciem. Historia ludzkości pokazuje, iż nigdy nie była. W wierzeniach na całym świecie powstały różne zwyczaje i obrzędy, które przeprowadzają przez pogrzeb człowieka, na drodze do zaświatów. Rytuały nie musiały dotyczyć bezpośrednio samego pochówku, ale także dni, które go poprzedzały, oraz tych następujących po nim. Dziś omówimy sobie jedną z takich tradycji. 

Pusta Noc (kasz. Pustô Noc) to zwyczaj, który prawdopodobnie znany był wśród wszystkich ludów słowiańskich i bałtyckich. Najdłużej zachował się na Kaszubach, zdarza się iż jest ciągle praktykowany, zwłaszcza w wiejskich regionach. W wieczór przed pogrzebem zmarłego bliscy przybywali do jego domu, by czuwać przy ciele zmarłego. Obecnie ciała nie pozostawia się w domostwie, ale bliscy ciągle zbierają się na czas czuwania w samym domu lub w wyznaczonej kaplicy. Jako przykład można podać zbiorowe obrzędy Pustej Nocy, które odbył się także w nocy poprzedzającą pogrzeb Jana Pawła II w 2005 roku.

Czuwanie trwało całą noc, podczas której odmawiano modlitwy oraz śpiewano tzw. pieśni pustonocne. Melodie pieśni mogą różnić się w zależności od regionu. Często, zwłaszcza w dawnych czasach, nie były zapisywane, tylko przekazywane i wyuczane z pokolenia na pokolenie. Utwory dobierane są także do odpowiedniej godziny czuwania. Dla przykładu, nad ranem śpiewa się pieśni o tytułach takich jak Godzinki oraz Zawitaj ranna Jutrzenko. Ważne jest, by osoby prowadzące śpiew potrafiły wytrzymać długie nocne godziny. Utwory trwają od kilku do kilkunastu minut i chociaż pomiędzy nimi następują przerwy, wszystko odbywa się przez bardzo długi czas. Przerwa, która następuje po północy (samej godzinie towarzyszy utwór Zegar), jest wykorzystywana między innymi na spożywanie posiłków, czym mogą budzić skojarzenia do Wigilii Bożego Narodzenia, gdzie również w przededniu ważnego święta spożywa się dania w uroczysty sposób. 

Źródło: https://wydarzenia.interia.pl/tylko-u-nas/news-oswajanie-smierci-czyli-jak-sie-dawniej-umieralo-w-domu,nId,1544170, data odczyytu: 23.10.2021


Stoły wewnątrz domu nakryte są białymi obrusami (w średniowieczu to biały, a nie czarny kolor kojarzony był ze śmiercią), porozstawiane są zapalone świece oraz krzyż. Jeśli w pomieszczeniu znajdywały się zegary naścienne, zatrzymywano je symbolicznie na czas obrzędów. Tak samo lustra były zakrywane – jako magiczny przedmiot w tradycji ludowej uznawano je za obiekty, które mogą schwytać duszę opuszczającą ciało. Stąd też przykrycie zwierciadła miało zapobiec uwięzieniu zmarłego w jego tafli. O tym przesądzie warto powiedzieć kilka słów więcej. Na pewno spotkaliście się ze stwierdzeniem, że stłuczenie lustra to siedem lat nieszczęścia. Jest ono nierozerwalnie związane z możliwością uwięzienia duszy wewnątrz obiektu. Duch, który spędził długie lata w przedmiocie w momencie jego rozbicia uwalniał się, a wraz z nim wszystkie cierpienia i cały ból, który przez ten czas się kumulował – stąd też pochodzi wiara w obchodzenie się z lustrami z należytą ostrożnością (tak więc jeśli lustro nie było świadkiem niczyjej śmierci, możecie tłuc je dowoli, na małe kawałeczki, bez obawy o złe konsekwencje).

Nazwa może nawiązywać do pustki i ciszy, która pozostała po zmarłym lub do zakazu wykonywania głośnych prac w obrębie gospodarstwa aż do momentu pogrzebu. Można znaleźć również inne znaczenia, gdyż pusty odnosił się w dawnych wiekach także do rzeczy i osób zapomnianych oraz opuszczonych. Takie rozumienie pojęcia pozwala wysnuć wnioski, iż celem tradycji jest niedopuszczenie, by dusza odchodzącego człowieka czuła się samotna i zapomniana przez jego bliskich.

Pusta Noc daje możliwość pożegnania się ze zmarłym, zwłaszcza jeśli dana osoba nie będzie mogła uczestniczyć w pogrzebie następnego dnia. Zgromadzenie się w domu zmarłego pokazuje też, na kogo można liczyć, kto opłakuje nieboszczyka. Z punktu widzenia wierzeń ludowych to także czas, gdy ciągle można wyświadczyć odchodzącej duszy największą przysługę. Wierzy się bowiem, że duch zmarłego ciągle obecny jest na świecie do momentu jego pogrzebu, najczęściej przebywa właśnie w jego domu, lub w pobliżu. Modlitwy i pieśni mogą mu pomóc w zaświatach i uchronić, by nie stał się złym duchem, który będzie nawiedzał i nękał domowników.

Źródło: https://wydarzenia.interia.pl/tylko-u-nas/news-oswajanie-smierci-czyli-jak-sie-dawniej-umieralo-w-domu,nId,1544170, data odczytu: 23.10.2021

Dusze, które po Pustych Nocach nie odnalazły spokoju w zaświatach, stawały się złowrogimi wieszczimi lub òpimi. Osobę, która potencjalnie mogła stać się jednym z tych upiorów można było rozpoznać już za życia. Rodzili się oni bowiem z wyrośniętymi ząbkami albo w czepku na głowie. Takie nakrycie głowy należało z noworodka zdjąć i spalić, a jeśli niemowlę miało ząbki – wszystkie wybić. Również chwile obserwowania ciała podczas Pustej Nocy mogły dać wskazówki, czy zmarły przemieni się w upiora, czy nie. Rumieniące się policzki u nieboszczyka, albo nagle opadające ręce wskazywały, że jest na prostej drodze do stania się wieszczim (forma żeńska – wieszczą) lub òpim. Jeśli ciągle miało się podejrzewania, że zmarły powróci po śmierci nękać żywych, można było pochować go z książeczką do modlitw, jednak należało wyrwać z niej wszystkie kawałki kartek, na których znajdywało się słowo amen, zwyczajowo kończące modlitwy. Taki upiór  budząc się w trumnie zaciekawi się i zacznie je czytać. Nie mogąc ich jednak skończyć przez brakujące słowo, będzie powtarzał je w kółko, przez całą wieczność. Dawano im również inne zajęcia. Można było włożyć do trumny dawno nieużywany i zniszczony sweter. Upiór, który lubił niszczyć, zaczynał pruć odzienie, a następnie zwijać włóczkę w kłębek. Innym sposobem było włożenie do ust zmarłego monety. Wieszci i òpi lubili ponoć ssać złoto. Im cenniejsza moneta i zawierająca więcej drogocennego kruszcu tym dłuższy spokój, jaki mogła zapewnić od powrotu ducha na ziemię. Jednak kiedy już upiory wróciły do swoich domostw zaczynały nękać ludzi. Potrafiły nawet porwać żyjących w zaświaty. W środku nocy wieszczi mógł zapukać w okno izby, gdzie spali domownicy i zapytać śpicie? (kasz. spita wa?) Jeśli ktoś z mieszkańców nie rozpoznał w nim złego ducha i odpowiedział śpimy, wówczas upiór odpowiadał No to śpijcie na wieki! (kasz. spita, na wieczi wieków!). Po czym zsyłał śmierć na nieszczęśników. Wieszci potrafił w ten sposób zabić tylko osoby spokrewnione z nim za życia, òpiego z kolei nie ograniczały żadne stopnie pokrewieństwa.

Kiedy było już pewne, iż ktoś z niedawno zmarłych przemienił się w upiora można było wezwać księdza, by odprawił egzorcyzmy. Innym sposobem było odkopanie trumny i sprawdzenie stanu ciała nieboszczyka. Jeśli było pogryzione, to oznacza że wieszczi sam siebie zaczął podjadać. Warto również wspomnieć, iż nieumarły potrafił opuszczać swoją trumnę nocami i tak samo gryźć lub wysysać krew ze swoich żyjących krewnych. W takich wypadkach skuteczna była dekapitacja – odciętą głowę umieszczano w nogach zmarłego. Òpi był o wiele bardziej niebezpieczny od wieszcziego. Potrafił wydostać się ze swojego grobu i skierować w stronę przykościelnej dzwonnicy. Jeśli zabił w dzwon, krzycząc przy tym kto ten dzwon usłyszy, musi umrzeć (kasz. chto te zwònë czëje, mùszi ùmrzéc). Mógł zabić wszystkich mieszkańców danej wioski w jednej chwili. Przekazywane były w różnych miejscowościach podania o straszliwym wyścigu upiora i kościelnego, który go spostrzegł, na szczyt dzwonnicy, od którego to zależał los wszystkich mieszkańców.

Zwyczaje Pustej Nocy łączą chrześcijańskie elementy z ludowymi wierzeniami. Pokazują jak ważne dla żyjących było odpowiednie pożegnanie zmarłego oraz jak istotne było zapewnienie mu spokoju w zaświatach. Celem tego artykułu było przybliżenie tej zanikającej już tradycji, by nie została całkiem zapomniana.

Na sam koniec chciałbym zaprosić na mój profil na Facebooku, a także podziękować Patronowi, Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojego bloga.

czwartek, 7 października 2021

Vittra

 

Źródło: https://hedendom.tumblr.com/post/85117157126/vittra,
data odczytu: 06.10.2021

Lasy w dawnych wierzeniach były  zamieszkane nie tylko przez zwierzęta, które spotykamy i dziś, ale i przez magiczne istoty. Niezrozumiałe zjawiska czy sytuacje, które przytrafiały się ludziom były im niejednokrotnie przypisywane. W dzikich regionach Szwecji można było spotkać Vittry, które sobie dziś omówimy.

Vittry (liczba pojedyncza w szwedzkim Vittra, liczba mnoga Vittror) to niewidzialne istoty, które za domostwa obrały sobie jamy pod ziemią. Nazwa pochodzi od staronordyckiego vættr, które jest powszechnym określeniem na wszystkie magiczne istoty, od elfów po trolle. Spędzają swoje życie pasąc zwierzęta, które również są niewidzialne. Ich krowy (tzw. vittekor) są wielkości psów, ale dają o wiele więcej mleka niż te, hodowane przez ludzi. Żyją w gromadkach i w podaniach często spotyka się motyw, iż człowiek natrafił na całą rodzinę Vittrów. Tradycyjnie widuje się je odziane przeważnie w czerwone ubrania (rzadziej w żółte lub szare). Stronią od ludzi, zamieszkując zazwyczaj dzikie ostępy. Niektórzy mogą usłyszeć, jak stworki nawołują swoje krowy lub nawet jak słychać dzwonki niewidzialnej trzody przeganianej na dzikie pastwiska. Nie są wobec człowieka niebezpieczne, chyba że ten wejdzie im w drogę. Jednym z przesądów w Szwecji jest, iż przed oddawaniem moczu w lesie lub wylaniem pomyj na zewnątrz domu należy powiedzieć uważaj, by przypadkowo nie nasikać na stworzenie, lub jego trzodę. Tak samo nie należało podnosić z ziemi jedzenia, czy monet, gdy upuściło się je w lesie. Jeśli Vittra je spostrzegł – były już jego, przynajmniej w jego mniemaniu. Zabranie ich mu sprzed nosa mogło skutkować rzuceniem na człowieka klątwy.

Czasami Vittra mógł pożyczyć od człowieka krowę. Takie zwierzę wracało do właściciela po trzech dniach, w magiczny sposób dając później o wiele więcej mleka, niż przed uprowadzeniem. Również i człowiek mógł pozyskać Vitterkor. Widząc magiczną krowę należało rzucić na nią przedmiot z zimnej stali. Taka istota nie mogła uciec ani stać się niewidoczna. Po zabraniu jej do domu można było spodziewać się wizyty Vittry, właściciela krowy. Ten oferował, że zwierzę będzie dawało człowiekowi codziennie równo pełne wiadro mleka. W zamian istota oczekiwała, iż całe potomstwo, które urodzi się zwierzęciu, zostanie jej przekazane.

Lasy i zieleń ustępują miejsca ludzkiej zabudowie. Tam, gdzie kiedyś były puszcze teraz można spotkać domostwa. W miejscach dawnych pól stoją bloki czy budowane są ulice. To również potrafi rozsierdzić Vittry. Jeśli człowiek wybuduje swój dom za blisko ich siedziby, przez co ograniczy ich miejsce, zagrodzi im pastwiska dla wypasania niewidzialnego bydła, czy też będzie zakłócał ich spokój, mogą się mścić i robić na złość. Są w stanie uprzykrzać ludziom życie, powodować wypadki lub zsyłać choroby. Nawet współcześnie ludzie potrafią opuszczać swoje domy, uważając, że przypadkowo zostały wybudowane w vittraställe (szw. Miejsce Vittry). W lesie należy uważać także na biegające po ziemi robaki, jak żuki, mrówki czy larwy innych owadów, ponieważ Vittry potrafiły przybierać ich postać. Nadepnięcie jednego z nich mogło również sprowadzić na człowieka chorobę. Zaginięcia osób także przypisywano tym istotom. Chrześcijaństwo wprowadziło element ochronny, który można stosować przed natrętnym i szkodliwym zachowaniem Vittrów, mianowicie biały krzyż umieszczony w domostwie.

Nie wszystkie Vittry upodobały sobie życie w lesie. W ludowych wierzeniach istniała także odmiana, która zamieszkiwała dna jezior, a zwano ją Vitterjärnar. Jeśli przed rozpoczęciem połowu czy wędkowaniem wrzuciło się do wody srebrną monetę, można było liczyć na pomoc stworków i złapanie wielu ryb.

Wiara w Vittry jest ciągle obecna w Skandynawii. Szykując się do pisania tego artykułu natrafiłem na kilka historii osób, żyjących w XX wieku, które przysięgały, że spotkały je na swojej drodze czy też przez swoją nierozwagę ściągnęły na siebie ich gniew. Ciągle mogą być dla nas przestrogą – by zachowywać się rozsądnie w lesie i szanować przyrodę.

Na sam koniec chciałbym zaprosić na mój profil na Facebooku, a także podziękować Patronowi, Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojego bloga.

piątek, 24 września 2021

Widukind

 

Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Widukind,
data odczytu: 24.09.2021

W 772 roku Frankowie, pod dowództwem Karola Wielkiego, zajęli tereny saskiego plemienia Angrarenów. Centralnym ośrodkiem kultu politeistycznej religii tego germańskiego plemienia był Irminsul – święty dąb lub filar go imitujący. Drzewo lub przedstawiający go monument rosło gdzieś na pograniczu Saksonii i Westfalii. Frankowie, szerząc swoją chrześcijańską wiarę, ścieli dąb, uznając je za miejsce pogańskiego kultu. W odwecie Sasi spalili siedzibę biskupa Büraburga oraz klasztor w Fritzlarze, przy którym stał drewniany kościół zbudowany z innego świętego drzewa – dębu Donara, zniszczonego przez św. Bonifacego w 723 roku. Rok później Angrarenowie poddali się, a armia Franków została przerzucona do Italii i na germańskie tereny wróciła dopiero w 775 roku.

Jeden z saskich wodzów, Widukind z Westfalii (którego imię znaczy Leśne Dziecię, przez co bardziej uważane jest za przydomek nadany mu, gdy ukrywał się w dziczy), nie pogodził się z narzucaną przez Franków władzą i 777 roku uciekł do Danii, na dwór Sigfreda. Podczas gdy pierwsi przywódcy plemienni zaczęli uznawać zwierzchnictwo Karola i przyjmować nową wiarę, on, jako jedyny z saskich wodzów, chciał pozostać wierny wierzeniom swoich przodków. Kroniki niemieckie wspominają, że poślubił córkę duńskiego króla, Gevę. W następnym roku wrócił do swojej ojczyzny, gdzie zaczął organizować rebelię przeciwko Frankom i chrześcijaństwu. Niestety, pomimo zaciekłości najeźdźcy zyskiwali przewagę i w 782 roku Widukind znów szukał schronienia w Danii. W październiku tego samego roku Karol dokonał masakry 4500 schwytanych buntowników pod miejscowością Verden. Jednak gdy tylko król Franków opuścił germańskie ziemie Widukind znów powrócił, zachęcając swych rodaków do walki. Sasi odchodzili od chrześcijaństwa, misjonarze oraz frankijscy osadnicy byli zabijani a kościoły palone. Późniejszy biskup Bremy, Willehad, który w tych latach prowadził w Saksonii działalność misyjną, uciekł z kraju do Rzymu. W 784 roku Widukind znalazł sprzymierzeńców w pogańskiej Fryzji. Jako pierwszy z saskich wodzów był wymieniany w frankijskich kronikach jako ten, który pokonywał wojska Karola.

Gdzieś pomiędzy 782 a 785 rokiem opublikowano kodeks prawny Capitulatio de partibus Saxoniae. Jednym z zawartych w nim praw była kara śmierci dla Sasów, którzy odmówili przyjęcia chrztu. Ta brutalna reguła została złagodzona dopiero w 797 roku.

Karol dowiedział się, że wódz Sasów przebywał na prawym brzegu Łaby, wśród plemienia Nordalbingów. Widukind został pokonany w 785 roku. Wedle legendy, która zapewne powstała dużo później, miał w przebraniu żebraka szpiegować obóz Franków. Rzecz zdarzyła się ponoć podczas Wielkanocy. W trakcie przeszpiegów był świadkiem, jak ksiądz odprawiał mszę, trzymając piękne dziecko na rękach. Podczas komunii kapłan przekazywał dziecko do potrzymania każdemu z zebranych. Będąc w szoku po doświadczeniu tego dziwnego rytuału wyszedł z polowej kaplicy i został rozpoznany przez jednego z frankijskich żołnierzy po charakterystycznym wygiętym i zdeformowanym palcu. Przesłuchiwany przyznał się, że przedostał się do obozu, by lepiej poznać chrześcijańską wiarę. Zaprowadzony przez oblicze Karola miał wyrzec się swojej wiary i opowiedzieć mu o wizji mszy. Król Franków zinterpretował ją jako objawienie Jezusa pod postacią dziecka… Jednak prawda nie była tak magiczna. Po klęsce swoich wojsk Widukind przebywał w miejscowości Bardengau. Pomimo lat walk zgodził się poddać pod jednym warunkiem – że nie stanie mu się żadna krzywda. Przyjął chrzest w Boże Narodzenie tego samego roku we frankijskiej miejscowości Attigny (chociaż różne tradycje wymieniają jeszcze jedenaście innych miejsc, w których miało to się stać). Podczas ceremonii jego ojcem chrzestnym był sam Karol Wielki.

Od tej pory nie pojawiają żadne wzmianki, jakoby brał udział w walkach przeciwko Frankom. Wspomniany jest tylko raz, w Żywocie Ludgera, kiedy miał udać się u boku Karola przeciw Wieletom. Być może, podobnie jak bratankowie Karola, został uwięziony w klasztorze, gdzie musiał przebywać aż po kres swoich dni. Zmarł w 807 lub 808 roku, a za miejsce jego pochówku uważa się kościół w miejscowości Enger (chociaż pod wykopaliskach archeologicznych okazało się, iż jego nagrobek skrywał szczątki kobiety, w świątyni pochowani są jeszcze inni ludzie, być może z samym Widukindem wśród nich). XII-wieczna Kronika Cesarstwa opowiada, jakoby miał zginąć z ręki szwagra Karola, Gerolda, prefekta Bawarii.

Widukind już za życia stał się legendą i symbolem oporu przeciw Frankom i chrześcijaństwu. Można się zastanawiać, czemu po wszystkich wznieconych buntach Frankowie nie ścięli Widukinda, jak reszty saskich przywódców trzy lata wcześniej pod Verden. Widząc opór germańskich plemion, nawet pomimo zabijania ich wodzów, Karol zapewne uznał, że lepiej mieć dobry przykład słynnego człowieka, który odda mu hołd i przyjmie jego wiarę. Tym sposobem żywy, ale pokonany Widukind mógł być lepszym narzędziem propagandy, niż martwy męczennik i obrońca starej wiary, który nie odszedł od wierzeń swoich przodków do końca.

Źródło:https://pl.wikipedia.org/wiki/Widukind_(w%C3%B3dz_saski),
data odczytu: 24.09.2021

Po śmierci Widukinda przypisywano mu budowę kościołów wśród germańskich plemion, w tradycji ludowej uznany został nawet za błogosławionego. Znany nam Polakom ze Zjazdu Gnieźnieńskiego Otton III wywodził swój rodowód właśnie od Widukinda (podobnie jak czyniły to i inne niemieckie rody). Nawet po 785, kiedy sam poddał się, rdzenni mieszkańcy Saksonii stawiali opór przez kolejne trzy dekady, zarówno zwierzchnictwu Karola jak i nawracaniu na chrześcijaństwo. Po I Wojnie Światowej stał się ikoną wśród niemieckich nacjonalistów. Utożsamiano go z oporem wobec Franków po przegranej Wielkiej Wojnie i oddaniu Alzacji i Lotaryngii Francji. Dziś można podziwiać jego pomnik w miejscowości Herford w Nadrenii Północnej Westfalii, niedaleko miejsca jego pochówku, a gimnazjum w Enger nosi jego imię.

Na sam koniec chciałbym zaprosić na mój profil na Facebooku, a także podziękować Patronowi, Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojego bloga.

piątek, 10 września 2021

Bronocice

 

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Waza_z_Bronocic,
data odczytu: 10.09.2021

Dziś mała odskocznia od nordyckich wierzeń – dziś udamy się do leżącej nad rzeką Nidzicą wsi Bronocice w województwie świętokrzyskim, gdzie w 1975 roku dokonano niezwykłego odkrycia.

Na terenie tej miejscowości odnaleziono ślady neolitycznej osady. Ślady znalezione w Bronocicach datuje się na 3770 do 3540 r p.n.e., i przypisuje się je tzw. Kulturze Pucharów Lejkowatych. Nazwa tej ludności pochodzi od charakterystycznych flasz z kryzą (szerokim kołnierzem), które wyrabiali[1]. Prace archeologiczne wykazywały, że osada liczyła nawet 500 mieszkańców i była największą miejscowością w regionie, mogła nawet pełnić funkcję lokalnej stolicy. Obszar, jaki zajmowała osada bronocicka, obejmował prawie 52 ha powierzchni, gdzie inne okoliczne miejscowości nie przekraczały 9 ha[2]. Pobliskie tereny leśne i łąki sprzyjały rozwojowi budowli i pastwiskom. Domy stały w zwartej, miejskiej zabudowie. Były podłużne i budowano je z ogólnie dostępnego drewna, w przeciwieństwie do kamiennych budowli z mało zalesionego Bliskiego Wschodu. Dachy kryto strzechą. Niektóre z budynków mogły być piętrowe. Wszystkie zabudowania otoczone były wałem z drewnianą palisadą, który poprzedzał wykopany rów w ziemi. Na terenie osady znajdował się także cmentarz, a na nim między innymi zbiorowe groby. Oprócz pozostałości budowli na terenie Bronocic znaleziono także wiele przedmiotów codziennego użytku, m.in. ozdobne wyroby ceramiczne, kamienne groty, fragmenty narzędzi, w tym przyrządów tkackich.

Najciekawszym z artefaktów znalezionych podczas prac archeologicznych jest zapewne tzw. Waza z Bronocic. Metoda datowania radiowęglowego szacuje jej powstanie na 3491-3060 r p.n.e.[3]. Na  powierzchni naczynia utrwalono kilka rysunków – wyobrażenie drzewa, rzeki oraz plan wsi (zaorane pola oraz drogi). Najciekawszy jest jednak obiekt, który przypomina czterokołowy wóz z dyszlem. Na pojeździe narysowany jest okrągły kształt – być może figura reprezentuje przewożony dzban, piąte koło lub jest symbolem religijnym. I właśnie ten obrazek czyni wazę wyjątkową – jest to najstarszy narysowany wóz kołowy na świecie. Dotychczas uważano, że koło zostało wynalezione w Mezopotamii, jednak zapiski o użyciu koła na tamtych ziemiach mogą być nawet o 300 lat młodsze, a model koła znaleziony w Jebel Aruda (Syria) datuje się między 3340 a 2890 r p.n.e. Podobny wizerunek znaleziono także na ceramice z Ostrowca Świętokrzyskiego oraz w niemieckiej Hesji (jednak tamtejszy wizerunek wozu był dwukołowy). Ponadto w Szlezwiku-Holsztynie znaleziono koleiny po wozie używanym do budowy kamiennego grobowca. Budowlę datuje się na drugą połowę IV tysiąclecia p.n.e., a więc tą samą epokę, w której powstały wymienione ryciny. Te i tym podobne znaleziska pochodzą z terenów Europy Środkowej i Zachodniej i jak do tej pory nie znaleziono podobnych kół, czy ich wyobrażeń na południu Europy. Mogłoby to świadczyć o niezależnych odkryciach koła przez ludy europejskie i mezopotamskie[4]. Kiedyś pisałem o rozprzestrzenianiu się rydwanów bojowych. Te należy jednak przypisać kulturom wschodnim. W Europie dominował model wolnego wozu służącego do przewozu towarów lub do pracy na roli. Dopiero ok. 1300 roku p.n.e. na tereny Europy Środkowej dotarł szybki i zwrotny wóz bojowy, chociaż na ziemiach Mezopotamii był już znany kilka stuleci wcześniej.

Praojcom i archeologom
Dla upamiętnienia odkrycia w 1975 r. 
wielkiego osiedla neolitu
i najstarszych pojazdów świata
na wazie z Bronocic z 3500 r. p.n.e.
przez IAIE PAN Kraków i State Univ. of New York
A.D. MMII

Źródło: https://www.radio.kielce.pl/pl/post-77348,
data odczytu: 10.09.2021

Wróćmy do tematu Bronocic. W pobliżu wazy znaleziono szczątki turów z otartymi rogami. Prawdopodobnie służyły jako zwierzęta pociągowe, a obtarcia sugerują używanie uprzęży. Szczątki innych zwierząt należały do owiec, kóz oraz świń, a także psów i koni. Mieszkańcy neolitycznych Bronocic trudzili się uprawą grochu, jęczmienia, lnu, maku, prosa, pszenicy i soczewicy[5]. Bronocie były także ważnym punktem handlowym. Znaleziono w nim krzemień (jeden z podstawowych materiałów do produkcji narzędzi w tamtych czasach) pochodzący z Jury Krakowsko-Częstochowskiej a także z Wołynia. W tak rozwiniętym gospodarczo i handlowo obszarze znajomość pojazdów kołowych była bardzo ważna i znacznie ułatwiała transport oraz rozwój.

Wiem, że ten temat nie wiąże się bezpośrednio z mitologią nordycką, ani słowiańską. Chciałem go jednak Wam przedstawić, ponieważ już w szkole bolało mnie, że tak mało uczymy się o historii naszych ziem przed Chrztem Polski, a tak dużo czasu program nauczania poświęca Mezopotamii, Egiptowi, Grecji czy Rzymowi. Więc następny raz, kiedy ktoś wspomni Wam o potędze Starożytnego Rzymu pamiętajcie, że to Bronocice i zamieszkująca tereny Polski Kulturze Pucharów Lejkowatych rozwijała się 3000 lat przed osiedleniem się plemienia Latynów w Italii, z którego wywozi się właśnie Imperium Rzymskie.

Tradycyjnie chciałbym zaprosić do odwiedzania mojego profilu na Facebooku a także podziękować Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojej twórczości na Patronite.


[1] Kultura Pucharów Lejkowatych, http://www.archeologia-sandomierz.pl/?sekcja=kultura_puchar%C3%B3w_lejkowatych, data odczytu: 30.01.2019

[2] Bronocice (Cudze Chwalicie…), https://www.bzg.pl/node/543, data odczytu: 31.01.2019.

[3] Waza z Bronocic, http://bronocice.dzialoszyce.info/waza.htm, data odczytu: 30.01.2019

[4] OJCZYZNA WOZU: EUROPA CZY BLISKI WSCHÓD, Rafał Małecki, Wiedza i Życie nr 8/1996.

[5] Bronocicka osada, http://www.bronocice.dzialoszyce.info/osada.htm, data odczytu: 30.01.2019

piątek, 27 sierpnia 2021

Ratatosk


Źródło: https://bavipower.com/blogs/bavipower-viking-blog/ratatoskr-the-most-naughty-gossipaholic-in-norse-mythology,
data odczytu: 26.08.2021

Widujemy je w parkach, widujemy w lasach. Skaczą z gałęzi na gałąź, szukają zakopanego pożywienia, te bardziej oswojone dają się nawet karmić z ręki. Czasami są rude, czasami czarne. Mowa o wiewiórkach. Ten sympatyczny gryzoń występuje w Europie i Azji, znany był również Skandynawom. Jeden z przedstawicieli tego gatunku pojawiał się nawet w wierzeniach wikingów. Dziś poznamy go bliżej – przed Wami Ratatosk.

Zbiory własne

Ratatosk (nord. rata – szczur, toskrząb, kieł, czyli w wolnym tłumaczeniu – Szczurozęby :) był wiewiórką, która biegała po pniu Yggdrasila, świętego jesionu i osi świata w nordyckich wierzeniach. Był posłańcem pomiędzy Wielkim Orłem, siedzącym w koronie drzewa, a smokiem Niðhoggiem, który spijał krew poległych wojowników przy korzeniach. Przekazywane przez niego wiadomości powodowały konflikt między obiema istotami. Zakłada, się, że to złośliwa wiewiórka przekręcała słowa by powodować zwadzę między rozmówcami. Gryzoń uważany był przez wikingów za sprytnego i psotnego stwora. Ratatosk po drodze podgryzał korę i gałązki drzewa, tak samo jak czynił to Niðhogg, by nim zachwiać i strącić Orła z najwyższych gałęzi. Każdy, kto słyszał skrzeczącą wiewiórkę wie, że jej odgłosy mogą wydać się niemiłe lub przedrzeźniające. Zapewne i tak odbierali je wikingowie, przypisując Ratatoskowi rozsiewanie wrogich plotek.

Zbiory własne

Inne role wiewiórki nie są znane, nie bierze on udziału w walkach bogów, olbrzymów czy bohaterów. Być może więc Ratatosk jest najbardziej przebiegłą i destruktywną istotą w cały Kosmosie, nie tylko samemu powoli niszcząc oś łączącą wszystkie dziewięć światów mitologii nordyckiej, ale także powodując konflikty między innymi istotami, by niszczyły Yggdrasil. Niepozorne małe stworzenie nie ma krzepy lodowych olbrzymów, czy magicznych artefaktów bogów, jednak wykorzystuje innych do realizacji swojego celu. Pod Zmierzchu Bogów, Ragnaröku, ma zapanować nowy świat, bez wojen i cierpienia, a podgryzający korzenie drzewa smok Niðhogg zostanie zabity. Na koniec pozostaje więc otwarte pytanie, czy Ratatosk jest sługą zła, który dąży do kresu pewniej ery i zniszczenia praktycznie wszystkiego, co żyje, czy też chce przyspieszyć cały proces upadku i odrodzenia się Wszechświata, poprzez szybsze doprowadzenie do śmierci potwora? Prawdziwych motywów wiewiórki chyba nigdy nie poznamy…



Ratatosk pojawił się w ostatnich latach w dwóch grach komputerowych – God of War oraz Assasin’s Creed: Valhalla. Scenę z tego ostatniego występu możecie obejrzeć poniżej:


Na sam koniec chciałbym tradycyjnie zaprosić do odwiedzania mojego profilu na Facebooku a także podziękować Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie mojej twórczości na Patronite.

piątek, 13 sierpnia 2021

Rán - Bogini Wzburzonego Morza

 

Alan Gajewski Rán
2021

Skandynawia jest górzystym terenem o bardzo długiej linii brzegowej, poprzecinanej setkami fiordów. Wzdłuż wybrzeża przebiegało wiele wodnych szlaków handlowych. Wielka woda była także nieodłącznym elementem życia w zatokach. Nie może więc dziwić, iż stanowiła istotny element wierzeń wikingów. Jednym z bóstw, które patronowały morzom, była Rán i to właśnie jej chciałbym poświęcić dzisiejszy temat.

Rán była małżonką Ægira, który tak jak ona był bóstwem morskim. Mieli dziewięć córek, których imiona to poetyckie nazwy fal: Blóðughadda (Krwawowłosa), Bylgja (Fala), Dröfn (Pieniąca), Dúfa (Opadająca Fala), Hefring (Podnosząca się Fala), Himinglæva (Przejrzysta), Hrönn (Źródlana), Kólga (Chłodna) oraz Uðr (Spieniona). Również i imię Rán było używane w wielu kenningach. Rán-beðr (nord. Łoże Rán) to określenie dna morskiego. Ránar land (nord. Kraj Rán), Ránar salr (nord. Sala Rán) oraz Ránar vegr (nord. Droga Rán) z kolei określały samo morze. Atrybutem bogini była sieć rybacka, w którą niekiedy była odziana. I podobnie jak rybacy używali sieci do łapania ryb, tak Rán zarzucała ją na statki, by wciągać marynarzy w morską toń. W jednym z mitów Loki, bóg oszustw, pożyczył pewnego razu sieć od bogini, by złapać krasnoluda Andvariego, który potrafił zamieniać się w szczupaka. Ta sama sieć posłużyła później do złapania Lokiego, kiedy ten doprowadził do śmierci Baldura.

W tym miejscu warto podkreślić, że nordyckie zaświaty nie były jednym miejscem, a wieloma krainami, do których można było trafić po śmierci. Najbardziej znana jest Walhalla, gdzie wędrowała połowa ludzi walecznych lub zabitych w walce. Topielcy  trafiali do podwodnego złotego (lub wedle inne wersji, koralowego) pałacu Rán, który mieścił się gdzieś na dnie morza w pobliżu leżącej w cieśninie Kattegat wyspy Læsø, nazywanej przez wikingów Hlésey, czyli Wyspy Hléra (jedno z imion Ægira). Samo imię bogini jest również rzeczownikiem w staronordyckim – rán oznacza kradzież, rabunek. Takie miano nie dziwi – bogini okradła marynarzy z ich życia, a ich rodziny z mężów i ojców, którzy wypływali na otwarte morze, zdając się na kaprysy morskiego bóstwa.

Źródło: https://norsemythologypics.tumblr.com/post/625482648211587072/r%C3%A1n-is-the-sea-goddess-in-norse-mythology, data odczytu: 12.08.2021

Istniał sposób, by ubłagać Rán i prosić ją o darowanie życia. W momencie, gdy morze stawało się niespokojne, a znajdujący się na pokładach statków ludzie spodziewali się śmiertelnego zagrożenia, należało w morską toń cisnąć odrobinę złota. Bogini była chciwa nie tylko na ludzkie dusze, ale i na cenny kruszec. Taka ofiara wedle wikińskich wierzeń mogła ocalić całą załogę od pewnej zguby. Przypuszcza się, iż część znalezisk z duńskich cieśnin, takich jak wydobyte z dna bronie czy biżuteria, również mogły być rzucone w wody specjalnie w celu zaskarbienia sobie łaski Rán. Ciekawostką jest, iż samo złoto w poezji było opisywane kenningiem Ogień Ægira. Być może powodem były właśnie znajdywanie samorodków złota lub błyskotek pod wodą – z nad powierzchni wyglądały jak małe ogniki. Przypuszcza się, iż mogły również zdarzać się ofiary składane z ludzi, w celu zaspokojenia kaprysów morskiej bogini. Handlarze niewolników mieli rzekomo w tym celu wyrzucać za burtę co dziesiątego schwytanego jeńca[1].

Rán w przeciwieństwie do męskich bóstw morza, jak jej mąż Ægir czy Njord, jest bardziej niespokojna. Być może ta różnica wyrażała rozdźwięk, jaki wikingowie widzieli między kobiecą a męską naturą – wszak i dziś powiemy, że kobieta zmienną jest. I może właśnie dlatego przypadło jej patronowanie zmiennym warunkom na morzu, a nie spokojnej pogodzie.

 Na sam koniec chciałbym podziękować Alanowi Gajewskiemu, który zilustrował dzisiejszy temat a także Piotrowi Brachowiczowi, za wspieranie bloga. Jeśli podoba Ci się to, co powstaje na stronie - wesprzyj mnie na Patronite i odwiedź na profilu na Facebooku.


[1] Encyclopedia of Spirits: The Ultimate Guide to the Magic of Faries, Genies, Demons, Ghosts, Gods & Goddesses Judika Illes, Harper Collins Publishers, 2009