Kategorie

Polecane strony

piątek, 23 kwietnia 2021

Mylingi - Dusze porzuconych dzieci

 

Alan Gajewski Mylingi
2021

Za jedne z najbardziej przerażających postaci w horrorach można uznać pojawiające się w nich dzieci – niepozorne, a jednak demoniczne, albo te wracające z zaświatów by nawiedzać żywych. I tak oto mamy Samarę (Sadako w oryginalnej wersji)  i jej nawiedzone kasety VHS z filmu The Ring, czy także Tomása z Sierocińca. Jednak zbłąkane dusze dzieci nie pojawiły się w wierzeniach ludzi dopiero w dobie kinematografii ale istniały już przed wieloma wiekami. W Skandynawii przekazywano sobie podania o duchach zwanych  Mylingami i to właśnie im poświęcę dzisiejszy temat.

Mylingi były duszami dzieci, które zostały porzucone w lesie albo nad wodą na powolną śmierć z głodu, wychłodzenia lub by zostały pożarte przez dzikie bestie. Powodów do tak drastycznych działań mogło być kilka. Niechciana ciąża, trudności w utrzymaniu rodziny i jej nowego członka, czy fakt, iż dziecko urodziło się zdeformowane. Jak pisze Robert Ferguson[1]:

Jeszcze niżej na skali ludzkiej wartości od noworodków rodzaju żeńskiego znajdowały się dzieci z poważnymi upośledzeniami fizycznymi. (…) Nawet w epoce pisemnych kodeksów pozostało w mocy prawo zabraniające chrzczenia takich dzieci i nakazujące porzucenie ich w miejscu, gdzie umrą z głodu i zimna.

W schrystianizowanej Skandynawii doszedł jeszcze jeden powód, przez który porzucano noworodki. Nieślubne dzieci uważano za powód do wstydu, piętnowano za to zarówno matki, jak i bękarty. Takim dzieciom odmawiano również prawa do chrztu, przez co wedle wiary nie mogły po śmierci trafić do Nieba. Był to wielki krok wstecz w stosunku do poprzednich wierzeń, gdzie kobieta nie będąca w związku małżeńskim (tzw. frilla) mogła mieć potomstwo, które w świetle wikińskiego prawa dziedziczyło po obojgu rodziców – najlepszym tego przykładem może być Wilhelm Bękart, który jako nieślubny syn Roberta Wspaniałego zasiadł po nim na normandzkim tronie, by następnie dać się zapisać w historii jako Wilhelm Zdobywca.

Wróćmy jednak do tematu porzuconych noworodków. Nazwa Myling (lub Myrding) wywodzi się ze szwedzkich słów Myrþa oraz przyrostka -ling, których połączenie można tłumaczyć jako Osobę zamordowaną. Norwegowie nazywają te nieszczęsne duszyczki również Utburdami, czyli Wyniesionymi na Zewnątrz. W Finlandii nazywano je Ihtiriekko (jedno z domniemanych tłumaczeń to Dusza-Ptak). Inną odmianą w fińskich wierzeniach było Liekkiö, którego nazwa oznacza Płomień – dusze tych dzieci często ukazywały się po zmroku jako błędne ogniki.

Mylingi nawiedzały miejsca, gdzie dokonały swojego żywota. Oprócz brzegów jezior i dzikich ostępów ukrywano je również pod deskami domowych podłóg, by sąsiedzi nie zobaczyli wynoszonego noworodka. Taki czyn piętnował dom, w którym spoczęły szczątki, powodując, iż budynek był następnie nawiedzany. Przechodząc w pobliżu miejsca ich porzucenia lub ukrycia można było usłyszeć ich rozpaczliwy płacz albo poczuć, jak niewidzialne dzieci wieszają się na plecach. Jeśli Mylingowi udało się wskoczyć komuś na plecy, nie puszczał, żądając, by zanieść go na najbliższy cmentarz. Im bliżej cmentarza był, tym stawał się cięższy. Jeśli niosący go człowiek nie dał rady dojść do celu i upadał, wtedy duch zabijał nieszczęśnika. Czasami wśród wrzasków dało się słyszeć rozpaczliwy głos, proszący by nadać im imię. Duszyczki potrafiły przybierać także postać różnych zwierząt, które często posiadały nietypowe cechy, jak świecące oczy czy nieproporcjonalnie większe części ciała. Zamienienie się w białą sowę (czyli właśnie Ihtiriekko) i ukazanie się własnej matce było odbierane jako zły omen i interpretowane jako chęć zemsty za pozostawienie na pewną śmierć. Czyżby więc pojawienie się sowy miało reprezentować poczucie winy, które dręczyło matkę po porzuceniu lub zabiciu dziecka? Mylingi często też nie chciały straszyć ani krzywdzić żyjących, a jedynie wskazać miejsce, gdzie leżą ich porzucone szczątki – świadczyło to, iż domagały się uwagi, której nie zaznały za życia.

Myling nie musiał być skazany na wieczną udrękę. Jednym ze sposobów, by zapewnić mu spokój po śmierci, było nadanie imienia. Przyjmuje się, że napotkanego Utbunda powinno się nazwać Jon, jeśli była to dusza chłopca albo Anne lub Kari, w przypadku dziewczynki. Innym sposobem było wskazanie matki dziecka, co często wiązało się z wymierzeniem jej kary za dzieciobójstwo. Ostatnim sposobem na wybawienie Mylinga było przeniesienie jego szczątków i pochowanie z należytym szacunkiem na poświęconej ziemi cmentarza.

W historiach o Mylingach najstraszniejsze nie jest to, że nawiedzają miejsca, czy potrafią przyczepić się do czyichś pleców, powodując nawet śmierć niosącej je osoby. Najbardziej przeraża fakt, gdy uświadomimy sobie, iż za historią  tych dzieci stoją niezliczone tragedie, które wydarzyły się na przestrzeni wieków.

Jeśli podoba Cię to, co tworzę i chcesz mnie wesprzeć - grosza daj wikingowi! Zapraszam na mój profil na Patronite a także do odwiedzenia profilu na Facebooku. Ponadto chciałbym serdecznie podziękować mojemu pierwszemu Patronowi, Piotrowi Brachowiczowi oraz Alanowi Gajewskiemu, który zilustrował dzisiejszy temat.


[1] Młot i krzyż. Nowa historia wikingów, Robert Ferguson, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2018, s. 306.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz